Mistrzowie Polski są na etapie gruntownej przebudowy. Prowadzący zespół dopiero w trzecim meczu słynny trener Talant Dujszebajew organizuje grę zespołu na nowo. A że czasu nie ma dużo, to i nie ma na co czekać. Od razu buduje swoje fundamenty funkcjonowania drużyny i na razie kielczanie wygrywają samym potencjałem indywidualnym. Stosowana przez Bogdana Wentę tzw. płaska obrona 6-0, została zastąpiona trudniejszą defensywą 5-1, czyli z jednym wysuniętym do przodu obrońcą. I choć ten system w wykonaniu kielczan na razie jest daleki od doskonałości, to na razie wystarcza na przeciwników. I tak też było w Porto. Przeciętny portugalski zespół rzucił mistrzom Polski aż 30 bramek, bo obrona nie była zbyt szczelna, a przy niej i bramkarze nie mogli wspomóc drużyny. Przez niemal cały mecz nie było też takiej sytuacji zagrożenia, by trzeba było tę obronę wznieść na wyżyny. To, co było, wystarczało by sporo bramek zdobyć z kontry, a w niektórych momentach zacieśnić ja na parę chwil, by odzyskać całkiem bezpieczną przewagę. W ataku kielczanie radzili sobie całkiem nieźle, by nie powiedzieć bardzo dobrze. Do wspominanych kontr dochodziła niesamowita siła z drugiej linii, w której prym wiedli Karol Bielecki i Piotr Chrapkowski. Ten drugi rozpoczął mecz tak, jakby ktoś mu podpalił lont. Zdobył cztery pierwsze bramki dla Kielc, potem wykorzystał karnego i w 15. minucie dołożył szóste trafienie po kontrze. Ponieważ u Dujszebajewa każdy z zawodników ma spędzać na boisku mniej więcej tyle samo czasu, to po kwadransie "Chrapka" zmienił Bielecki. I jak za starych, dobrych lat rozpoczął bombardowanie bramki Porto. Trzy bomby przed przerwą i pięć po przerwie złożyły się na świetny występ "Koli". Kielczanie w Porto prowadzili od samego początku, po serii z ckm-u Chrapkowskiego było 3:0. Gospodarzom udało się raz doprowadzić do remisu - w 12. minucie było 5:5. Nie pomagały niesamowite rzuty Gilberto Duarte, który 9 razy dziurawił kielecką siatkę. Przewaga mistrzów Polski była cały czas bezpieczna, a ciśnienie mogło podskoczyć raptem dwa razy w drugiej połowie. Gdy w 40. minucie Porto wygrało grę w przewadze 3:0, a za chwilę czwarty kolejnym gole zmniejszyło stratę z ośmiu goli do czterech (od 16:24 do 20:24 w 44. minucie ). Drugi raz - w ostatnim kwadransie gdy kilka razy mieli szansę zejść z trzech goli starty do dwóch, ale za każdym razem kielczanie bez większego wysiłku oddalali niebezpieczeństwo. Oceny gry Vive Targów Kielce na razie dokonywać raczej nie ma sensu. W trzech meczach pod wodzą Dujszebajewa nie grali z zespołem, który mógłby ich chociaż postraszyć. Dziesięciobramkowa wygrana z Azotami Puławy (37:27), pogrom Zagłębia w Lubinie (48:24) i zwycięstwo w Porto, nie dadzą odpowiedzi na żadne istotne pytanie. Próbę będzie można podjąć dopiero po dwóch ostatnich meczach fazy grupowej Ligi Mistrzów: w Kilonii z THW i za dwa tygodnie w Kielcach z płocką Wisłą. lech