Po meczu pań i półtoragodzinnej przerwie hala zaczęła zapełniać się kibicami Industrii i Wisły. I od razu robiło się dużo głośniej na trybunach. Bo tak jak od lat rywalizują ze sobą zespoły, tak "walczą ze sobą" i próbują głośny doping zapewnić fani. Teraz swoje pięć minut mają sympatycy zespołu z Płocka, bo ich pupile odebrali kielczanom i mistrzostwo Polski, i Puchar Polski. Przed 20-krotnymi mistrzami Polski była pierwsza okazja, by odegrać się na odwiecznym rywalu. Z drugiej strony płocczanie nie zamierzali oczywiście odpuścić, a władze klubu jeszcze w dniu meczu dla psychologiczny bodziec i poinformowały o przedłużeniu umowy z trenerem Xavi Sabate aż do 2028 roku. Na meczu pań było 4200 osób, ale głównym daniem wieczoru było spotkanie mężczyzn. Na dzień meczowy sprzedano ponad dziewięć tysięcy wejściówek. Kibice nie tylko tych drużyn liczyli, że w łódzkiej Atlas Arenie zobaczą piłkę ręczną na europejskim poziomie. Obie drużyny regularnie występują w Lidze Mistrzów i odnosili w nich sukcesy. Energicznej rozpoczęli wiślacy, jakby szybko chcieli potwierdzić, że tym sezonie też będą rządzić. Jednak już na początku Sandro Mestrić odbił dwa rzuty, a w ataku kielczanie starali się spokojnie rozgrywać. To i mocna defensywa pozwoliła wypracować niewielką przewagę. Gorąco na boisku i na trybunach Na trybunach było gorąco i na boisku też. Po starciu z Tomaszem Gębalą długo z boiska nie podnosił Zoltan Szita. A po wideoweryfikacji Polak dostał karę dwóch minut. Wisła miała rzut karny, ale znów znakomicie spisał się Mestrić. Za chwilę także Mirko Alilović poradził sobie z rzutem z siedmiu metrów Cezarego Surgiela i po 11 minutach było zaledwie 3:3. Kolejny rzut karny dla Wisły i ponownie lepszy Mestrić. W pierwszym kwadransie w roli głównej występowali bramkarze. W 16. minucie jako pierwsi na dwubramkowe prowadzenie wyszli płocczanie. Mogło być wyżej, ale znów świetnie odbił Mestrić. Wisła jednak utrzymywała przewagę, a po golu Przemysława Krajewskiego w 24. minucie wygrywali 10:7. W końcówce pierwszej połowy kielczanie złapali rytm w ataku, zmniejszyli straty do jednego gola, ale wysiłek zmarnował Jorge Maqueda, który dostał dwuminutową karę. A po trafieniu Szity zespoły zeszły do szatni przy wyniku 13:10. Po przerwie Industria błyskawicznie zdobyła dwa gole i znów była blisko rywala. Kolejna dobra obrona Mestircia i po akcji Aleksa Dujszebajewa był remis (13:13). Dopiero w szóstej minucie drugiej połowy pierwszą bramkę rzuciła Wisła. Za chwilę trafił Gergo Fazekas i mistrzowie Polski odzyskali część prowadzenia. Emocje rosły właściwie z każdą sekundą, a sędziowie korzystali z powtórek i nakładali kary. To spotkało np. Mirsada Terzicia. A mimo to Wisła w osłabieniu przejęła piłkę i znów wygrywała trzema bramkami. A za chwilę nawet czterema (18:14). Kielczanie byli coraz bardziej bezsilni i nie potrafili odpowiadać na akcje Wisły. Swoje dołożył bramkarz Alilović, a po trafieniach Tomasa Pirocha i Michała Daszka było już 21:15. Na kwadrans przed końcem fani płocczan już byli pewni swego. Kielczanie spieszyli się z rzutami, co było wodą na młyn mistrzów Polski, którzy dużo spokojniej rozgrywali swoje akcje. Industria jeszcze próbowała odrabiać straty, ale rywal nawet w osłabieniu rzucał bramki. Cztery minuty przed końcem płocczanie prowadzili czterema bramkami.