Gdy przed tygodnie w swojej hali mistrzowie Chorwacji zremisowali z Industrią 22:22, w Polsce pojawiły się pomruki niezadowolenia. To jednak kielczanie byli faworytami, a tymczasem już po raz czwarty w tej edycji - na siedem meczów! - zgubili punkty. Można tłumaczyć ich grę zmęczeniem po IHF Super Globe, ale też i Industria nie prezentuje swojej najwyższej dyspozycji. Tyle że tamten wynik z Zagrzebia warto rozpatrywać w jeszcze innym kontekście. W środę w tej grupie odbyły się trzy spotkania: Pick Szeged wygrał w Macedonii Północnej z Eurofarmem 28:27 po trafieniu na trzy sekundy przed końcem Zoltana Szity, PSG zremisowało z Kolstad 28:28, a Aalborg z Kiel - 27:27. Rywalizacja jest tak zacięta, jak chyba nigdy w historii Ligi Mistrzów. Ewentualne zwycięstwo dawało dziś Industrii awans na trzecie miejsce w tabeli, z zaledwie punktem straty do prowadzącego THW Kiel. Porażka spychała ich na siódmą pozycję, nie pozwalającą awansować do fazy play-off. Co wyrabiał bramkarz z Zagrzebia! Kielczanie bezradni, pudłowali na potęgę Jeśli tydzień temu Matej Mandić z RK Zagrzeb bronił genialnie, to jego postawę dzisiaj w pierwszym kwadransie trzeba opisać jakimś znacznie mocniejszym słowem. Był bliski obrony pierwszego rzutu Arcioma Karalioka, za chwilę odbił piłkę po próbie Białorusina z sześciu metrów, jak i dobitkę Igora Karačićia. "Nakręcał" się z każdą kolejną minutą, wpadł w trans, a właściwie wprowadzili go w niego gracze Industrii. Dylan Nahi w kontrze sam na sam - rzut obroniony. Szymon Sićko z 6 metrów - obroniony. Podobnie jak i Nicolas Tournat, znów Sićko, wreszcie Benoît Kounkoud z rzutu karnego. Czegoś takiego Hala Legionów nie widziała od dawien dawna. A że obrona mistrzów Polski też była kiepska, to i przewaga gości rosła. W 15. minucie było już 7:2 dla Chorwatów, gdy w końcu Michał Olejniczak przerwał tę blisko dziesięciominutową serię bez gola. Zmiana nastrojów w Hali Legionów. Zaskakujący bohaterzy dźwignęli mistrza Polski Właśnie wejście reprezentanta Polski wiele dało Industrii, podobnie jak i młodego Szymona Wiadernego. Tałant Dujszebajew reagował na to wszystko spokojnie, nawet nie poprosił o przerwę, choć pewnie 99 na 100 szkoleniowców by tak zrobiło. W końcu kielczanie musieli opanować emocje, tak się stało. W 22. minucie było już tylko 8:10, do tego kielczanie mieli piłkę w ataku. W końcu kielczanie ten kontakt nawiązali - trafił ze skrzydła Kounkoud na 10:11. Cichymi bohaterami kielczan był więc tercet, na który raczej żaden kibic by pieniędzy nie postawił. A później swoje trzy grosze dołożył w końcu Andreas Wolff, jeden z najlepszych bramkarzy świata. Długo był w cieniu Mandicia, ale Chorwat w końcu spuścił z tonu (osiem obron na pierwszych 10 rzutów kielczan i zero w dziesięciu następnych), Niemiec zaś błysnął. Gdy Industria grała w osłabieniu, najpierw zatrzymał wyskakującego ze skrzydła Davora Ćavara, a na kilka sekund przed końcem kapitalnie obronił rzut z 6 m Maticy Suholežnika. Pomiędzy tymi akcjami trafił zaś Tournat - po pierwszej połowie był remis 12:12. Ten drugi kwadrans dawał nadzieję, że w drugiej połowie kielczanie dość szybko wywalczą sobie bezpieczną przewagę i tym razem w Hali Legionów nie będzie nerwowej końcówki. Zwłaszcza, że - poza Wolffem - żaden z podstawowych graczy Industrii nie pokazał dotąd czegoś wyjątkowego. Zaczęło się świetnie, bo Niemiec obronił rzut karny Ivana Čupicia, mimo że dawny as Vive cofnął się o blisko metr za linię. A za chwilę Alex Dujszebajew pierwszy raz pokonał Mandicia i mistrzowie Polski - również pierwszy raz - prowadzili, 13:12. Wszystko szło w dobrą stronę, Industria prowadziła. I wtedy rywale zaryzykowali w ataku Wciąż było to jednak zacięte spotkanie, Chorwaci sporo nadrabiali skuteczną i twardą obroną. Można też było mieć wrażenie, że ten mecz - jak to często miało miejsce w historii starć Kielc czy reprezentacji Polski - psują czescy sędziowie: Václav Horáček i Jiří Novotný. Dlaczego nie uznali bramki Karalioka w 40. minucie, który czysto zabrał piłkę Jakovowi Gojunowi, trudno powiedzieć. Wiele decyzji Czechów było kontrowersyjnych, niekonsekwentnych. Mimo to powolutku jednak szala przechylała się na kielecką stronę. Lepiej bronili, częściej znajdywali dziury w defensywie Zagrzebia. Widział to też trener RK Andrija Nikolić, który w 47. minucie poprosił o przerwę. Jego zespół przegrywał 17:19, miał coraz większe problemy. Wymyślił więc ryzykowną grę na dwóch obrotowych, z wycofaniem bramkarza. I to rzeczywiście dało gościom więcej możliwości. Cały czas więc było to spotkanie bardzo zacięte, a gdy Wiaderny spudłował w końcu z karnego, zaś Luka Klarica po wrzutce pokonał Wolffa, znó był remis - 21:21. I dziewięć minut do końca. Za chwilę zaś 40-letni Timur Dibirow przywrócił gościom prowadzenie (21:22). Reprezentant Polski pudłował raz za razem. To on podszedł do kluczowej siódemki Tałant Dujszebajew znów zaskoczył w przełomowym momencie - do kolejnej "siódemki" wyznaczył Sićkę, który miał za sobą kolejny "ciężki" mecz. Zerową skuteczność (0/4), sporo strat w ataku, nieliczne asysty. I wyrównał, rzucił milimetry obok głowy wściekłego za to Mandicia. Gospodarze byli za chwilę na fali, szalał Michał Olejniczak, swoje dołożyli Wolff z Tournatem i goście "pękli". W gorącej kieleckiej hali nie byli już w stanie odrobić trzech bramek straty, bo na niespełna 4 minuty przed końcem Industria prowadziła 25:22. I tego kielczanie nie wypuścili, wygrali w Hali Legionów 28:24. Zobacz aktualne tabele obu grup Ligi Mistrzów! Industria Kielce - RK Zagrzeb 28:24 (12:12) Industria: Industria: Wolff (10/33 - 30 proc.), Wałach - Olejniczak 4, Wiaderny 5, Kounkoud 3, Sićko 2, Alex Dujszebajew 1, Tournat 3, Karačić 2, Daniel Dujszebajew 3, Thrastarson, Surgiel, Paczkowski, Gębala, Karaliok 2, Nahi 3. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 6/8. RK: Mandić (10/36 - 28 proc.), Pantjar (0/1 - 0 proc.) - Kos 5, Ćavar, Faljić 3, Klarica 2, Gojun, Srna 4, Klis, Sirotić, Čupić 2, Dibirow 5, Kavčič 1, Glavaš 2, Morales, Suholežnik. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 1/3.