Gdy w marcu zeszłego roku w "świętej wojnie" między Kielcami i Płockiem rywale ostro potraktowali Daniela Dujszebajewa, jego ojciec, Tałant, ruszył w kierunku stolika sędziowskiego i w ostrych, wulgarnych słowach zrugał delegata ZPRP i samych arbitrów. Dostał srogą karę, aż sześć meczów zawieszenia w Pucharze Polski, nie mógł więc prowadzić drużyny choćby w niedawnym, przegranym finale z zespołem z Płocka. Daniel Dujszebajew doznał wtedy poważnej kontuzji, która wykluczyła go z końcówki sezonu i odebrała możliwość gry na igrzyskach w Tokio. Nie był to pierwszy taki wybryk Tałanta - już na początku swojej pracy w Kielcach i jednym z pierwszych starć z Płockiem, zawodnicy musieli rozdzielać jego i trenera rywali, także Hiszpana, Manolo Cadenasa. Taki bowiem jest Dujszebajew senior - wulkan na parkiecie, spokojny w życiu rodzinnym. Za zawodnikami ruszy w ogień. Twardy człowiek z Kirgistanu Jest Kirgizem, urodził się 54 lata temu w Biszkeku. Dziś to niepodległy kraj, wtedy - Kirgiska Socjalistyczna Republika Radziecka. Za młodu wyjechał do Moskwy, tam szkolił się w CSKA i dostał... lekcję sumienności. - Byłem wyróżniającym się juniorem. Dlatego zamiast wylądować w armii, gdzieś pod chińską granicą, ktoś zdecydował, że trafię do wojskowej drużyny - mówił w 2011 roku, w rozmowie z "Magazynem Sportowym". - W Moskwie nauczono mnie jednego - poszanowania dla ludzi! Dryl w klubie był niesamowity. Jestem Kirgizem, a to twardy naród. Podołałem wszystkiemu! - wspominał po latach. Hiszpania nowym domem Dujszebajewa W 1988 roku CSKA Moskwa wygrało Puchar Europy, po dwumeczu z zachodnioniemieckim TuSEM Essen. Rola Dujszebajewa była w tym niewielka, ale po raz zapoznał się z wielkim handballem. Szybko się jednak rozwijał, ZSRR się rozpadł, na igrzyska do Barcelony pojechała już Wspólnota Niepodległych Państw, z 24-letnim Kirgizem w roli rozgrywającego. Dujszebajew nie był wysoki, bo 183 cm to w tym sporcie niewiele, ale za to graczem szybkim, świetnie wyszkolonym technicznie, no i imponującym boiskową inteligencją. W Katalonii zdobył złoty medal olimpijski i... z tym krajem związał się już na stałe. Dziś powiada, że dom ma tam, gdzie aktualnie pracuje, ale wakacje uwielbia spędzać na Półwyspie Iberyjskim. Pokochał hiszpańską mentalność, tam urodzili się jego synowie. Ci sami, którzy dziś w finale Ligi Mistrzów zagrają o pierwsze całkowicie wspólne trofeum w Europie. Dujszebajew i Wenta - ich losy się splatały Zaraz po igrzyskach Dujszebajew przyjął ofertę klubu TEKA Cantabria i przeniósł się do Hiszpanii. Po trzech latach był już obywatelem tego kraju, w 1996 roku poprowadził reprezentację Hiszpanii do brązowego medalu olimpijskiego w Atlancie, a powtórzył to jeszcze w Sydney. Dwukrotnie wybierano go najlepszym zawodnikiem świata, w klubowej piłce ręcznej sięgnął po wszystko. Ze swoim pierwszym hiszpańskim klubem wygrał w 1994 roku Puchar Europy, choć właściwie od tamtego sezonu była to już Liga Mistrzów, choć grana w systemie pucharowym. Liga hiszpańska była najmocniejszą w Europie, aż do 2001 roku żaden inny klub spoza jej grona nie triumfował w tych najbardziej prestiżowych europejskich zmaganiach. Dujszebajew zaś miał sukcesy zespołowe, jak i indywidualne, aż w końcu na kilka lat przeniósł się do niemieckiej Bundesligi. Później mówił, że to był błąd. Tam zresztą, w Nettelstedt, przez rok grał wspólnie z Bogdanem Wentą, z którym jego losy jeszcze kilka razy się splotą. To właśnie po Wencie Tałant przejął w 2014 roku Vive Kielce, to dziś obaj mogą się wspólnie cieszyć z sukcesu mistrza Polski - jeden jako trener, drugi - prezydent miasta. Czy się dogadywali? Hiszpanie pisali, że nie wpuszcza się dwóch kogutów do jednego kurnika... Dujszebajew trener - sukces za sukcesem W 2001 roku Dujszebajew wrócił do Hiszpanii, do klubu z niewielkiego miasta w środkowej części kraju Ciudad Real. Tam znów dwukrotnie wygrał mistrzostwo Hiszpanii, a ten drugi raz - już w roli grającego trenera. Postanowił pozostać przy sporcie - i była to najbardziej słuszna decyzja. Ciudad Real z Kirgizem-zawodnikiem, a później trenerem, stało się europejską potęgą. W 2006, 2008 i 2009 roku klub z Kastylii-La Manchy wygrał Ligę Mistrzów, cztery razy triumfował w hiszpańskiej ASOBAL. Innych sukcesów też było wiele, z dwukrotnym triumfem w IHF Super Globe, czyli klubowych mistrzostwach świata. W 2011 roku przeniósł się do Madrytu - tam miał stworzyć z Atletico kolejną potęgę. Zagrał jeszcze w finale Ligi Mistrzów w Kolonii, ale... klub zbankrutował po dwóch latach. To natychmiast wykorzystał Bertus Servaas, właściciel Vive Kielce, który budował powolutku szczypiorniacką potęgę. Na Dujszebajewa "chorował" od dawna, ale nie miał możliwości go pozyskać. Bankructwo Atletico dało taką szansę. Nie bał się odsunąć Wentę na dalszy plan, dając mu rolę menedżera w klubie. Priorytetem było zatrudnienie Kirgiza. Dujszebajew wybrał Kielce. "Im zależało" - Kielcom od początku bardzo na mnie zależało. A ja zdecydowałem się przyjąć ich ofertę nie tylko ze względów finansowych, ale przede wszystkim dlatego, że jest tu silna, walcząca o najwyższe cele drużyna - mówił Kirgiz, cytowany przez Polsat Sport, zaraz po podpisaniu umowy. Miał 45 lat i wiele pomysłów na dalszą karierę. Do tego momentu mistrz Polski tylko raz grał w Final4 Ligi Mistrzów, jeszcze z Bogdanem Wentą za kierownicą. Od momentu przejęcia drużyny przez Dujszebajewa, historia ta powtórzyła się właśnie po raz czwarty. Raz Kielcom udało się triumfować w tych rozgrywkach, w 2016 roku. Były to ostatnie chwile najlepszego pokolenia polskiego szczypiorniaka, z Michałem Jureckim, Karolem Bieleckim, Grzegorzem Tkaczykiem, Krzysztofem Lijewskim czy Sławomirem Szmalem. Z tych samych graczy, wspartych jeszcze kilkoma innymi weteranami, Tałant próbował wykrzesać wszystko co najlepsze jeszcze w reprezentacji Polski. Przejął ją bowiem przed igrzyskami w Rio de Janeiro. Biało-czerwoni zagrali cudowny mecz w ćwierćfinale z Chorwacją, ale już w półfinale zabrakło im szczęścia - przegrali z późniejszym mistrzem, Danią, po dogrywce. W Kielcach Dujszebajew też zaczął przebudowywać drużynę - odchodzili starsi mistrzowie albo ci, którzy nie potrafili dać zespołowi tyle, ile chce szkoleniowiec. Doszli także jego synowie: Alex i Daniel. Ten pierwszy, dwukrotny zdobywca Ligi Mistrzów z Wardarem Skopje, jest jednym z najlepszych szczypiornistów na świecie. Gra podobnie jak ojciec: też bazuje na sprycie, szybkości i inteligencji. I nie boi się brać ciężaru na swoje barki w kluczowych momentach. Kolejne ogniwa się więc zmieniały i nadal będą zmieniać. Już tego lata do drużyny dołączą kolejni mistrzowie olimpijscy, a Tałąnt Dujszebajew ma nadać błysku drużynie jako całości. Bertus Servaas ma do niego pełne zaufanie, niedawno podpisali kontrakt obowiązujący do... 2028 roku. Tałant Dujszebajew - obywatel świata O ile w życiu zawodowym Kirgiz jest chodzącym żywiołem, to w domu zmienia się w spokojnego obywatela, ciekawego świata. - Mam żonę, z którą jestem już ponad 30 lat. Mam wnuka, przy którym zapominam, co było pół godziny temu. Taki przykład. Przegraliśmy w Lidze Mistrzów z Flensburgiem i byłem załamany. Wróciłem jednak do domu, a tam czekał na mnie wnuczek, który chciał się zwyczajnie pobawić z dziadkiem. Dla niego nie jestem trenerem, ale bliskim człowiekiem, który bardzo go kocha - mówił rok temu w rozmowie z TVP Sport. Teraz w Kielcach ma wokół siebie wszystkich bliskich, obaj synowie grają w jego rodzinie, znakomicie spełnia się w roli dziadka. Wciąż czuje sentyment do rodzinnego Kirgistanu, odwiedza ten kraj raz w roku. - Bracia, mama i tata spoczywają tam na cmentarzu. Dla mnie to niesamowicie ważne, aby tam pojechać, usiąść obok... To naturalny ciąg do ziemi, na której się urodziłem - wspominał w rozmowie z TVP. Sam nazywa siebie kosmopolitą, obywatelem świata. Mówi w sześciu językach. A w Kielcach bywa, że ludzie go zaskakują. Tłumaczę im, że to nie ja jestem mały, ale moi zawodnicy są tacy wysocy - śmieje się Tałant Dujszebajew. Jeśli dziś jego zespół pokona Barcelonę, chyba nikt takich problemów z rozpoznaniem mieć już nie będzie.