Można żałować, że IHF Super Globe, czyli klubowe mistrzostwa świata, organizowane są w Arabii Saudyjskiej, a nie gdzieś, gdzie piłka ręczna wywołuje jakiekolwiek zainteresowanie. Dwa półfinały dostarczyły ogromnych emocji, a z trybun śledziła je garstka widzów. Można się było poczuć jak na sparingu najlepszych drużyn na świecie, choć może nie do końca. W sparingach wielkich pieniędzy się nie zdobywa, triumfator IHF Super Globe skasuje zaś w Dammamie 400 tys. dolarów. Kapitalne starcie Barcelony z berlińskimi Lisami. Mistrz Hiszpanii miał karnego na awans... Zanim doszło do powtórki z czerwcowego finału Ligi Mistrzów, czyli starcia Industrii Kielce z SC Magdeburg, o awans do finału powalczyły siódemki Barcelony oraz Füchse Berlin. Gigant z Katalonii w drugiej połowie prowadził niemal cały czas, świetnie bronił misiowaty Emil Nielsen, ale w samej końcówce Niemcy drugi raz doprowadzili do remisu - 29:29. Piłkę miała Barcelona i ponad pół minuty na rozegranie akcji. Jej atak nie zakończył się jednak trafieniem, ale zbitą piłkę złapał w powietrzu jeden z graczy "Lisów", a trener tej drużyny Jaron Siewert poprosił o przerwę. Jak się okazało, odrobinę za wcześnie - jego zespół nie był jeszcze w posiadaniu piłki. Barcelona dostała rzut karny, jeden z graczy Füchse musiał usiąść na dwie minuty na ławce z karą, a Hampus Wanne stanął przed szansą zapewnienia Barcy zwycięstwa. Przegrał jednak pojedynek z 7 metrów z Lasse Ludwigiem, podobnie jak i dobitkę. Doszło w niej do dogrywki, w której mistrz Hiszpanii miał już dwie bramki przewagi, a... przegrał 34:35. "Lisy", triumfator ostatniej Ligi Europejskiej, staną więc w niedzielę przed szansą na trzecią wygraną w IHF Super Globe. Choć przecież ani razu ten klub nie wygrał Ligi Mistrzów. Rekordy Magdeburga w Arabii Saudyjskiej. Tyle że... niewiele one znaczyły Kielce zaś triumf w tych najważniejszych rozgrywkach już mają, ale w finale IHF Super Globe jeszcze nie były. Rok temu na przeszkodzie stanęła Barcelona, ówczesny triumfator Ligi Mistrzów, teraz rywalem też był formalnie najlepszy zespół Europy, czyli SC Magdeburg. Mistrzowie Polski dostali więc okazję do rewanżu, bo to właśnie z nimi, po dogrywce, Niemcy wygrali w czerwcu w Kolonii, po dogrywce. A Magdeburg nieźle postraszył wszystkich rywali, wygrywając w czwartek z University of Queensland 57:14. Raz, że pobił rekord strzelecki w historii tych rozgrywek, dwa: wygrał największą różnicą bramek, a trzy: skrzydłowy Daniel Pettersson pokonał bramkarza z Brisbane aż... 26 razy! Ten sam Pettersson, który w sześciu kolejkach Ligi Mistrzów zdobył raptem siedem bramek, a dziś cały mecz... przesiedział na ławce. To jednak świadczy tylko o amatorskim poziomie drużyny z Australii. Kapitalna dyspozycja Andreasa Wolffa. Niemiec z Industrii zastopował wicemistrza Niemiec Kielczanie znów musieli sobie radzić bez Arkadiusza Moryty, jego brak był widoczny. Szwankowała jednak skuteczność innych graczy, zwłaszcza obrotowych. Początkowo z piłkami mijał się też w bramce Andreas Wolff, ale później wszedł na poziom nieosiągalny dla niemal całej reszty golkiperów na świecie. Trzymał mistrzów Polski przy życiu, choćby broniąc dwa rzuty karne Omara Ingi Magnussona. To jednak wicemistrzowie Niemiec mieli wciąż przewagę, w 16. minucie wynosiła już cztery trafienia (9:5). Industria miała spore problemy z rozegraniem piłki, kroki popełnili Szymon Sićko i Michał Olejniczak. Na dodatek po tych prostych błędach na dwie minuty wyleciał jeszcze Nicolas Tournat, a Magdeburg miał piłkę i szansę na prowadzenie 10:5. I wtedy dwa przechwyty z rzędu zanotował Dylan Nahi, po trafieniach Francuza zrobiło się 7:9, mistrz Polski trochę odżył. Wciąż było to jednak spotkanie z inicjatywą "Gladiatorów", a gra w przewadze była dla jednych i drugich sporym... problemem. Gdy kielczanie dostali taką szansę, po karze dla Oscara Bergendahla, to od razu stracili dwie bramki. Pierwszą połowę przegrali tylko 14:15. Wielkie emocje w Dammamie. Mistrz Polski objął nawet prowadzenie W drugiej nadal kapitalnie bronił Wolff, znów obronił karnego, przy stanie 15:17, ale i wiele rzutów w sytuacjach sam na sam. Minęła chwila i już Nahi, po kontrze, doprowadził do remisu 18:18, a za chwilę kolejny szybki atak Igora Karačicia oznaczał prowadzenie Industrii 19:18. Do końca meczu było 20 minut, nikt nie chciał tu odpuścić. Podobnie jak w Kolonii pięć miesięcy temu, znów było to starcie zacięte, choć wtedy to Magdeburg musiał przez większość czasu gonić wynik. Teraz prowadzenie się zmieniało, co chwilę był remis. Z drugiej strony - jedni i drudzy kapitalnie bronili, to był momentami popis żelaznych defensyw. O każdą sytuację strzelecką było niesamowicie trudno, każdy przestrzelony rzut bolał podwójnie. Jak ten Sićki przy stanie 22:22, gdy Tałant Dujszebajew chwycił się za głowę. Za chwilę kolejna akcja Industrii zakończyła się niepowodzeniem, a Magnusson dał rywalom prowadzenie 23:22. Błąd za błędem w końcówce. Mistrz Polski nie wytrzymał ciśnienia Na parkiecie wrzało, oba zespoły żywiołowo reagowały po każdej udanej akcji. To jednak kielczanie co najwyżej doprowadzali do remisu, byli na musiku. Świetnie zaczął bronić wpuszczony na ostatnie 17 minut drugi bramkarz SC Sergey Hernández - miał skuteczność lepszą od Wolffa. Kłopoty nastały, gdy w 57. minucie Sićko został zablokowany, Tim Hornke popędził do kontry i nie dość, że trafił na 25:23, to jeszcze "zdobył" karę dla Sićki. Mistrzowie Polski byli już zagubieni, za chwilę znów zostali skontrowani i na 2,5 minuty przed końcem znaleźli się arcytrudnej sytuacji. To Magdeburg prowadził 27:24. I "Gladiatorzy", z Piotrem Chrapkowskim w składzie, szansy już nie zmarnowali. Po raz trzeci z rzędu awansowali do finału klubowych mistrzostw świata. Industria Kielce - SC Magdeburg 24:28 (14:15) Industria: Wolff (11/38 - 29 proc.), Wałach, Błażejewski - Olejniczak, Wiaderny, Kounkoud 1, Sićko 3, Alex Dujszebajew 5, Tournat 3, Karacić 4, Daniel Dujszebajew 2, Thrastarson, Paczkowski, Gębala, Karaliok, Nahi 6. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 2/3. Magdeburg: Portner (8/27 - 30 proc.), Hernandez (5/10 - 50 proc.) - Meister, Chrapkowski, Musche 5, Claar 5, Pettersson, Samarason 3, Magnusson 6, Hornke 4, Lagergren, Mertens, Saugstrup 3, O'Sullivan 2, Damgaard, Bergendahl. Kary: 2 minuty. Rzuty karne: 1/4.