Pierwsze zaskoczenie przyszło przed meczem. Gdy organizatorzy włączyli polski hymn, już po pierwszych taktach Mazurka Dąbrowskiego wyłączyli muzykę i polscy kibice razem z drużyną śpiewali bez podkładu. Wyszło rewelacyjnie: głośno, równo i dostojnie! - Jak usłyszeliśmy Mazurka Dąbrowskiego śpiewanego przez kibiców a cappella, to ciarki przechodziły. To była dodatkowa niesamowita motywacja - opowiadał Krzysztof Lijewski. Ale na tym się nie skończyło. Od samego początku kibice głośnym dopingiem wspierali drużynę. Według różnych szacunków, w hali mogło być nawet dwa tysiące polskich kibiców. To nie powinno dziwić, bo ocenia się, że w 300-tysięcznym Aarhus pracuje na stałe około 5-6 tysięcy rodaków. Ale wydaje się, że większość tych kibicujących "Biało-czerwonym" na mistrzostwach, przyjechało z kraju - świadczą o tym dziesiątki flag z nazwami miejscowości z całej Polski. - Myślałem, że Euro 2016 ma być za dwa lata, a tu chyba szybciej to się zaczęło odbywać. Po pięciu czy dziesięciu minutach meczu usłyszeliśmy, że "gramy u siebie", rozejrzeliśmy się po trybunach, a tu wszędzie biało-czerwono. Nie tylko dorośli, ale dzieciaki, wszyscy pomalowani w barwy narodowe. To był piękny obrazek dla naszego sportu - mówił Krzysztof Lijewski, nawiązując do tego że w 2016 roku mistrzostw Europy piłkarzy ręcznych zorganizuje Polska. Z naszego awansu cieszą się też organizatorzy. - Polacy to najliczniejsza grupa kibiców i fantastycznie, że zostajecie w Aarhus na drugi tydzień mistrzostw. Bez was byłoby dużo mniej barwnie i znacznie ciszej. Waszych kibiców widać nie tylko na hali ale i w mieście - usłyszeliśmy w biurze prasowym. lech, korespondencja z Aarhus