Mecz ostatniej szansy dla Górnika Zabrze - tak mogli gracze trzeciej siły polskiej ligi mówić na starcie wtorkowego boju w Dąbrowie Górniczej. Gdyby przegrali z wiceliderem francuskiej Starleague, a faworytem nie byli, ich dalszy los zależałby wyłącznie od wyniku drugiego starcia w tej grupie Hannoveru-Burgdorf z Rhein-Neckar Löwen. Wygrana Lwów lub remis sprawiały wówczas, że drużyna Tomasza Strząbały traciła szansę na trzecią lokatę, bez względu na wynik potyczki w Mannheim za tydzień. Tyle że to Nantes jest zespołem w teorii znacznie mocniejszym, pokazało to przed tygodniem w swojej hali, wygrywając z Górnikiem 31:23. Bez większego problemu, grając już w drugiej połowie na luzie. Oni walczą o pierwsze miejsce i bezpośredni awans do ćwierćfinału. A pewnie też i o wygranie całej Ligi Europejskiej, co dałoby im przepustkę do jesiennych klubowych mistrzostw świata w Arabii Saudyjskiej. Pięć bramek zaliczki Górnika, Francuzi oszołomieni. Dlaczego nie mogło to trwać dalej? W możliwość sprawienia sensacji nie wierzyli chyba nawet sami kibice Górnika, bo nawet w 1/3 nie wypełnili hali w Dąbrowie. 852 osoby - to jednak liczba trochę kompromitująca. A patrząc na pierwszy kwadrans, było czego żałować. Zaczęło się co prawda od świetnej obrony bramkarza Viktora Hallgrimssona rzutu Damiana Przytuły, ale później zabrzanie wskoczyli na bardzo wysoki poziom. Zaskoczyli tym chyba gości z Nantes, którzy jednak w trochę lekceważący podeszli do drużyny, którą pewnie pokonali kilka dni temu. Do tego kilka świetnych parad zaliczył Kacper Ligarzewski i zaczął się odjazd Górnika. W 12. minucie zabrzanie prowadzili już 8:4, do tego Przytuła wywalczył rzut karny, zmarnowany jednak przez Piotra Krępę. Trener gości Gregory Cojean poprosił o przerwę, ale i ona nie sprawiła, że jego zespół nagle odżył. Mało tego, Dmytro Ilczenko podwyższył na 9:4! Zanosiło się na powtórkę tego, czego zabrzanie dokonali dwa tygodnie temu w potyczce z "Lwami" z Mannheim. Świetna seria Górnika trwała przez kwadrans - i tak jak się nagle zaczęła, tak się skończyła. Po pierwsze: klasę zaczął pokazywać Hallgrimsson, podstawowy przecież bramkarz reprezentacji Islandii. Inna sprawa, że bardziej aktywna obrona gości sprawiała trudniejsze pozycje rzutowe zabrzan. Trafiał reprezentant Francji Aymeric Minne, trafiali jego koledzy. I właściwie już po pierwszej połowie było jasne, że Nantes sytuacji nie wypuści. Prowadziło 16:12, miało po prostu w swoim składzie lepszych zawodników. Viktor Hallgrimsson znów klasą samą w sobie. Jak przed tygodniem w Nantes I cudu nie było, jeden z faworytów nie doprowadził już do sytuacji z pierwszych minut, nie oddał ani na moment inicjatywy. Hallgrimsson miał blisko 50 proc. skuteczności w bramce, trener Górnika Tomasz Strząbała już w 40. minucie musiał reagować przerwą, bo jego zespół tracił siedem bramek (15:22). I tak jak przed tygodniem, końcówka została właściwie dograna "na luzie", bez większych emocji. Nantes wygrało w Dąbrowie Górniczej 31:22, czyli niemal identycznie jak w swojej hali. A że Hannover-Burgdorf przegrał wyraźnie z Rhein-Neckar (24:32), zabrzanie już dziś wiedzą, że stracili szansę na trzecie miejsce, dające awans do 1/8 finału. Bo mogą tylko zrównać się punktowo z Hannoverem, ale mają od tej drużyny gorszy bilans bezpośrednich spotkań. Górnik Zabrze - HBC Nantes 22:31 (12:16) Górnik: Ligarzewski (10/36 - 28 proc.), Wyszomirski (4/9 - 44 proc.) - Szyszko 1, Tokuda 2, Morkovsky 2, Krępa 3, Artiemienko 4, Krawczyk, Mauer, Ivanović 1, Bogacz, Minocki 2, Kaczor, Ilczenko 4, Wąsowski, Przytuła 3. Kary: 2 minuty. Rzuty karne: 2/3. Nantes: Hallgrimson (15/33 - 45 proc.), Rambaud (1/3 - 33 proc.) - Milosavljević, Briet 2, Minne 8, Maqueda 1, Rivera 3, Cavalcanti 2, Avelange-Demouge 3, Damatrin, Bos 3, De La Breteche 1, Höghielm 3, Toto 1, Monar 4, Pineau. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 2/2.