Dwie świetne drużyny, kilkunastu genialnych zawodników, pomnikowi trenerzy i wyprzedana do ostatniego biletu Hala Legionów zapowiadały świetne widowisko. Ale wygranej kielczan, w takim stylu i w takich rozmiarach, trudno było mimo wszystko oczekiwać z taką samą pewnością. Rzeczywiście z formą w ostatnich tygodniach kielczanie trafili wyśmienicie, rzeczywiście wszyscy są zdrowi i rzeczywiście ostatnie dwie wizyty PSG w Kielcach były Francuzów bardzo bolesne, to jednak styl wygranej powalił na kolana najwybredniejszych. Vive - PSG: Kibice siłą mistrzów Polski Gdyby takie spotkanie zafundowano kibicom w finałowym meczu w Kolonii, nikt by nawet nie pisnął. Raczej piał by z zachwytu, bo te 60 minut w środowy wieczór w Hali Legionów było piłką ręczną na galaktycznym poziomie. Ale tym razem to galaktyczny Paryż odzywał się półgębkiem, a prym wiodła Łomża Vive Kielce. Pierwsza bramka dopiero w 4. minucie dlatego, że od pierwszej sekundy kielczanie postawili taką ścianę w obronie że nikt by się nie przedarł. Do tej obrony dołączył się Andreas Wolff - siedem interwencji w pierwszej połowie i znakomite 35% skutecznych interwencji. Ale to, dzięki czemu możemy mówić o fantastycznym spektaklu, o meczu idealnym działo się w ataku. Kielczanie grali na poziomie na jaki mogą się wspinać tylko najlepsi z najlepszych. Fantazyjne, kombinowane, dopracowane i piekielnie skuteczne akcje mogły paryżan wprawić w zakłopotanie. Do cudownych technicznych fajerwerków Alexa Dujszebajewa i Igora Karacicia można było przywyknąć w poprzednich latach, ale tym razem obaj - ale razem z innymi - pokazali to po raz kolejny. Rzuty Dylana Nahi’ego i Szymona Sićki były dla kielczan wartością dodaną. Swoboda, siła i precyzja Szymona Sićki nie tylko doprowadzała kibiców w Hali Legionów do euforii, ale i pewnie cieszyła trenera reprezentacji Polski Patryka Rombla. Po 10 minutach był jeszcze remis, bo Andreas Wolff w bramce dopiero się rozgrzewał. Ale dwie genialne bramki Sićki i jedna Karacia dały trzybramkowe prowadzenie. Po kwadransie na boisko wszedł Alex Dujszebajew i zaczął swój koncert -pięć asyst przed przerwą i prowadzenie 19:14 po 30 minutach! Druga połowa zaczęła się od lekkiej dekoncentracji gospodarzy i mobilizacji gości. Z sześciu bramek przewagi paryżanie odrobili trzy i to zadziałało otrzeźwiająco. Znowu Sićko, znowu Alex i znowu Dylan Nahi przeciągnęli kielecki walec na dobry tor. Zwłaszcza gola Dylana Nahi’ego - zabrał piłkę jak dziecku wielkiemu Dainisa Kristopansa i pobiegł w kontrę ale w sytuacji sam na sam z Vincentem Gerardem zrobił jeszcze pirueta - można oglądać w nieskończoność. LM: Przewaga Vive mocno wzrosła Przewaga kielczan wzrosła nawet do siedmiu goli i wiadomo było, że jedyny możliwy scenariusz, jaki może się jeszcze wydarzyć to zlanie galacticos tak, jak dwa i pół roku temu, gdy w ćwierćfinale Kielce ograły PSG dziesięcioma golami. To się nie powtórzyło, ale i nie było takiej potrzeby, bo to mecz grupowy i dwa punkty - mimo wszystko bezcenne - ważą tak samo za jedną i dziesięć bramek przewagi. Bez zbędnych nerwów w końcówce ale z fajnymi fajerwerkami w postaci kolejnych fajnych akcji Łomża Vive Kielce pokonała PSG 38:33. Do jutra kielczanie z 8 punktami są liderem grupy B, ale po meczach Veszprem i Barcelony mogą spaść najwyżej na drugie. Kolejne spotkanie 18 listopada właśnie w Barcelonie. Forma mistrzów Polski w rozgrywkach Ligi Mistrzów rośnie i o pechowej porażce z Dinamo Bukareszt w pierwszej kolejce właściwie nikt już nie pamięta. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa zanotowali cztery zwycięstwa z rzędu i do domowego starcia z Paris-Saint Germain przystępowali pełni optymizmu i z przekonaniem, że są w stanie pokonać utytułowanego rywala. Łomża Vive Kielce - PSG 38-33 (19-14)Leszek Salva