Tylko przez pierwszy kwadrans kieleccy fani mogli mieć nadzieję, na korzystny wynik w starciu z mistrzem Białorusi. Później na parkiecie dominowali już gospodarze."Od początku ten mecz nie układał się po naszej myśli. Bramkarze Mieszkowa zaczęli odbijać nasze piłki. Zawodnicy rywala zaczęli się nakręcać i trochę podcięli nam skrzydła. Ciężko grało się nam zarówno w ataku, jak i w defensywie. Nawet jak udawało się nam wybronić, to wtedy sędziowie gwizdali nam faule. Cały mecz po prostu nam się nie ułożył, tak jak byśmy chcieli" - analizował przegrany mecz Moryto."Początek spotkania był w miarę dobry w naszym wykonaniu. Do 15. minuty wyglądało to obiecująco. W drugim kwadransie pierwszej połowy coś się zacięło w naszym ataku pozycyjnym jak i w szeregach obronnych. Gospodarze szybko zamieniali swoje akcje na bramki, natomiast my nie mogliśmy złapać swojego rytmu w ataku. Często gubiliśmy zbyt szybko piłkę. Przeciwnik odskoczył nam na kilka bramek, a w drugiej połowie kontrolował wynik" - dodał drugi trener Łomży Vive Krzysztof Lijewski.Na 13 minut przed końcem drużyna z Białorusi wygrywała już dziewięcioma bramkami i już wtedy stało się jasne, że mistrzowie Polski wrócą do Kielc bez punktów. Zdołali jedynie pod koniec zmniejszyć rozmiary porażki do pięciu trafień."Nie było mowy o odpuszczeniu tego spotkania. Chłopcy pokazali jednak charakter, mimo niekorzystnego wyniku walczyli do końca" - zaznaczył asystent trenera Tałanta Dujszebajewa, który przyznał, że po takim meczu trudno szukać pozytywów."Może kilka akcji w ataku pozycyjnym napawało optymizmem, ale niestety minusów było sporo i przykryły one plusy" - podkreślił Lijewski.To był drugi mecz kieleckiej drużyny w ciągu zaledwie 48 godzin. Kielczanie we wtorek pokonali we własnej hali FC Porto i następnego dnia rano udali się w podróż na Białoruś."Nie możemy szukać wymówek w postaci podróży czy długiego postoju na granicy, czy to, że Mieszkow mógł liczyć na doping swoich fanów. To my ten mecz przegraliśmy i to na pewno nie dlatego, że na trybunach byli kibice" - dodał II trener Łomży Vive.Mimo porażki w kieleckim obozie z tego powodu nikt nie rozdzierał szat. "Na tym spotkaniu świat się nie kończy. Zostało nam jeszcze kilka meczów w grupie do rozegrania. Chcemy do nich przygotować się jak najlepiej" - zaznaczył Moryto.Polski zespół z 15 punktami na koncie pozostał liderem grupy A. Taki sam dorobek ma niemiecki Flensburg-Handewitt, ale ma jeden mecz więcej do rozegrania. Kolejne spotkanie kielczanie rozgrają w przyszły czwartek u siebie z duńskim Elverum. Autor: Janusz Majewski