W pierwszej połowie to był zacięty mecz dwóch mocno przeciętnych drużyn. Bogu Polacy, a Allahowi Tunezyjczycy dziękować winni, że ten mecz nie miał znaczenia dla awansu. Bo gdyby tak było, to grającego z numerem 9 prawego rozgrywającego Amine Bannoura musieliby obłożyć takfirem, czyli odpowiednikiem naszej ekskomuniki. Na 9 rzutów tylko 3 gole, w większości z dobrych pozycji, w tym trzy tak niecelne, że nasi bramkarze szans na interwencję nie mieli. Do tego dwa inne pudła jego kolegów i pogubione piłki, więc powodów do plucia sobie w brodę mieli by aż nadto. U nas z kolei z celnością było lepiej o tyle, że wszystkie rzuty trafiały w światło bramki, ale aż osiem razy bronił je tunezyjski bramkarz. Ekskomunika należała by się Michałowi Daszkowi, bo pierwszy raz tunezyjskiego bramkarza pokonał za... szóstym razem! Do tego siódmy rzut, oddany po gwizdku bramkarz też obronił, a nasz skrzydłowy dostał dwie minuty... Częściej sytuacyjnie i po indywidualnych akcjach zdobywane gole pozwalały Polakom być jednak cały czas na prowadzeniu, niewielkim co prawda, bo najwyżej trzybramkowym, ale przewaga była po naszej stronie. W tym nierównym wyścigu na błędy na początku drugiej połowy pojawił się jednak impuls do tego, by w tym spotkaniu zaczęło się dziać coś ciekawego. W banalnej sytuacji w obronie chyba Michał Jurecki odepchnął rywala po gwizdku i rzucili się na Polaków Tunezyjczycy, a nasze Orły nie dały sobie w kasze dmuchać. Zrobiło się porządne chuligańskie zamieszanie, które z boiska przeniosło się na ławkę. Dwie kary dla Polaków, jedna dla Tunezyjczyka, ale najważniejsze że Ergo Arena się obudziła. Trzy dni trzeba było czekać na porządną reakcję kibiców, ale warto było. Przepotężne gwizdy gdy piłkę mieli rywale, i solidne wsparcie dopingiem przy naszych akcjach. A i oba zespoły się obudziły, za co wysoką cenę zapłacili goście z Afryki. "Biało-czerwoni" poczuli krew i zaczęli grać z nerwem, szybciej i dokładniej. Tunezyjczycy odpłacali się brutalnością - vide faul na Krzysztofie Lijewskim - ale ten pojedynek na cechy wolicjonalne i umiejętności piłkarsko ręczne przegrali. Szybo przewaga Polaków wzrosła do pięciu goli, kapitalnie spisywał się Mateusz Jachlewski, rzucał, asystował i harował jak wół w obronie pilnując indywidualnie rozgrywającego Tunezji. W bramce koncert dawał Marcin Wichary, a za wodzireja dla polskich kibiców robili sami goście wykonując w ich kierunku gesty nasłuchiwania po każdej zdobytej bramce. Gdyby tak było od początku meczu, organizatorzy spokojnie mogli by oszczędzić na gaży konferansjera. Ale im bliżej końca meczu tym "nasłuchiwania" Tunezyjczyków były coraz rzadsze, bo rozbijali się o Wicharego i polską obronę i wynik był coraz bardziej rozstrzygnięty. Ten pojedynek na charaktery Polacy wygrali 28-24 i zajęli pierwsze miejsce w turnieju. Teraz przed reprezentacją dwumecz eliminacji do mistrzostw świata z Holandią na początku czerwca, a potem już operacja "Rio". "Biało-czerwoni" po raz piąty wystąpią w igrzyskach. Najlepszy wynik zanotowali w 1976 roku w Montrealu, kiedy stanęli na najniższym stopniu podium. Ostatnio Polacy rywalizowali w tej imprezie w 2008 roku, kiedy zajęli piątą lokatę. W pierwszym niedzielnym meczu Macedonia pokonała Chile 30-27 (17-14), ale żadna z tych drużyn do Rio nie pojedzie. Leszek Salva, Gdańsk Polska - Tunezja 28-24 (15-13) Sędziowali: Majid Kolahdouzan i Alireza Mousaviyan (Iran). Widzów: 8000. Polska: Sławomir Szmal, Marcin Wichary - Karol Bielecki 7, Bartosz J urecki 5, Krzysztof Lijewski 3, Mateusz Jachlewski 3, Michał Jurecki 2, Kamil Syprzak 2, Michał Szyba 1, Łukasz Gierak 1, Piotr Chrapkowski 1, Mateusz Kus 1, Michał Daszek 1, Przemysław Krajewski 1, Adam Wiśniewski. Tunezja: Makrem Missaoui, Marouen Maggaiz - Amine Bannour 5, Wael Jallouz 4, Marouan Chouiref 4, Oussama Hosni 3, Sobhi Saied 3, Aymen Hamed 2, Oussama Boughanmi 2, Khaled Haj Youssef 1, Mohamed Jilani Maaref, Mohamed Soussi. CZYTAJ DALEJ - KLIKNIJ!