"Biało-czerwone" w niedzielę w szwedzkim Krisianstad były tłem dla Francuzek. "Nie spodziewałam się takiego wyniku, porażka była druzgocąca. Pewnie dziewczyny też z taką się nie liczyły. Jako zawodniczka nigdy przed meczem - nawet z murowanym faworytem - nie zakładałam wysokiej przegranej i to się na pewno w kadrze nie zmieniło. Mistrzostwa to impreza, na którą się czeka cały rok. Trzeba wykorzystać każdą jej minutę" - dodała trzykrotna uczestniczka mistrzostw świata. Jej zdaniem - być może - przegrana z Francją w jakiś sposób mogła być wkalkulowana przed rywalizacją z Holandią i Niemcami. "Choć oczywiście nie uczestniczyłam w przygotowaniach, nie wiem, jak zostały określone cele przed turniejem" - zaznaczyła Łącz. Holenderki przegrały swój grupowy mecz z prowadzonymi przez byłego selekcjonera męskiej reprezentacji Polski Michaela Bieglera Niemkami 27-30. "I dlatego wtorkowy pojedynek polsko-holenderski będzie bardzo ważny dla obu ekip. Myślę, że większe szanse wykazania się będą miały nasze bramkarki, bo w niedzielę często przychodziło im bronić w sytuacjach sam na sam" - zauważyła była zawodniczka m.in. Ruchu Chorzów i Sośnicy Gliwice. W jej opinii, być może niektóre mniej doświadczone polskie piłkarki odczuwały tremę grając w imprezie tak dużej rangi. "Może jestem nieobiektywna, ale sądzę, że mimo wszystko będzie dobrze. O jakimś załamywaniu się zespołu nie może być mowy. Jestem przekonana, że we wtorek zobaczymy inaczej grającą reprezentacje Polski" - podsumowała dwukrotna uczestniczka ME.