- Za nami dopiero pierwsza połowa tej rywalizacji i szanse obu zespołów na awans można ocenić 50 na 50. Wynik sobotniego meczu w Gdańsku jest taki, że my nie możemy jeszcze świętować, a Niemcy nie muszą z niego robić dramatu - dodał Jurkiewicz. Pierwsza połowa była wykonaniu "Biało-czerwonych" bardzo słaba - po 30 minutach Polacy przegrywali 9-12. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że po przerwie musimy nieźle pedałować, żeby dogonić rywali, bo w Niemczech odrobienia takich strat byłoby niezwykle trudne. Bardzo pomogła nam zmiana obrony z sześć-zero na pięć-jeden. Goście mieli z nią sporo problemów, bo zanotowali kilka strat w ataku. Nas z kolei napędzały kontry, dzięki którym nabraliśmy też większej pewności siebie - zauważył. Popularny "Kaczka" zapewnia, że "Biało-czerwoni", pomimo niekorzystnego wyniku, cały czas zachowali spokój. - W przerwie w naszej szatni nie było wielkiej afery. Nie rozmawiamy oczywiście grzecznie jak dzieci, ale konkretnie mówimy sobie, co było źle i co należy poprawić. Cieszę się także, że mój ostatni rzut wpadł, dzięki czemu mogliśmy cieszyć się ze zwycięstwa. Minimalnego, ale zawsze zwycięstwa - przyznał. Środkowy rozgrywający polskiej reprezentacji podkreśla jednak, że jednobramkowa zaliczka przed rewanżem w Magdeburgu niewiele znaczy. - Po tym spotkaniu nie można powiedzieć, że ktoś jest bliżej wyjazdu do Kataru. Graliśmy już przecież takie dwumecze, w których pięć bramek traciło się bądź odrabiało w 2-3 minuty. Widzę też jeden plus tak niewysokiego naszego zwycięstwa. W rewanżu na pewno nie będziemy uśpieni. Poza tym jest to dla nas najważniejszy mecz w sezonie i musimy być maksymalnie skoncentrowani, dać z siebie wszystko i zagrać z takim zaangażowaniem i ruchliwością w ataku jak w drugiej połowie - skomentował. W rewanżu w Magdeburgu 32-letniemu zawodnikowi Orlenu Wisły Płock będzie brakować głównie jednej rzeczy. - W Niemczech nie będzie z nami fantastycznej publiczności. Doping kibiców, zwłaszcza kiedy odrabialiśmy straty, był w Gdańsku niesamowity. Zresztą cały czas szumi mi on jeszcze w uszach - podsumował Mariusz Jurkiewicz.