Zagłębie Lubin od mistrzowskiego tytułu dzieli już w zasadzie tylko krok, jednak w zespole z Dolnego Śląsku szampany jeszcze nie wystrzeliły. - Po meczu z Perłą już zebrałyśmy sporo gratulacji, ale matematycznie wciąż jeszcze nie zostałyśmy mistrzyniami. Z pewnością musimy wygrać następny mecz, ale będziemy chciały wygrać kolejne sześć. Na pewno nie zawieszamy sobie jeszcze na szyi złotych medali. Bardzo nie lubię, jak ktoś przyznaje medale jeszcze przed końcem sezonu. Każdy mecz jest ważny i do każdego podchodzimy tak samo. Gramy do końca! - zapewnia Monika Maliczkiewicz. Bramkarka łączy obecną drużynę z tą, która w 2011 roku sięgnęła po poprzedni mistrzowski tytuł dla Zagłębia. - Mija równo dziesięć lat od tamtego sukcesu. Na pewno cieszę się, że mam większy wkład w ten złoty medal, bo wtedy nie byłam pierwszą bramkarką. Ciężko to porównywać. I wtedy miałyśmy dobrą ekipę i teraz mamy. W tym roku wszystko się zazębiło, bardzo dobre transfery, super kolektyw i dzięki temu jesteśmy blisko wymarzonego celu - analizuje zawodniczka "Miedziowych". PGNiG Superliga: Zagłębie blisko tytułu W poprzednim sezonie rozgrywki PGNiG Superligi zostały przerwane z powodu pandemii i mistrzostwo zdobyła Perła Lublin. Teraz, mimo tego, że walka z koronawirusem trwa nadal, liga gra bez większych problemów. Jak mówi Monika Maliczkiewicz, przed sezonem nie było obaw, że rozgrywek znów nie uda się dokończyć. - Rok temu wszyscy bali się, jak to będzie wyglądało. W marcu przestałyśmy grać i miałyśmy bardzo długą przerwę. Teraz cieszymy się, że możemy grać, nawet mimo pustych trybun, choć akurat po zniesieniu obostrzeń ostatni mecz ligowy i Puchar Polski będziemy mogły rozegrać w wypełnionej do połowy hali. Przez wielu obserwatorów PGNiG Superligi to właśnie zawodniczka Zagłębia Lubin uważana jest za najlepszą bramkarkę tych rozgrywek, choć ona sama uważa, że jej dobra postawa to w dużej mierze zasługa koleżanek z defensywy. - Mamy bardzo dużo dobrych bramkarek w kraju. Ostatnio bardzo dobre występy notuje np. Karolina Sarnecka z Piotrcovii. Ja miałam lepszy styczeń i luty, choć to zasługa dziewczyn z drużyny. Mamy świetną obronę, a wiadomo, że to ułatwia prace bramkarce. Nie osiągnęłabym tego bez pomocy koleżanek, które harują w obronie jak mocarki. I ja się staram oddać tylko to, co one mi dają - mówi skromnie Maliczkiewicz. I dodaje, że absolutnie nie czuje się najlepsza w lidze. - Cieszą mnie te wszystkie wyróżnienia, ale spokojnie. Jestem doświadczoną bramkarką, daję z siebie wszystko, cieszę się z wyróżnień ale nie nazwałabym się najlepszą bramkarką Superligi. W Zagłębiu występuje, z przerwą na grę we Francji, od wielu lat i jest jednym z symboli tej drużyny. Ostatnio zdecydowała się podpisać kolejną umowę i związać się z klubem na kolejne trzy lata. Choć nie wyklucza, że jeszcze kiedyś będzie chciała spróbować sił za granicą. - Jestem już doświadczoną zawodniczką, podpisałam trzyletni kontrakt, bo stwierdziłam, że chcę jeszcze zostać w zespole z Lubina. Jest mi tutaj dobrze, klub jest należycie zorganizowany, co roku bijemy się o najwyższe cele. Niewykluczone, że za trzy lata, jeśli dostanę jaką super propozycję, to wyjadę, ale na ten moment przez kolejne sezony będę reprezentować Zagłębie, z czego się bardzo cieszę - podkreśla bramkarka. Niania na etacie Wolny czas, którego ma bardzo mało, stara się spędzić z rodziną. Dość często, co widać choćby w mediach społecznościowych, jest na etacie niani. - To dzieci mojego brata i mojej siostry i jeśli tylko jest okazja jechać do domu i spędzić z nimi trochę czasu, staram się to robić, bo wywołuje to uśmiech na mojej twarzy. Staram się często odwiedzać rodzinę, na ile pozwala mi oczywiście kalendarz spotkań. Mamy dość krótki okres roztrenowania, takie wolne to około trzech tygodni, w których możemy pozwolić sobie na odpoczynek. Wtedy próbuję tak rozporządzić czasem, żeby odwiedzić bliskich w domu, a jeśli jest okazja, to wygospodarować kilka dni, żeby gdzieś wyjechać - mówi Monika Maliczkiewicz. W środowisku handballowym w naszym kraju bramkarka znana jest jako "Łosiek". Ta ksywa przylgnęła do niej wiele lat temu i funkcjonuje do dziś. - Przeprowadziłam się do Kobierzyc, poszłam tam na trening piłki ręcznej. I na jednych z pierwszych zajęć koleżanka powiedziała do mnie "Ale Ty jesteś Łosiek!". Oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. To może mało poważna ksywa, ale tak już zostało. To już kilkanaście lat i wszyscy się tak do mnie zwracają - wspomina zawodniczka Zagłębia. Jakub Kędzior