Mistrzowie Polski z Kielc przez lata mieli w Lidze Mistrzów swojego "ulubionego" przeciwnika, a był nim jeden z... najlepszych zespołów na kontynencie. Tak tak, THW Kiel ma wielokrotnie większy budżet od kielczan, ogromne aspiracje, często gra w Final 4 w Kolonii - zresztą z sukcesami. A jednak przez ostatnich 10 lat to zespół ze stolicy województwa świętokrzyskiego wygrał siedem z dziewięciu spotkań z "Zebrami", dwa pozostałe zremisował. Przełom nastąpił dopiero w lutym tego roku, gdy THW wygrało w swojej hali 32:29, choć dwa punkty zapewniło sobie w końcówce. Wcześniej fenomenalną pogoń zaprezentowali kielczanie, którzy pierwszą połowę przegrali aż 13:22. Dziś świetnie spisali się przed przerwą, słabo zaś po niej. Kryzys THW Kiel w Bundeslidze. Mecz z Industrią miał pokazać, że to już przeszłość Dla obu zespołów było to niezwykle ważne spotkanie - Kilonia miała komplet punktów, ale z poważnych przeciwników - starcie tylko z Pickiem Szeged. W Bundeslidze kompletnie zawodzi, trzy porażki podważyły zaufanie do trenera Filipa Jichy. A już szczególnie ta sprzed ośmiu dni w swojej hali w Pucharze Niemiec z zespołem HSG Wetzlar - 31:32. Tym samym HSG, który ledwie miesiąc wcześniej Kilonia rozbiła jedenastoma bramkami, wygrywając zresztą pierwszą połowę 15:4. Mecz z Industrią był więc dla czeskiego trenera, niegdyś świetnego rozgrywającego, okazją do rehabilitacji. No i ważnym starciem w kontekście walki o pierwsze dwa miejsca w grupie, dające bezpośredni awans do ćwierćfinału. Zacięty początek meczu. Świetna skuteczność, kiepscy bramkarze Kielczanom porażka mogła mocno skomplikować sytuację w tabeli, a przecież muszą sobie wciąż radzić bez bramkarza Andreasa Wolffa, kontuzjowany jest lider drużyny w polu Alex Dujszebajew, nie mógł go też zastąpić na rozegraniu Paweł Paczkowski. Mistrzowie Polski radzili sobie jednak bardzo dobrze, może nie w defensywie, ale w ataku prezentowali się koncertowo. Niemcy cierpliwie rozgrywali piłkę - aktywna obrona kielczan nie robiła na nich wrażenia. Podobnie jak i niewiele skutecznych interwencji miał Miłosz Wałach. Po drugiej stronie boiska było jednak podobnie: Francuz Samir Bellahcene i Czech Tomáš Mrkva też rzadko coś odbijali. Kapitalne rzuty Szymona Sićki. "Zebry" znalazły odpowiedź Początkowo gospodarze mieli inicjatywę, ale dość szybko to się zmieniło. Rolę starszego z braci Dujszebajewów przejął Igor Karačić - świetnie rzucał, kapitalnie dogrywał do obrotu. A Nicolas Tournat tych okazji nie marnował, więc to goście mieli jedno-, dwubramkowe prowadzenie. Gdy zaś skończyły się dogrania Chorwata do koła, zaczęły się cudowne asysty Sićki, ale także rzuty reprezentanta Polski po okienkach bramki "Zebr". W ofensywnej grze Industrii wszystko się mniej więcej zgadzało, w obronie było słabo. Zwłaszcza, że już w 19. minucie dwie kary na koncie miał Arciom Karaliok, jeden z filarów defensywy mistrza Polski. Najwięcej problemów zaczął jednak stwarzać gościom 21-letni rozgrywający Elias Ellefsen á Skipagøtu. Wszedł za weterana Domagoja Duvnjaka, a grał tak, jakby miał za sobą kilka sezonów w tych elitarnych rozgrywkach. To na nim kary wyłapali Karaliok i Tomasz Gębala. Nie bał się atakować, grał jeden na jednego z rosłymi rywalami, widział, co się dzieje dookoła. THW zrobiło świetny interes, wyciągając go ze szwedzkiego Sävehofu. Początek drugiej połowy zmienił wszystko. Młody Farer zaskoczył defensywę kielczan Mistrzowie Polski źle weszli w to spotkanie po przerwie, byli kompletnie zagubieni w pierwszych akcjach w ataku. Mimo kary dla Patricka Wiencka, dwie bramki dla "Zebr" dorzucił Ellefsen á Skipagøtu. Później jednak Farer spudłował, Michał Olejniczak wyrównał. Niepokojące dla kielczan było to, że obudził się Mrkva: najpierw obronił rzut z sześciu metrów Karalioka, później ze skrzydła Moryty. Gospodarze mieli kilka szans na odskoczenie na trzy trafienia różnicy, w końcu im się to udało - w 40. minucie Wiencek trafił na 20:17. Kielczanie prezentowali się coraz gorzej, błędne decyzje podejmował Sićko. Potrzebowali lidera, próbował ich ratować technicznymi rzutami Karačić. To było jednak za mało - w 43. minucie Eric Johansson podwyższył na 23:19, ale o dziwo - Dujszebajew wciąż nie prosił o przerwę. Było kilka momentów, gdy Industria miała jeszcze szanse odwrócić losy tego spotkania. I to mimo kapitalnych interwencji Mrkvy, który w drugiej połowie prezentował świetną skuteczność w bramce. Od trafienia Sićki na 10 minut przed końcem na 25:26, sprawy w swoje ręce znów wziął młody reprezentant Wysp Owczych, a wspomagali go: Harald Reinkind i z rzutów karnych weteran Niclas Ekberg. Goście znów popełniali za dużo błędów w ataku, brakowało prawego rozegrania, nie było tej płynności, co w pierwszej połowie. Skończyła się gra z niezwykle skutecznym na obrocie Nicolasem Tournatem, lepiej pilnowany był Sićko. W 56. minucie, po kapitalnej akcji trafił - już po raz siódmy w meczu - Ellefsen á Skipagøtu, a strata pięciu bramek była już za wysoka dla gości. I THW wygrało 35:31, kończąc mecz cudownym rzutem Szweda Johanssona. THW Kiel - Industria Kielce 35:31 (15:16) THW: Mrkva (9/29 - 31 proc.), Bellahcene (1/10 - 10 proc.) - Ehrig, Duvnjak 1, Reinkind 5, Landin 3, Øverby 3, Wiencek 1, Ekberg 4, Johansson 7, Dahmke, 2, Gurbindo, Wallinius, Bilyk 2, Pekeler, Ellefsen á Skipagøtu 7. Kary: 16 minut. Rzuty karne: 4/4. Industria: Wałach (6/40 - 15 proc.), Błażejewski - Olejniczak 1, Kounkoud, Sićko 7, Tournat 7, Karačić 4, Moryto 6, D. Dujszebajew 1, Thrastarson 1, Stenmalm, Gębala 1, Karaliok, Nahi 3. Kary: 14 minut. Rzuty karne 3/3.