Mieszkow Brześć - PGE VIVE Kielce 27:31 (9:15) Mieszkow Brześć: Ivan Pesic, Ivan Mackiewicz 1 - Branko Kankaras 2, Arciom Kułak 1, Aleksander Szkurinski 2, Daniel Andrejew, Andrej Jurynok 1, Nemanja Obradovic, William Accabbray 6, Wiaczesław Szumak, Maksim Baranow, Simon Razgor 4, Arciom Selwasiuk 1, Darko Djukic 4, Nikita Waliupow 5, Jaka Malus. PGE VIVE Kielce: Andreas Wolff, Mateusz Kornecki - Alex Dujshebaev 4, Doruk Pehlivan 2, Julen Aginagalde 4, Blaz Janc 4, Krzysztof Lijewski, Mariusz Jurkiewicz 2, Władysław Kulesz 6, Arkadiusz Moryto 4, Angel Fernandez Perez 5, Arciom Karalek, Romaric Guillo. Karne minuty: Mieszkow - 10, PGE VIVE - 12. Czerwona kartka (z gradacji kar) Wiaczesław Szumak (Mieszkow) - 55. min. Sędziowali: Vaclav Horacek i Jiri Novotny (Czechy). Mistrzowie Polski wystąpili w Brześciu zaledwie w 13-osobowym składzie. Do kontuzjowanych już od dłuższego czasu Mateusza Jachlewskiego, Tomasza Gębali, Daniela Dujshebaeva i Branko Vujovica dołączył chorwacki środkowy rozgrywający Igor Karacic. Polski zespół przystępował do tego meczu po dwóch kolejnych porażkach (z FC Porto i Montpellier HB). Gospodarze w poprzedniej kolejce pokonując Motor Zaporoże zdobyli pierwsze punkty w tej edycji Ligi Mistrzów. Mimo osłabienia kielczanie rozpoczęli mecz w efektownym stylu. W piątej minucie trafił Angel Fernandez Perez i goście prowadzili 4:1. Osiem minut później bramkarza Mieszkowa pokonał Blaz Janc i było już 7:2 dla polskiej drużyny. Później zespół z Kielc długo utrzymywał prowadzenie trzema i czterema bramkami. Pod koniec pierwszej połowy ekipa ze stolicy regionu świętokrzyskiego włączyła jeszcze raz wyższy bieg i po 30 minutach prowadziła 15:9. Najlepszy polski zespół ostatnich lat imponował grą w obronie, swoje zrobił też w bramce Andreas Wolff. Przyjemnie też patrzyło się na grę w ataku VIVE, kielczanie praktycznie się w nim nie mylili. Po zmianie stron gospodarze chcieli za wszelką cenę zmniejszyć straty, ale zespół Dujszebajewa podjął rękawicę. W 33. min po kolejnym trafieniu Fernandeza Pereza, goście wygrywali 19:13. W tym momencie kieleckiej drużynie przytrafił się przestój w grze. Sześć minut później trafił William Accambray i przewaga VIVE zmalała do trzech bramek (19:16). Jednak odpowiedź mistrzów Polski była błyskawiczna. Już po minucie prowadzili 21:16, po bramce Doruka Pehlivana. Gospodarze nie zamierzali jednak rezygnować z walki. Po bramce byłego zawodnika PGE VIVE Darko Djukica przewaga polskiej ekipy ponownie zmalała do trzech trafień (22:19). Zespół Tałanta Dujszebajewa potrafił jednak przetrwać trudne chwile. W 48. min po bramce syna szkoleniowca Alexa, VIVE znów wygrywało pięcioma trafieniami (25:20). Jednak mistrz Białorusi, gorąco dopingowany przez swoich fanów, jeszcze raz poderwał się do walki. Na dziewięć minut przed końcem Wolffa pokonał Djukic i zespół z Brześcia przegrywał tylko 23:25. W 54. min na ławce VIVE zrobiło się jeszcze bardziej nerwowo po trafieniu Arcioma Selwasiuka (26:25). W nerwowej końcówce kielczanie potrafili jednak zachować zimną krew. Na dwie minuty przed końcem trafił Julen Aginagalde, po chwili poprawił Janc (30:26 dla VIVE) i goście zapewnili sobie drugie zwycięstwo w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Janusz Majewski