Wspólna, węgiersko-słowacka kandydatura, pokonała w głosowaniu delegatów bardzo mocną, zachodnioeuropejską ofertę wspólnego organizowania czempionatu przez Belgię, Hiszpanię i Francję. Turniej zostanie rozegrany na pięciu obiektach. Na Węgrzech będą to hale w Budapeszcie, Segedynie i Debreczynie, natomiast na Słowacji w Koszycach i w Bratysławie, gdzie mecze pierwszej fazy turnieju będą rozgrywali Polacy. ME: Finały w Budapeszcie Na mistrzostwach Europy na Słowacji i Węgrzech wystąpią 24 reprezentacje, podzielone w fazie wstępnej na sześć, czterozespołowych grup. "Biało-Czerwoni" trafili do grupy D, gdzie ich rywalami będą Niemcy, Austriacy i Białorusini. Podopieczni trenera Patryka Rombla losowani byli z czwartego koszyka, toteż nie są faworytem do awansu, ale nie stoją też na straconej pozycji. Ostatni turniej w Hiszpanii i mecz z gospodarzami pokazał, że nasza drużyna potrafi walczyć z najlepszymi.Do fazy zasadniczej awansują po dwa najlepsze zespoły z każdej z grup i tam, w dwóch sześciozespołowych grupach będą walczyć o awans do półfinałów. Zespoły z trzecich miejsc z kolei spotkają się w meczu o piątą lokatę. Mecze tej fazy mistrzostw rozgrywane będą już tylko w dwóch miastach, w Budapeszcie i Bratysławie. Polacy, w razie awansu, nie będą więc musieli zmieniać swojej lokalizacji. Decydujące spotkania turnieju odbędą się już tylko w stolicy Węgier, gdzie 30 stycznia zostanie rozegrany finał mistrzostw. Tamtejsza hala "MVM Dome" może pomieścić ponad 20 tysięcy widzów. Na co stać Polaków? Po latach sukcesów reprezentacja Polski w piłce ręcznej mężczyzn przeżywa ostatnio słabszy okres. Poprzedni turniej nasza drużyna zakończyła już na pierwszej fazie, notując w grupie trzy porażki i zajmując odległe, 21. miejsce w całych mistrzostwach. Przed mistrzostwami Polacy rozegrali towarzyski turniej w Hiszpanii, w którym początkowo miały wziąć udział cztery zespoły, ale z powodu zakażeń koronawirusem w ostatniej chwili musieli wycofać się Japończycy. "Biało-Czerwoni" dosyć pewnie pokonali Iran i minimalnie ulegli gospodarzom, ale trener Patryk Rombel traktował to w kategoriach czysto szkoleniowych. - W Hiszpanii cały czas jeszcze szukaliśmy odpowiedzi i testowaliśmy różne ustawienia. Ich efekt ocenialiśmy na chłodno. Bez większych zachwytów, ale też bez zmartwień. Te wszystkie informacje były bardzo przydatne na etapie podejmowania ostatecznych decyzji - mówił selekcjoner Polaków cytowany przez oficjalną stronę Związku Piłki Ręcznej w Polsce.Czytaj także: Dramat reprezentanta Francji. Ledwo uszedł z życiemZ całą pewnością naszych zawodników stać na to, by awansować do fazy zasadniczej. Austriacy i Białorusini to nie są drużyny będące poza zasięgiem Polaków, a i Niemcy są do "ugryzienia", co pokazał chociażby mecz na zeszłorocznych mistrzostwach świata, zremisowany przez "Biało-Czerwonych" 23:23. Niestety, ostatnie dni przed turniejem przyniosły fatalne dla Polaków wieści. Jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem powołań Rafał Przybylski i Dawid Dawydzik otrzymali pozytywne wyniki testów na koronawirusa i nie znaleźli się w kadrze na turniej. Już po przylocie do Bratysławy kolejnych pięciu zawodników, z tego samego powodu, wypadło ze składu. Adam Morawski, Piotr Chrapkowski, Jan Czuwara, Kacper Adamski i Damian Przytuła musieli zostać odizolowani, a na ich miejsce powołani zostali Melwin Beckman, Mikołaj Czapliński, Krzysztof Komarzewski, Maciej Zarzycki i Mateusz Zembrzycki. To wszystko jednak mocno zaburzyło plan sztabu trenerskiego na ten turniej.Rombel już jakiś czas buduję zespół, szykowany na mistrzostwa świata 2023, które odbędą się na naszych parkietach. To jest impreza docelowa, ale nic przecież lepiej nie tworzy klimatu wokół reprezentacji, jak zwycięstwa na dużych turniejach. Może te mistrzostwa będą przełamaniem "Biało-Czerwonych"? O ile oczywiście z grona rywali "odpadnie" COVID-19. Powtórka z Tokio? Z niewielkimi wyjątkami, jak na przykład budowany na armii zaciężnej Katar, od wielu lat w światowej piłce ręcznej dominują zespoły ze Starego Kontynentu. Nikogo nie zdziwiło więc, że komplet olimpijskich medalistów z Tokio pochodzi właśnie z Europy. I co oczywiste, Francję, Danię i Hiszpanię zobaczymy także na węgierskich i słowackich parkietach. I to właśnie te drużyny będą faworytami do medali.Czy tak również będzie wyglądał skład podium na mistrzostwach Europy? To bardzo możliwe, bo choć np. we Francji zabraknie Nadima Remiliego czy Luki Karabaticia, to wciąż w tych ekipach aż roi się od gwiazd. Szyki z pewnością spróbują im pomieszać prowadzeni przez Sandera Sagosena Norwegowie czy mający kilku starych i obecnych znajomych z PGNiG Superligi Chorwaci.Czarnym koniem imprezy mogą być współgospodarze turnieju Węgrzy z potężnym obrotowym Bence Banhidim. Gorący doping zakochanych w handballu fanów może dodać im skrzydeł i ponieść nawet po medal. Będzie to jednak turniej, gdzie karty może rozdawać przede wszystkim wiszący nad wszystkimi koronawirus. Choć zawodnicy, działacze i wszyscy wokół są testowani niemal codziennie, to ostatnie turnieje, nie tylko piłki ręcznej, pokazały niestety, że z tym przeciwnikiem trudno wygrać. I jeśli ze składów poszczególnych drużyn zaczną wypadać czołowi zawodnicy, możemy być świadkami wypaczenia rozgrywek. Oby do tego nie doszło, bo choć sport lubi niespodzianki, to zdecydowanie nie tego pokroju.