Gdy mistrzowie Polski podali skład na "Świętą Wojnę", wielu fanów piłki ręcznej w Polsce mogło odnieść wrażenie, że oddają tę kluczową potyczkę niemal walkowerem. Brakowało nie tylko Szymona Sićki, Nicolasa Tournata czy Tomasza Gębali, ale też Andreasa Wolffa i Daniela Dujszebajewa, a nawet Szymona Wiadernego, który przydałby się w systemie rotacji. A przecież to miało być fizyczne starcie, pełne pojedynków, zapewne też i fauli oraz wykluczeń. Jednych i drugich czekają za tydzień pierwsze spotkania w 1/8 finału Ligi Mistrzów, szkoleniowiec kielczan uznał widocznie, że nie ma sensu ryzykować zdrowia niektórych zawodników, skoro ten mecz i tak nie decyduje o tytule. Tak naprawdę mógł rozstrzygnąć kwestię pierwszej lokaty po rundzie zasadniczej i dać atut własnej hali w ewentualnym trzecim starciu wielkiego finału. Dużo, a jednocześnie przecież, przy klasie obu drużyn - niewiele. Osłabiona Industria postawiła się liderowi Orlen Superligi. Zaskakujący przebiegł hitu w Płocku - Im mniej masz zawodników, tym pozostali dają z siebie więcej - mówił w przerwie skrzydłowy Wisły Przemysław Krajewski. Gospodarze jakby zostali zaskoczeni agresywnością i wolą walki ze strony kielczan, to goście tym razem, chcieli się niemal bić. Para sędziowska Michał i Robert Orzechowie miała sporo pracy, ale już w 6. minucie arbitrzy pokazali, że nie będą tolerować prowokacji. Po kotłowaninie na środku boiska odesłali na ławkę kar Dylana Nahiego i Dawida Dawydzika. Przed przerwą siedmiokrotnie odsyłali zawodników z boiska, Benoît Kounkoud zobaczył już w 23. minucie czerwoną kartkę, za dwa faule w odstępie kilku sekund. Siła Industrii w polu zmniejszyła się wtedy do dziewięciu zawodników. To jednak mistrzowie Polski mieli od początku inicjatywę. Pierwszy trafił co prawda Miha Zarabec, ale zaraz trzykrotnie odpowiedział wyjątkowo waleczny Nahi. Jedynie raz, po kwadransie, "Nafciarzom" udało się odzyskać prowadzenie, gdy z drugiej linii trafił Tin Lučin (8:7), ale już za chwilę było 11:9 dla gości. Dobrą zmianę dał w bramce Miłosz Wałach, choć i w płockiej ekipie trudno było mieć zastrzeżenia do Marcela Jastrzębskiego. Zdecydowanie bardziej zawodzili jego koledzy z defensywy, którzy ustawieni byli pod Alexa Dujszebajewa. I co z tego, że syn trenera Industrii nie zdobył w pierwszej połowie żadnej bramki, skoro zaczynał każdą akcję swojej drużyny i od razu tworzył przewagę. Grał znakomicie, choć może nie było to tak widoczne w liczbach. Te mieli inni, choćby niezwykle skuteczny Cezary Surgiel. Węgier rozruszał ofensywę "Nafciarzy". Ostatnie słowo należało do Białorusina z Industrii Mistrzowie Polski niemal cały czas prowadzili jedną czy dwoma bramkami, kilka razy mogli odskoczyć na trzy trafienia. Nie udało im się, ale też i w obronie dość skutecznie powstrzymywali dogrania na koło do Dawydzika. Sporo bramek zdobywał Lučin (sześć przed przerwą, trzy z karnych), ale też Chorwat popełniał błędy. Brakowało gry ze skrzydłowymi, dopiero w ostatnich minutach rozruszał zespół Gergő Fazekas. Węgier nie bał się akcji jeden na jednego, ogrywał Michała Olejniczaka, to on wyrównał na 14:14. Goście wygrali jednak pierwszą połowę, bo bezpośrednio z rzutu wolnego trafił Arciom Karaliok. Ale nie po czasie, a... cztery sekundy przed syreną. Szok na trybunach, osłabiona Industria w natarciu. Nieliczni, ale bardziej waleczni Kielczanie kilka razy mogli podwyższyć prowadzenie do trzech bramek, tak jak w pierwszej połowie nie wykorzystywali swoich okazji. Zaskakująca była niemoc Orlenu Wisły, faule ofensywne jej gracze powodowały coraz większą nerwowość. Trochę pomagał gospodarzom w bramce Jastrzębski, ale przecież nie tego oczekiwali kibice w niebieskich koszulkach, którzy w pięć godzin wykupili wszystkie bilety na ten hit. Aż w końcu, po kolejnym kontrataku świetnie rozegranym przez Arkadiusza Morytę i Igora Karačicia, Chorwat podwyższył na 19:16, pierwszy raz różnica powiększyła się tak znacznie. Trener Wisły Xavier Sabate zareagował od razu przerwą, minęło już ponad sześć minut, a jego zawodnicy wyglądali tak, jakby myślami byli gdzieś indziej. I ta minuta w wykonaniu Hiszpana nie była spokojna. Sytuacja układała się dla Industrii coraz lepiej, Nahi wkrótce podwyższył na 20:16, goście przetrwali też dwie minuty gry w osłabieniu, po drugiej już karze dla Karalioka, a na dodatek Sandro Mestrić w końcu "złapał" Lučina przy rzucie karnym. W 43. minucie goście mieli już pięć bramek zaliczki, po rzucie Haukura Thrastarsona wygrywali 22:17. A za chwilę trafił w kontrze Nahi i zrobiło się 23:17. Była radość gości, ale i niepokój: choć mistrz Europy zdobył właśnie ósmą bramkę, to przy tym doznał jakiegoś urazu. I opuścił boisko. Osiem bramek różnicy, "Nafciarze" potrzebowali cudu. Zryw nastąpił, ale tylko chwilowy Teoretycznie trenerowi Industrii zostało... ośmiu graczy z pola, choć po kilku minutach Nahi wrócił na parkiet, sam tego chciał. Ale tak jak mówił w przerwie Krajewski, ci nieliczni są często w stanie dać więcej. Sytuacja dla Kielc była już idealna, gdy w 47. minucie Karačić podwyższył na 26:18. Orlen Wisła potrzebował cudu, jakiego kiedyś zespół z Kielc doświadczył w finale Ligi Mistrzów z Telekomem Veszprem, gdy w 46. minucie przegrywał 19:28, a doprowadził do dogrywki. Gospodarzy stać było na zryw, przez dwie minuty zdobyli trzy kolejne bramki, zrobiło się 21:26. Nie trwał jednak długo, dalej bowiem defensywa płocczan nie była żadnym monolitem, goście z łatwością ją rozrywali. A do tego zaczęły się straty płocczan w ataku, Industria kontrowała po przechwytach. W 53. minucie po takiej akcji trafił Nahi, na 31:23. Francuz był tak bardzo pod wpływem adrenaliny, że - choć utykał - to nie chciał zejść z boiska. Kielczanie tej szansy już nie wypuścili, choć w 57. minucie czerwoną kartkę zobaczył Karaliok, a goście grali niemal dwie minuty w podwójnym osłabieniu. Wygrali jednak znacznie wyżej, niż Orlen Wisła w grudniu w ich hali. I to oni zapewne skończą fazę zasadniczą na pierwszym miejscu, bo na dwie kolejki przed końcem są liderem. Orlen Wisła Płock - Industria Kielce 29:34 (14:15) Orlen Wisła: Jastrzębski, Alilović - Żytnikow 1, Fazekas 1, Zarabec 3, Terzić, Mindegia 1, Lučin 8, Piroch 1, Sroczyk, Daszek 2, Krajewski 6, Serdio, Dawydzik, Šušnja, Mihić 6. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 7/8. Industria: Mestrić, Wałach - A. Dujszebajew 3, Thrastarson 3, Karačić 6, Olejniczak 2, Paczkowski, Moryto 4, Kounkoud, Surgiel 5, Nahi 9, Karaliok 2. Kary: 12 minut. Rzuty karne: 4/4.