Dla zabrzan awans do drugiej fazy grupowej Ligi Europejskiej był wydarzeniem historycznym, zarazem i cennym sportowo. Mogli jedynie żałować, że jesienią w dwumeczu z Hannoverem-Burgdorf nie zdobyli ani punktu, bo właśnie te wyniki "zabrali ze sobą" do kolejnego etapu. A szkoda, bo przecież w grudniowym rewanżu niemal do samego końca mieli wszystko pod kontrolą, prowadzili wyraźnie, jeszcze w 51. minucie 29:26. I stracili sześć ostatnich bramek. A teraz w grupie z tymi dwoma drużynami znalazły się też HBC Nantes oraz Rhein-Neckar Löwen - dwa kluby z wielkim doświadczeniem z Ligi Mistrzów. To właśnie Lwy przyjechały we wtorek do Dąbrowy Górniczej, a w ich składzie znalazło się całkiem sporo gwiazd: m.in. wicemistrz Europy i mistrz świata Niclas Kirkeløkke czy reprezentanci Niemiec: Jannik Kohlbacher oraz bramkarz David Späth. Brakowało zaś najlepszej strzelby czwartej drużyny Europy Juri Knorra oraz legendarnych skrzydłowych: Patricka Groetzkiego i Uwe Gensheimera. Dawna gwiazda Vive Kielce przywitała się z trenerem Górnika. I zaraz trafiła Był za to Tobias Reichmann, skrzydłowy, który w 2016 roku odwrócił losy finału Ligi Mistrzów. Był wtedy zawodnikiem Vive Kielce, to jego bramki pozwoliły mistrzom Polski uwierzyć, że w niespełna kwadrans można odrobić dziewięć goli straty do Telekomu Veszprem. Przez ostatnie miesiące nie grał, trzy tygodnie temu na powrót namówili go działacze Rhein-Neckar. W Dąbrowie wyszedł w pierwszym składzie, od razu wyściskał się z trenerem Górnika Tomaszem Strząbałą. Znają się świetnie, wspólnie wygrali wtedy Ligę Mistrzów, Strząbała był wówczas asystentem Tałanta Dujszebajewa. I to Reichmann do spółki z Duńczykiem Andreasem Jensenem początkowo napsuli najwięcej krwi defensywie Górnika. Choć i tak Piotr Wyszomirski zanotował dwie świetne interwencje. Górnik w ostatniej kolejce rozbił Chrobrego Głogów aż 39:26, był w dobrej formie. Dziś starał się grać szybko, często dawało to efekty, ale też i "Lwy" nie odpuszczały. Klasę pokazywał zwłaszcza Kirkeløkke - duński mistrz świata grał jak profesor, dopiero przy piątej próbie zablokował go Adam Wąsowski. Niemniej to goście mieli inicjatywę i kilka bramek przewagi. - Zacznijmy się tu trochę bić, oni podchodzą za łatwo - mówił w przerwie Strząbała, a poprosił o nią bardzo szybko. Bo rzeczywiście, gospodarze bronili za pasywnie, a poza duńskim rozgrywającym, gracze z Mannheim nie mieli wielu atutów. Tuż przed przerwą było już dużo lepiej, zabrzanie złapali kontakt, w ostatniej minucie Rennosuke Tokuda mógł nawet trafić na remis. Jego rzut obronił Späth, a w odpowiedzi Kirkeløkke podwyższył na 14:12. Pięć bramek straty Górnika na początku drugiej połowy. Nagły zwrot, gwiazdy "Lwów" bezradne! Pierwsze 150 sekund po przerwie mogło rozwiać wątpliwości, kto w tym spotkaniu będzie lepszy. To zabrzanie zaczęli tę połowę w ataku, ale popełnili jeden błąd, potem drugi i trzeci. A gwiazdy z Mannheim były bezwzględne - trzykrotnie goście zaskoczyli Kacpra Ligarzewskiego, który zastąpił Wyszomirskiego po przerwie. I ze stanu 12:14 zrobiło się od razu 12:17. Strząbała jednak wstrząsnął zespołem. Zabrzanie zaczęli kapitalnie bronić, rywale z każdą minutą stawali się coraz bardziej bezradni. Coś dodał Ligarzewski, ale przede wszystkim na niesamowity poziom w ataku zaczął wznosić się Taras Minocki, zaś w kontrach bezwzględny był Dmytro Artiemienko. Kibice przecierali oczy, gdy w 44. minucie reprezentant Ukrainy trafił na 21:21, a za chwilę pokonał Spätha na 22:21. Niemcy byli już całkowicie zagubieni, ich trener Sebastian Hinze poprosił w krótkim odstępie czasu o dwie przerwy. A tu po prostu szok - Tokuda po kontrze rzucił na 26:22, za chwilę Artiemienko z karnego dał prowadzenie 27:22. Do tego Ligarzewski wspiął się na poziom, który tylko czasem pokazywał jesienią. W końcówce można już było być właściwie pewnym, że nie powtórzy się historia z meczu z Hannoverem-Burgdorf. Mimo, że zabrzanie popsuli kilka akcji. Wygrali ostatecznie 29:26, zaczynając - miejmy nadzieję - piękną serię w polsko-niemieckich starciach. W środę w Lidze Mistrzów Industria Kielce podejmie bowiem THW Kiel, a w czwartek w Magdeburgu Orlen Wisła Płock zmierzy się z ostatnim triumfatorem Ligi Mistrzów. Górnik Zabrze - Rhein-Neckar Löwen 29:26 (12:14) Górnik: Wyszomirski (6/20 - 30 proc.), Ligarzewski (8/20 - 40 proc.) - Artiemienko 8, Minocki, 6, Przytuła 5, Szyszko 2, Morkovský 2, Ilczenko 2, Tokuda 1, Krępa 1, Krawczyk 1, Kaczor 1, Baczko, Mauer, Bogacz, Wąsowski. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 3/3. Rhein-Neckar: Späth (6/19 - 32 proc.), Birlehm (3/19 - 16 proc.), Appelgren - Kirkeløkke 7, Andersen 5, Davidsson 3, Reichmann 3, Jensen 2, Zacharias 2, Kohlbacher 2, Jacobsen 1, Ahouansou 1, Óskarsson, Móré, Schefvert, Gislasson. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 1/1. W drugim meczu tej grupy Hannover-Burgdorf przegrał z HBC Nantes 32:38 (17:18). Tabela grupy 1: 1. HBC Nantes - 3 mecze - 4 punkty - 102:93 2. Hannover-Burgdorf - 3 mecze - 4 punkty - 98:95 3. Rhein-Nacker - 3 mecze - 2 punkty - 87:93 4. Górnik Zabrze - 3 mecze - 2 punkty - 86:92