Trener Kim Rasmussen po przegranym niedzielnym meczu z Hiszpanią (22-29) mocno podenerwowany mówił, że dla pani, z powodu kontuzji stopy, mistrzostwa się już skończyły. Wygląda na to, że na szczęście się mylił... Iwona Niedźwiedź: - Jest jak najbardziej OK. Wszystkie badania diagnostyczne wykluczyły jakąkolwiek poważniejszą kontuzję. Ze sztabem medycznym mocno pracujemy nad tym, żebym była gotowa do gry już we wtorek, w meczu z Węgierkami, w co głęboko wierzę. Skąd wziął się ten uraz? - To jest kwestia rozcięgna podeszwowego, z urazem którego zmagam się od kilku tygodni. Uraz został zaleczony przez lekarza kadry na jakiś czas. Wczoraj się mi bardzo ładnie rozciągnęło. Z medycznego punktu widzenia to fajnie, że tak się stało, z mojego to szkoda, że tak się nie stało np. w ostatnim meczu. Takie rozciągnięcie jest bardzo bolesne i musi się to wszystko na nowo pokurczyć. Kiedy w czasie meczu poczułam ból, byłam przekonana, że sobie coś uszkodziłam w stopie. Dlatego może tak groźnie to wyglądało. Czy niedokładność w grze polskiego zespołu w spotkaniu z Hiszpankami wynikała ze zbytniej nerwowości? - Już podczas turnieju w Maladze miałyśmy świadomość, że możemy się zderzyć z tego typu problemami na boisku. Szwankuje nam timing, brakuje nam wyczucia, wygląda to tak, jakbyśmy długo nie grały ze sobą. Jest to młody zespół, w którym występuje siedem nowych zawodniczek, które nie grały z nami na ubiegłorocznych mistrzostwach świata. Jednak wydaje się, że ten trzon jest stały, a mimo wszystko coś nam nie wychodzi, nie czujemy jeszcze siebie. To jest nasz największy problem. Czy to oznacza, że źródeł porażki należy upatrywać w polskiej ekipie, a nie drużynach rywalek? - Z całym szacunkiem dla Hiszpanek, które są klasowym przeciwnikiem, grały bardzo szybką piłkę ręczną, czego się spodziewałyśmy. Jednak podarowałyśmy im za dużo prezentów, w postaci chociażby niecelnych podań, brakowało nam wyczucia. Jeśli do jutra tego nie zmienimy, to z Węgierkami będzie nam trudno wygrać. Ale kobieta jest nieprzewidywalna - mamy świadomość tego, co trzeba poprawić, pytanie tylko czy zdołamy tego dokonać. Czy remis w drugim meczu naszej grupy Węgier z Rosją był dla pani zaskoczeniem? - To dla nas dobry wynik. Może Węgierki były faworytkami, ale nie można zapominać, że na gospodarzu imprezy też ciąży wielka presja. Jest jakiś przepis, żeby je we wtorek pokonać? - Twarda, mocna obrona, czyli to, z czego zawsze słynęłyśmy. To klucz do każdego zwycięstwa. W piłce ręcznej wygrywa się głównie skuteczną defensywą. Może wczoraj nie było tego widać w naszej grze, ale Hiszpanki grały okrutnie szybko i nie nadążałyśmy za nimi. Jednak wierzę, że jutro sobie z tym poradzimy. W Gyoer rozmawiał Cezary Osmycki Zobacz: