- Na pierwsze zgrupowanie w Zielonej Górze powołałem całą grupę mniej doświadczonych, młodych zawodniczek, bo wychodzę z założenia, że kiedyś musimy rozpocząć proces wymiany generacji. Zależy nam bardzo, żeby zbudować reprezentację, która uzyska historyczny awans do igrzysk olimpijskich w Tokio - powiedział nowy szkoleniowiec drużyny narodowej, który latem zastąpił na tym stanowisku Duńczyka Kima Rasmussena. - Takie procesy bardzo różnie przebiegają. Jedni trenerzy decydują się na natychmiastową zmianę warty, inni robią to bardzo ostrożnie, ale zawsze połączone jest to z jakimiś kontrowersjami. Na dobrą sprawę nikt nie ma gotowych recept. Uważam jednak, że w zespole, który na mistrzostwach świata był najstarszy z uczestników, a w przyszłości ma odgrywać oczekiwaną przez kibiców rolę, zmiany pokoleniowe trzeba było rozpocząć w miarę szybko. Dlatego pojedziemy na mistrzostwa Europy z grupą zawodniczek młodych, mniej doświadczonych - dodał. Czempionat Starego Kontynentu będzie dla odmłodzonego zespołu skokiem na głęboką wodę. - Zdajemy sobie sprawę, że czeka nas rywalizacja z silnymi rywalami, bo mistrzostwa Europy są najtrudniejszym turniejem w żeńskiej piłce ręcznej, silniej obsadzonym niż mistrzostwa świata czy igrzyska olimpijskie. Do tamtych zespoły dostają się w pewnym sensie +z klucza+, podczas gdy w rywalizacji kontynentalnej - w efekcie dość brutalnych eliminacji - zauważył Krowicki, który od ponad 20 lat pracuje w Niemczech. Mistrzostwa Europy odbędą się w dniach 4-18 grudnia w Kristianstad i Goeteborgu. Biało-czerwone zmierzą się w grupie B z Francją, Holandią i Niemcami. Wszystkie mecze pierwszej fazy rozegrają w Kristianstad. - Grupa z wicemistrzem olimpijskim Francją, wicemistrzem świata Holandią oraz Niemcami, które mają dobrze mi znaną, niezmiernie silną ligę, jest trudna nie tylko dlatego, że są w niej te trzy zespoły. Także dlatego, że trafiła tu również Polska, też zaliczająca się przecież do grupy silnych drużyn - zaznaczył. Wcześniej jego drużyna zagra w towarzyskim turnieju w hiszpańskiej Eldzie (23-27 listopada), gdzie jej rywalami będą zespoły gospodarzy, Argentyny i Japonii. Wyjazd do Norwegii poprzedzi zgrupowanie w Płocku (28 listopada - 2 grudnia). "Przez cały czas będziemy się uczyć wielu różnych rzeczy. Te dwa tygodnie przygotowań do ME to okres próbowania nowych koncepcji, ustawień, testowania nowych zawodniczek" - przyznał 59-letni szkoleniowiec. Na ile w swojej pracy będzie korzystał z dorobku poprzednika, a na ile będzie to jego autorska koncepcja? - Przyglądałem się bacznie temu, co robił trener Rasmussen i oczywiście będziemy chcieli powtórzyć to, co było dobre. Nie ma sensu zmieniać wszystkiego, jeśli coś właściwie funkcjonuje, a wyniki drużyny, szczególnie w mistrzostwach świata, gdzie dwa razy zajmowała czwarte miejsce, o tym świadczą. Mamy jednak grupę innych zawodniczek i pewne rzeczy trzeba dostosować do nowej grupy - wyjaśnił. Każdy z trenerów ma swoją filozofię gry. Krowicki przyznaje, że styl gry prowadzonej przez niego reprezentacji nie jest jeszcze do końca zdefiniowany, dopiero się kształtuje. - Myślę, że będziemy grać tak jak się gra dzisiaj w Europie. Staramy się wyciągnąć z każdej zawodniczki to, co ma najlepszego i połączyć to wszystko, by siła zespołu jeszcze bardziej wzrosła. Generalnie lubię handball szybki, czasami połączony nawet z małym ryzykiem, w którym kontratak, szybki środek, szybkie akcje, naturalnie mają miejsce. Uważam, że jest to atrakcyjne dla kibiców. Z drugiej strony wiadomo, że koła po raz kolejny nie wymyślimy - ocenił. Krowicki, były reprezentant Polski i mistrz kraju z Wybrzeżem Gdańsk (1984, 1985), po zakończeniu zawodniczej kariery został trenerem kobiecego zespołu Startu Gdańsk, z którym zdobył brązowy medal MP (1988). Od 1990 roku pracuje w Niemczech, gdzie m.in. z drużyną TuS Walle Bremen trzykrotnie zdobywał mistrzowskie tytuły (1991, 1992, 1994) oraz Puchar Zdobywców Pucharów (1994), a z VfL Oldenburg, gdzie obecnie jest zatrudniony - EHF Challenge Cup (2008) i dwukrotnie Puchar Niemiec (2009, 2012). W latach 1995-98 był także trenerem męskiej reprezentacji Holandii. - Kontaktu z Polską nigdy nie zerwałem. Mimo tego, że pracuję w Niemczech wiele lat, nie zapomniałem języka. W moim domu mówi się po polsku, moje dzieci, także wnuki, które już tam się urodziły, również. Jasne, że odwiedzamy kraj wielokrotnie, mamy tu całą masę przyjaciół. Oczywiście zawsze przyglądałem się temu, co działo się w Polsce, szczególnie jeśli chodzi o piłkę ręczną. Będąc trenerem reprezentacji patrzę teraz na to inaczej, pod kątem mojej pracy. Myślę, że mam dobrą orientację, aczkolwiek nie ukrywam, że ciągle jeszcze zdobywam doświadczenie - podkreślił. Zapytany, czy mamy w Polsce utalentowane dziewczyny do piłki ręcznej, z przekonaniem odpowiada twierdząco. - Mamy. Podkreślam to z całą świadomością. Miałem przyjemność pracować z kilkoma Polkami w niemieckich zespołach. Zawsze potwierdzały moją opinię, która do dzisiaj się nie zmieniła: polskie zawodniczki są bardzo dobrze wyszkolone technicznie i dobrze przygotowane do dużego grania. Zresztą te, które u mnie występowały, odgrywały bardzo ważne role w tych zespołach w całej lidze. Przez długi czas pracowałem z Olą Pawelską-Śniegoń, uznaną w pewnym okresie najlepszą środkową rozgrywającą w Niemczech, czy Dagmarą Kot-Kowalską, z pomocą której udało nam się wygrać m.in. Challenge Cup. Krócej zawodniczką mojej drużyny była Asia Obrusiewicz - zakończył trener Krowicki.