To może być kolejny mecz, który przejdzie do historii polskiego szczypiorniaka. Mistrzowie Polski wygrali spotkanie, którego nie mieli prawa wygrać patrząc na skład, z jakim przyjechali i patrząc na przebieg meczu. I jeszcze mając w pamięci pierwszy mecz tych zespołów w Kielcach, gdy grając w pełnym składzie wygrali po trudnym boju czterema golami (30-26). Do Kijowa Vive pojechało w dwunastu, bo tylu minimalnie zawodników trzeba wpisać do protokołu. Ale wiadomo było, że z tej dwunastki nie wszyscy zagrają. W Kielcach zostali Krzysztof Lijewski, Uros Zorman, Tomasz Rosiński i Piotr Chrapkowski. Pojechali, ale bez szans na grę Piotr Grabarczyk i Żelijko Musa. Przed samym meczem uraz pachwiny wykluczył z występu Grzegorza Tkaczyka, a po kwadransie wypadł kolejny zawodnik, bo kontuzji nabawił się Hiszpan Julen Aginagalde... Do gry zostało 8 zawodników, w tym dwóch bramkarzy, a w polu grało sześciu bez szansy na zmianę... W dodatku pierwszą połowę mistrzowie Polski zagrali jakby wiedząc, że są skazani na porażkę i nie ma szans na apelację... Nie wychodziło kompletnie nic, ani w ataku, ani w obronie. Dwoi się Sławomir Szmal w bramce, bronił sam na sam i karnego, ale na niewiele się to zdało. Przewaga gospodarzy rosła z akcji na akcję i skończyło się aż 9 golami różnicy na korzyść Zaporoża. To już był kompromitujący wynik, a gdyby taki stan rzeczy się utrzymał, skończyło by się deklasacją mistrzów Polski... Ale się nie utrzymał. W bramce Szmala zmienił Marin Szego, a obrona zaczęła wreszcie być obroną. W ataku wreszcie zaczęły wychodzić akcje wykorzystujące indywidualne umiejętności zawodników Vive. Z drugiej linii bombardował Karol Bielecki, a aktywna obrona pozwalała co chwilę na przechwyty. Już po kwadransie kielczanie odrobili 6 z 9 bramek straty i już wiadomo było, że kompromitacji nie będzie. W tej sytuacji kadrowej porażka była bardzo prawdopodobna i każdy by ją usprawiedliwił, ale od jednego z faworytów Ligi Mistrzów, nawet przetrzebionego kontuzjami, trzeba było oczekiwać lepszej gry niż w pierwszej połowie. Ale nerwów nie było, bo kielczanie i tak już wcześniej zapewnili sobie pierwsze miejsce w grupie. Z biegiem minut Ukraińcy z coraz większym niedowierzaniem patrzyli na to, co się dzieje na boisku. Jeszcze 10. minut przed końcem wygrywali pięcioma golami ale widać było, że nie wiedzą co się dzieje i co zrobić, by obronić tę przewagę. Marin Szego zamurował bramkę i nie ma w tym cienia przesady. Do końca Ukraińcom udało się zdobyć dwa gole, a kielczanie odrabiali gola za golem, a 20 sekund przed końcem doprowadzili do remisu 27-27. Motor miał piłkę ale i tak nie wiedział co z nią zrobić i przechwytem popisał się Mateusz Jachlewski, pobiegł do kontry i zdobył zwycięskiego gola. To było absolutnie niewiarygodne zakończenie meczu. Vive Tauron Kielce jako jedyny w tej edycji Ligi Mistrzów skończył fazę grupową z kompletem wygranych i powtórzył swój wyczyn sprzed dwóch sezonów, gdy też wygrał wszystkie 10 spotkań. Wcześniej, w 2009 roku jako pierwszy w obecnej formule europejskiej elity dokonał tego hiszpański Ciudad Real prowadzony przez obecnego trenera kielczan Talanta Dujszebajewa. Pozostałe mecze ostatniej kolejki zostaną rozegrane do niedzieli, a losowanie par 1/8 we wtorek o 12. Pewny miejsca w najlepszej szesnastce jest także Orlen Wisła Płock, ale o tym czy awansuje z trzeciego czy czwartego miejsca zadecyduje niedzielny (godz. 19.30) mecz w Płocku z obrońcą trofeum, niemieckim Flensburgiem. Leszek Salva Motor Zaporoże - Vive Tauron Kielce 27-28 (19-10) Tabela 1. Vive Tauron Kielce 10 10 0 0 312:271 20 2. Pick Szeged 9 6 0 3 253:241 12 3. HC Motor Zaporoże 10 3 0 7 283:284 6 4. Dunkerque HB 9 3 0 6 228:238 6 5. Aalborg HB 9 2 2 5 233:246 6 6. Kadetten Schaffhausen 9 2 2 5 239:268 6