Po piątkowej wygranej z Macedonią, teoretycznie najgroźniejszym przeciwnikiem gospodarzy i drugim po Polsce faworytem do awansu, mecz z Chile miał być formalnością. I taki rzeczywiście był. Choć Chilijczycy robią postępy i są lepszym zespołem niż na przykład pięć lat temu, gdy graliśmy z nimi na mundialu w Szwecji (wygrana 38-23), to i tak do poziomu "Biało-czerwonych" brakuje im dużo. W sobotę na polskie gole odpowiadali w miarę regularnie przez kwadrans, gdy prowadziliśmy tylko 10-8. Ale już do przerwy przewaga naszego zespołu wynosiła 6 bramek, a po przerwie jeszcze rosła. To i tak nie miało znaczenia, bo olimpijski awans dawało każde zwycięstwo. Dlatego mecz przypominał trochę promocyjny piknik z piłką ręczną. Luz, fantazja i entuzjazm sprawiały, że na taki radosny handball patrzyło się z przyjemnością. Tym bardziej że goście z Ameryki Południowej przynajmniej technicznie prezentowali się całkiem nieźle i nie brakowało z ich strony udanych zagrań. Ale rzeczywistości nie oszukasz i spotkanie skończyło się pewnym i wysokim zwycięstwem Polaków. Trudno na podstawie meczu z takim przeciwnikiem oceniać drużynę Tałanta Dujszebajewa pod kątem taktyki czy zaangażowania. Po prostu można było cieszyć się widowiskiem, podziwiać piękne bramki Polaków, zwłaszcza Michała Szyby czy Łukasza Gieraka. Ten drugi w turniejowej kadrze zastąpił Przemysława Krajewskiego, który przeciwko Macedonii z powodzeniem grał jako środkowy rozgrywający i pewnie wróci do składu na niedzielny mecz z Tunezją. Łatwo gole zdobywał Karol Bielecki, kilka podań trafiło do skrzydłowych i kołowych, swoje poodbijał w bramce Marcin Wichary, więc pod względem statystyki wszystko było jak należy. Ostatnie minuty meczu stały pod znakiem fety na trybunach i wstrzymywanej eksplozji radości na polskiej ławce rezerwowych, dlatego też przewaga naszego zespołu nie rosła do niebotycznych rozmiarów. Ale nie ma się czemu dziwić. Dla części zawodników wyjazd na igrzyska to ukoronowanie pięknej kariery, zapewne ostatnia taka szansa w sportowym życiu. A dla młodszych to wielkie przeżycie i szansa na potężnego kopa, by iść w ślady starszych kolegów. Ostatni mecz turnieju w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie Polacy zagrają w niedzielę o godzinie 20.30 z Tunezją. Stawką jest pierwsze miejsce w kwalifikacjach, co przełoży się na rozstawienie w losowaniu grup na igrzyskach. Leszek Salva, Gdańsk Polska - Chile 35-27 (19-13) Polska: Szmal, Wichary - Jachlewski, Lijewski 2, Bielecki 4 (3/3), Rojewski 2, Wiśniewski 3, B. Jurecki 3, M. Jurecki 1, Masłowski 3, Syprzak 4, Daszek 4, Kus, Gierak 3, Szyba 5, Chrapkowski 1. Karne: 3/3. Kary: 14 min. Chile: Barrientos, Garcia 1, Oliva - Ceballos 1, Er. Feuchtmann 6 (2/3), Baeza 1, Reyes 3 (1/1), Caniu, Frelijj 1, Em. Feuchtmann, Maurin 5, E. Salinas 3, R. Salinas 1 (1/1), H. Feuchtmann 2, Moll Ramirez, Donoso 2. Karne: 4/5. Kary: 18 min. Sędziowali: A. Palsson oraz J. Eliasson (Islandia). MVP: Michał Szyba (Polska). Tabela 1. Polska 2 4 60-47 - awans 2. Tunezja 2 4 67-55 - awans 3. Macedonia 2 0 46-57 4. Chile 2 0 56-70 Erwin Feuchtmann odpowiedział na gola Łukasza Gieraka, ale "Biało-czerwoni" błyskawicznie dołożyli kolejne dwie bramki i zaczęli budować przewagę. Feuchtmann znalazł jednak sposób, aby zniwelować straty. Tempo było zabójcze i oba zespoły wymieniały błyskawiczne ciosy. W 9. minucie po kolejnym trafieniu Gieraka prowadziliśmy 8-5, ale trzy minuty później, po rzucie Feuchtmanna, nasza zaliczka stopniała do zaledwie jednego gola. Chociaż w 14. minucie karę dwóch minut otrzymał Kamil Syprzak, to po trzecim golu Michała Szyby Orły powiększyły przewagę (10-7). Przy stanie 8-11 trener Chile poprosił o czas, ale nie wybił naszej drużyny z uderzenia. "Biało-czerwoni" uszczelnili defensywę i w 23. minucie po trafieniu Krzysztofa Lijewskiego prowadzili już sześcioma bramkami (15-9). W 25. minucie Wiśniewski i Daszek zarobili kary w odstępie 9 sekund. Chilijczycy odrobili dwa gole, ale po chwili to oni mieli tylko czterech zawodników w polu i pierwsza część zakończyła się wynikiem 19-13. W 34. minucie Erwin Feuchtmann po raz drugi otrzymał 2-minutową karę i nasz zespół grając w przewadze powiększył zaliczkę o ośmiu "oczek" (23-15). Chilijczykom udało się wykorzystać chwilowe rozkojarzenie naszych szczypiornistów i w 53. minucie zniwelowali straty do pięciu goli, ale już dwie minuty później prowadziliśmy 34-25 i nic nie mogło odebrać nam awansu na igrzyska.