Pełne trybuny - 4,5 tysiąca kibiców w hali w Rennes, świetna oprawa i atmosfera, a do tego wyjątkowy rywal - w takich warunkach przyszło Polkom wrócić na kolejny oficjalny mecz reprezentacji. Nie grały żadnego spotkania od kwietnia, gdy z kompletem punktów zakończyły eliminacje do Mistrzostw Europy. Tyle że wtedy Polki ograły jedynie po dwa razy Litwę i Szwajcarię, a to drużyny bardzo przeciętne. Miały jeszcze grać z mocnymi Rosjankami, ale te spotkania, planowane na marzec, zostały odwołane po inwazji armii Putina na Ukrainę. Dwumecz z Francją, czyli dzisiejsze spotkanie w Rennes i niedzielne w Nantes (początek o godz. 16.10) był więc w tej sytuacji jedynym sprawdzianem dla Polek z mocnym rywalem przed arcyważnymi Mistrzostwami Europy. Kapitalna gra Francji w pierwszej połowie. Polki były bezradne Francja to bez wątpienia główny faworyt zbliżającego się turnieju, a w meczu z Polską podopieczne Oliviera Krumbholza ani przez moment nie zwalniały tempa. Jeśli Polki chciały sprawdzać jakieś rozwiązania w ataku, to musiały to robić w ciągłym stresie, przy agresywnej i wysokiej obronie rywalek. Z każdą minutą coraz trudniej też przychodziło im zdobywanie pozycji rzutowych, a rywalki każdy błąd bezlitośnie wykorzystywały. I choć Polki prowadziły 2-1, remisowały 3-3, to później już z każdą minutą powiększała się różnica na korzyść rywalek. Nie było w polskim zespole zawodniczki, która potrafiłaby wziąć na siebie odpowiedzialność w ataku. Ale to też efekt świetnej defensywy Francji, która pierwszą część meczu wygrała 17-10. Biało-czerwone walczyły do końca. Świetny mecz Sylwii Matuszczyk Bynajmniej w drugiej połowie mistrzynie olimpijskie nie grały drugim garniturem - nadal sporo czasu na parkiecie spędzała Grâce Zaadi Deuna, wchodziła do ofensywy Estelle Nze Minko, grała Pauletta Foppa, perfekcyjnie karne wykonywała Alicia Toublanc. Przewaga Francji powiększyła się nawet do 11 goli, ale Polki do samego końca grały ambitnie. Świetną zmianę dała Sylwia Matuszczyk - miała wyjątkowego nosa do znajdowania pozycji na szóstym metrze w ataku i ogrywała utytułowane rywalki. Z karnych nie myliła się Monika Kobylińska, dobrze zaprezentowała się Emilia Galińska. Dzięki temu Polki drugą część spotkania zremisowały, a końcowy wynik wcale nie jest pogromem. Rok temu, gdy Polska grała z Francją na mistrzostwach świata w Hiszpanii, różnica była większa (16-26). Drugie spotkanie tych drużyn już w niedzielę o godz. 16.10 w Nantes. A 5 listopada Polki rozpoczną w Podgoricy Mistrzostwa Europy od spotkania z Niemkami. Francja - Polska 33-26 (17-10) Francja: Darleux, Depuiset - Nze Minko 5, Toublanc 5, Zaadi 4, Sercien-Ugolin 4, Horacek 3, Foppa 3, Dembele 2, Flippes 2, C. Lassource 1, Valentini 1, Ondono, Granier, D. Lassource, Edwige. Rzuty karne: 5/5. Kary: 4 minuty. Polska: Płaczek, Zima, Maliczkiewicz - Kobylińska 4, Matuszczyk 4, Achruk 3, Galińska 2, Łabuda 2, Balsam 2, Wiertelak 2, Nocuń 2, Rosiak 2, Kochaniak-Sala 1, Nosek 1, Olek 1, Michalak. Rzuty karne: 6/7. Kary: 6 minut.