Tyko dwie bramki przewagi na koniec i rozstrzygnięcie w ostatnich 120 sekundach - tego przed meczem trudno się było spodziewać. Do Kielc przyjeżdżał bowiem ostatni zespół w tabeli grupy A Ligi Mistrzów i na papierze na pewno najsłabsza personalnie drużyna w tej grupie. Do tego przed tygodniem Szwedzi we własnej hali dostali od Barcelony spektakularny łomot przegrywając różnicą aż 19 goli. A dla odmiany Tałant Dujszebajew mógł wystawić najmocniejszy skład w tym sezonie. Wcześniej kontuzje wykluczały tylu zawodników, że parę meczów, na szczęście w polskiej Superlidze, musiał zagrać zaledwie dziesiątką zawodników. Teraz doszli Luka Cindrić, Blaż Janc i Marko Mamić, więc meczowa 14-stka wyglądała imponująco. Będzie jeszcze lepiej gdy poważne urazy wyleczą Mariusz Jurkiewicz, Władysław Kulesz i Bartłomiej Bis, ale to melodia ładnych paru tygodni, o ile nie miesięcy. Mecz ze szwedzkim outsiderem układał się tak, jak powinien. Rosnące prowadzenie gospodarzy, niezła obrona, akcje do pewnej sytuacji rzutowej, a z drugiej niezła gra świetnie jak zwykle wyszkolonych Skandynawów. Po 10 minutach trzy gole przewagi, po 23. już 6, do przerwy pewne i spokojne 17:12 dla kielczan. I tak wyglądało, że mistrzowie Polski zjedzą Szwedów dorzucając w drugiej połowie drugie pięć goli przewagi i bez problemu zdobędą kolejne dwa punkty w tym sezonie. Ale takie danie wysmakowanym w piłce ręcznej kieleckim podniebieniom by nie smakowało, byłoby trochę mdłe i choć na pewno by nasyciło, to w sporcie chodzi też o rozrywkę i emocje. I o to zadbali sami zawodnicy Tałanta Dujszebajewa. Na druga połowę wyszli jakby już najedzeni, apatyczni, statyczni, powolni, rozkojarzeni. Normalnie jak po golonce popitej piwem. A głód zmotywował Szwedów. Zauważyli, że jakieś tryby w kieleckiej maszynie się zacięły, że można ich wyprzedzić, ominąć, ograć. I szybko zdobyli gole i z 17:12 zrobiło się 17:15. A w 39. Już był remis po 19. No i skoro tak żarło to goście poszli za ciosem. W 42. minucie prowadzili 22:20 i zaczęła się gra gol za gol. Kielczanie się obudzili, ale teraz już Szwedów tak łatwo nie dało się stłamsić. Jeszcze w 54. minucie IFK wygrywało 28:27. Trzy minuty przed końcem był remis 30:30, bo wyrównał Marc Cańellas, młodszy brat słynnego Juana. Wyrównał w kuriozalnej sytuacji gdy nieatakowany Krzysztof Lijewski schylając się po piłkę przewrócił się i rywal ją przejął. Zaczęły się nerwy i Luka Cindrić w kolejnej akcji upuścił sobie piłkę na nogę, ale i Szwedzi rzucili ją w kotary. Półtorej minuty przed końcem błysnęli Michał Jurecki i bramkarz Filip Ivić. Pierwszy dał prowadzenie 31:30, drugi obronił rzut rywali i stworzył okazję, by Alex Dujszebajew 40 sekund przed końcem trafił na 32:30. A za chwilę Ivić dla spokojności odbił jeszcze raz i PGE Vive wygrało z IFK Kristianstad 33:31. W następnej kolejce do Hali Legionów przyjedzie zwycięzca Ligi Mistrzów sprzed roku, macedoński Vardar Skopje. Spotkanie 5. kolejki w niedzielę o 17. Leszek Salva Po meczu Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych PGE VIVE Kielce - IFK Kristianstad powiedzieli: Ola Lingren (trener IFK Kristianstad): "Zespół z Kielc to bardzo dobra drużyna, przeciwko której gra się bardzo ciężko, zwłaszcza w tej hali. Po wysokiej porażce z Barceloną, chcieliśmy dzisiaj znaleźć swoją drogę i pokazać, że nie jesteśmy złą drużyną. Jestem zadowolony ze swojej ekipy, bo wykorzystywaliśmy swoje okazje, biegaliśmy do kontry, graliśmy szybko i mieliśmy dobrego bramkarza, który nam pomagał. Marzyliśmy o jednym punkcie, ale VIVE bardzo mądrze rozegrało końcówkę spotkania. Pokazali, że są drużyną lepszą, ale my z tego meczu, mimo porażki, możemy być zadowoleni. To doświadczenie, którego nabraliśmy dzisiaj, będzie procentować w przyszłości". Richard Kappelin (bramkarz IFK Kristianstad): "Wiedzieliśmy doskonale, że będzie bardzo trudno tutaj wygrać. Myślę jednak, że swoją grą zaskoczyliśmy nawet siebie samych. Udowodniliśmy, że możemy rywalizować z takimi silnymi rywalami, jak kielecki zespół". Tałant Dujszebajew (trener PGE VIVE Kielce): "To moja wina, że w drugiej połowie nie zagraliśmy na odpowiednim poziomie. W przerwie nie zmobilizowałem odpowiednio zespołu. Upłynęło trochę czasu, zanim w drugich 30 minutach zaczęliśmy grać, tak jak nas na to stać. Z tego meczu, jako trener, muszę wyciągnąć wnioski ze swojej pracy. Dziękuję naszym kibicom, którzy w trudnych momentach pomogli drużynie gorącym dopingiem. Zdobyliśmy dwa punkty i to jest najważniejsze". Vladimir Cupara (bramkarz PGE VIVE Kielce): "Zespół z Kristianstad świetnie zagrał w drugiej połowie. Natomiast my po dobrych trzydziestu minutach mieliśmy później problemy. Liczy się zwycięstwo, ale w przyszłości nie możemy popełniać takich błędów. Dziękuję naszym kibicom, którzy nas wspierali przez cały mecz". PGE Vive Kielce - IFK Kristianstad 33:31 (17:12) PGE Vive Kielce: Vladimir Cupara, Filip Ivić,- Arkadiusz Moryto 7, Michał Jurecki 6, Alex Dujshebaev 4, Luka Cindrić 4, Angel Fernandez Perez 4, Blaz Janc 2, Krzysztof Lijewski 2, Arciom Karalek 2, Mateusz Jachlewski 1, Daniel Dujshebaev 1, Julen Aginagalde, Marko Mamić. IFK Kristianstad: Richard Kappelin, Leo Larsson - Olafur Gudmundsson 7, Alfred Ehn 6, Stig Nilsen 5, Filip Henningsson 4, Johannes Larsson 3, Arnar Arnarsson 2, Valter Chrintz 2, , Adam Nyfjall 1, Marc Canellas 1, Emil Hansson, Helge Freiman, Teitur Einarsson, Ludwig Jarmala Astrom, Anton Halen. Kary: Vive - 4 min. IFK - 8 min. Sędziowali: Radojko Brkić i Andrei Jusufhodzić (Austria). Widzów: 3 000. Autor: Janusz Majewski