Jedna bramka zaliczki - tylko tyle mieli mistrzowie Polski przed rewanżem w hali klubowego mistrza Europy i mistrza świata. Niewiele, bardzo niewiele. Musieli dokonać cudu, którego nie udało się zrobić w Getec Arenie nikomu od września zeszłego roku. Co najmniej zremisować. Ewentualnie przegrać jedną bramką, a później pokonać "Gladiatorów" w konkursie rzutów karnych. Zadanie skrajnie trudne, ale przecież w sporcie nie ma rzeczy niemożliwych. - Powiem wam dziś tylko jedno. Zróbmy wszystko, aby jutro nie był nasz ostatni mecz w tym roku - mówił we wtorek do swoich zawodników trener Industrii Tałant Dujszebajew. A ci wyszli na boisko i podjęli się tego - rzucili wyzwanie liderowi Bundesligi. Zagrali ostro, agresywnie, skutecznie. Wolff na ławce, Mestrić bez szału. Ale defensywa Industrii - na złoty medal Tak właśnie zaczęli to spotkanie, może w trochę zaskakującym składzie, bo z Andreasem Wolffem na ławce rezerwowych. Niemca zastąpił Sandro Mestrić, nie miał dobrej skuteczności, ale też w meczach przeciwko Magdeburgowi bramkarze rzadko ją mają. To wynika ze specyfiki gry tej drużyny, niewielkiego zagrożenia z drugiej linii, za to częstych akcji asów niemieckiego giganta jeden na jednego. A w efekcie - wielu rzutów w sytuacjach sam na sam, po wygranych pojedynkach. I właśnie z tymi indywidualnymi akcjami Omara Ingi Magnussona, Gisliego Kristjanssona czy Felixa Claara kielczanie radzili sobie doskonale. Mimo, że w ich defensywie brakowało kontuzjowanych: Tomasza Gębali czy Michała Olejniczaka. Magdeburg zaś na początku aż tak skutecznie nie bronił, dopiero później wskoczył w tym elemencie na poziom światowy. Industria po kilku minutach prowadziła już 5:2, w 12. minucie 7:4 i miała piłkę. To o niczym jeszcze nie świadczyło, ale dawało sygnał Niemcom, że za darmo awansu do finałowego turnieju w Kolonii nie dostaną. Gospodarze nie mogli przebić się środkiem, szukali więc skrzydeł: Tima Hornke i Lukasa Mertensa. Szkoda tylko, że gdy lepiej w ataku kielczan spisywał się tym razem Haukur Thrastarson, to nieskuteczny był Igor Karačić. W 20. minucie Magdeburg wyraźnie męczył się już w grze ofensywnej, Bennet Wiegert poprosił o przerwę, jego zespół musiał rzucać. I Magnusson trafił na remis 9:9, na dodatek karę dostał jeszcze Arciom Karaliok. To był zły moment dla Industrii - za chwilę rzut Thrastarsona obronił Sergey Hernandez, który od razu trafił przez całe boisko do pustej bramki. "Gladiatorzy" pierwszy raz doprowadzili do remisu w dwumeczu. Po kilkunastu sekundach w podobnej sytuacji pomylił się zaś Hornke. Kapitalne końcówka kielczan, znów odskoczyli. I co zrobił Chorwat w ostatnich sekundach? W ekipie gospodarzy wartością dodaną na pewno był Hernandez, dobijający do 50 procent skuteczności. Industria też tego potrzebowała, Mestrić miał w tym czasie zaliczoną zaledwie jedną skuteczną interwencję. Tałant Dujszebajew wciąż jednak w niego wierzył. Kielczanie wyszli z tych opresji, znów wzmocnili obronę, w ataku karnego wykorzystał Arkadiusz Moryto, później przełamał się Thrastarson. A w 28. minucie, przy remisie 11:11, na boisko wszedł na moment Andreas Wolff. Ten, którego jeszcze w tym roku chce widzieć w swoich szeregach gigant z Magdeburga. Jeden z najlepszych bramkarzy świata od razu stanął oko w oko z Magnussonem - Islandczyk wykonywał rzut karny. I to bramkarz Industrii perfekcyjnie go zatrzymał. Mistrzowie Polski po 30 minutach mieli dwie bramki zaliczki, a patrząc na cały dwumecz - aż trzy. Kapitalnie w tej końcówce rzucał najpierw Alex Dujszebajew, a na dwie sekundy przed syreną Igor Karačić. Obaj nie są zawodnikami potężnymi, a trafiali z 10 metrów, z biegu, przez obrońców. Islandzki gwiazdor odpalił zaraz po przerwie. I już Magdeburg prowadził Kielce miały więc już dużo, ale nie bardzo dużo. A po kilku minutach drugiej połowy okazało się, że... nie mają już nic. Magnusson wykorzystał trzy rzuty karne, a później trafił z gry - w 36. minucie gospodarze prowadzili 15:14. Znów zaczęła się niesamowita walka, cios za cios, bramka za bramkę. W 41. minucie Wolff wreszcie zatrzymał Magnussona z siedmiu metrów, na dodatek Islandczyk trafił w twarz zbierającego piłkę Nahiego i wyleciał na dwie minuty. Zrobiło się nerwowo, mistrzowie Polski też mieli coraz większe problemy z pokonywaniem Hernandeza. Pudłował Nahi, pudłował Karačić, wciąż był remis. Remis dający awans Industrii - na 18 minut przed końcem. Można było jednak odczuwać niepokój, patrząc na ofensywę Industrii. Goście męczyli się, właściwie wychodziły im tylko akcje z obrotowymi. Ale to wciąż wystarczało, by wynik "kręcił" się wokół remisu. Gdy zaczynało się ostatnie 10 minut, Saugstrup trafił na 20:19 dla Magdeburga. Dwa razy z rzędu Industria grała w liczebnej przewadze, pierwszej jednak nie wykorzystała, choćby Nahi przegrał w sytuacji sam na sam z Hernandezem. A w drugiej Karačić też przegrał pojedynek z Hiszpanem, w idealnej pozycji. Janus Smarason zaś rzucił na 21:19, pierwszy raz Magdeburg był w tym momencie w Final 4 Ligi Mistrzów. Na dziewięć minut przed końcem rewanżu. Wejście Smarasona dużo dało Magdeburgowi - Islandczyk wniósł ożywienie, mijał zmęczonego Karalioka. Tałant Dujszebajew takiej możliwości nie miał, w końcu jednak znów pokazał się Wolff, obronił karnego Hornke. Niemiec z Kielc przy tych "siódemkach" spisywał się dziś genialnie, ale Hornke pokonał go jednak na dwie minuty przed końcem - na 23:21. Kielczanie musieli trafić, dokonał tego Karačić. Dramat w ostatniej minucie. Błąd sędziów ze Szwecji w ostatnich sekundach Magdeburg miał ponad minutę na pokonanie obrony mistrza Polski, na zdobycie bramki na awans. Nie mógł się jednak przebić, zostało 14 sekund, gdy Wiegert poprosił czas. A i to nic nie dało, wprowadzony tylko na tę akcję mistrz świata Michael Damgaard nie pokonał Wolffa. To kielczanom zostało kilka sekund - zagrali va banque. Wycofali bramkarza, wprowadzili siódmego gracza. I pewnie Karaliok by rzucił z sześciu metrów na awans, był sam przed Hernandezem na środku, gdyby sędziowie ze Szwecji nie przerwali nagle akcji. Odgwizdali wcześniejszy faul, a powinni zostawić ten atak, ewentualnie wrócić do przewinienia po niecelnym podaniu Daniela Dujszebajewa. Tymczasem podanie było dobre, popełnili skandaliczny w skutkach błąd. Tałant Dujszebajew wpadł w szał, klęczał na środku, nie wierzył, że tak zabrano szansę jego drużynie. Bo rzut wolny bezpośredni nic nie dał. O awansie miały więc zadecydować rzuty karne. A w nich kielczanie byli już tak blisko... Wolff obronił dwie siódemki, Hernandez tylko jedną, gdy piłkę zabrał kończący piątą serię Alex Dujszebajew. Przegrał pojedynek z kolegą z kadry Hiszpanii. Zaczęły się więc rzuty dodatkowe, a Hiszpan zatrzymał od razu Nahiego. Aby przedłużyć szanse mistrza Polski, Wolff musiał obronić rzut Magnussona. Nie zdołał tego dokonać... I to Magdeburg będzie w czerwcu w Kolonii bronił trofeum. SC Magdeburg - Industria Kielce 23:22 (11:13). Rzuty karne: 4:3 Magdeburg: Hernandez 1 (15/36 - 42 proc.), Aggerfors - Musche, Claar 5, Kristjansson, Pettersson, Smarason 2, Magnusson 6+2, Hornke 4+0, Weber 0+1, Lagergren, Mertens 2, Saugstrup 2+1, O'Sullivan, Damgaard, Bergendahl 1. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 5/9 + 4/6. Industria: Wolff (8/20 - 40 proc.), Mestrić (2/12 - 17 proc.) - Wiaderny, Kounkoud, A. Dujszebajew 4+0, Tournat 3, Karacić 3+0, Moryto 2+1, D. Dujszebajew 3+1, Thrastarson 3, Surgiel, Paczkowski, Karaliok 3, Nahi 1+1. Kary: 6 minuty. Rzuty karne: 1/2 + 3/6.