Polskie piłkarki ręczne marzą o tym, by być takim mocnym średniakiem w europejskim i światowym handballu, który potrafi "napsuć krwi" potentatom. Ostatni mundial pozostawił tu sporo wątpliwości, ZPRP zaufał jednak wizji norweskiego trenera Arne Senstada, pozostawił go na stanowisku. Awans do finałów kolejnych mistrzostw Europy wydawał być się praktycznie pewny, wystarczy bowiem być lepszym od absolutnego "kopciuszka", czyli Kosowa. I dziś w Prisztinie Polki miały postawić ten najważniejszy krok, by niedzielny rewanż w Zielonej Górze pozostał formalnością. Polska zdobyłą pierwszą bramkę i... stanęła. Kosowianki grały jak natchnione Tak się jednak nie stało, Biało-Czerwone jakby zostały trochę zaskoczone agresją, ambicją i wolą walki rywalek. Co prawda to Paulina Uścinowicz jako pierwsza zdołała zdobyć bramkę, zgodnie z planem, ale za chwilę odpowiedziała gwiazda miejscowych Leonora Demaj. Nie było to może wielkim zaskoczeniem, ale gdy po kolei rzucały jeszcze: Mirela Gjikokaj, Albina Rugovaj Tahirukaj, ponownie Gjikokaj i znów Demaj - na polskiej ławce zrobiło się nerwowo. 1:5 w 7. minucie, nie tak miał ten "spacerek" wyglądać. Polki, wspomagane dopingiem przez nasz kontyngent wojskowy, który stacjonuje w Kosowie w ramach sił pokojowych NATO, miały duży problem. Jakby żołnierze siedzący za bramką Aurory Kryeziu je rozpraszali, tak dużo było błędów. Zaskakująco wiele, a nie było w reprezentacji Polski piłkarki, która wyskoczyłaby jakoś ponad przeciętny sposób. To Kosowo miało przewagę, kończyło swoje akcje środkiem, czasem lewym skrzydłem. I ani myślało oddawać prowadzenia. Jeszcze w 21. minucie wynik był sensacyjny, Kosowo prowadziło 13:10, a trener tej drużyny Agron Shabani poprosił o przerwę. Zaryzykował grę w ataku w przewadze, bez bramkarki, na dwa koła. I to był błąd, bo Polki odrobiły dwie bramki, trochę złapały wiatr w żagle. Wciąż nie pokazywały niczego wielkiego, wciąż kiepsko broniły bramkarki (Adrianna Płaczek 1/9 przed przerwą, Barbara Zima 2/10), ale jednak w 26. minucie Emilia Galińska wyrównała na 15:15. Remisem zakończyła się też pierwsza połowa - niczego złego niby to jeszcze nie oznaczało, budziło jednak niesmak. Dania rozgromiła Kosowo, z "wielką" Danią Polki toczyły zacięty meczy. Teraz same męczyły się w Kosowie Kosowianki po przerwie nadal walczyły bardzo ostro, niemniej tak, że chorwaccy sędziowie odgwizdywali co najwyżej rzuty wolne. Można było z wieloma decyzjami arbitrów Mikulicia i Paradiny dyskutować, przed przerwą ani razu nie zostały wyrzucone z boiska. W naszym zespole kary już odsiedziały na ławce Karolina Kochaniak-Sala, Dagmara Nocuń i Paulina Uścinowicz. Upływały minuty, Polki nie potrafiły odskoczyć na jakiś choćby dwu- albo trzybramkowy dystans. A przecież w tych eliminacjach Dania "sprała" Kosowo różnicą 27 i 21 bramek, Polska zaś przegrała z wicemistrzyniami Europy tylko czterema i ośmioma. Dopiero pierwsza kara dla Kosowianki coś zmieniła - Polska zdobyła trzy bramki z rzędu, udało się odskoczyć na 22:20. Końcówka wyraźnie dla Polski, Kosowo nie wytrzymało tempa. Został jeszcze rewanż W ostatni kwadrans Polska wchodziła z prowadzeniem 25:24, za chwilę odskoczyła na trzy bramki, by znów dwie stracić. Wciąż Polki szukały sposobu na zatrzymanie Demaj, która na 10 minut przed końcem miała już w dorobku 12 bramek. W polskiej ekipie liderką była Monika Kobylińska - rzucała, asystowała. Dzięki niej udawało się utrzymać prowadzenie. Coś w końcu dołożyła Płaczek, choć nadal bramkarki nie były atutem drużyny w czerwonych strojach. Polki ostatecznie wygrały to spotkanie 34:27, bo naprawdę świetnie grające przed swoją publicznością Kosowianki opadły jednak z sił. W drugiej linii praktycznie nie było w ich składzie zmian, Demaj, Gjikokaj i Marigona Hajdari nie były już tak dynamiczne, łatwiej było je wypychać. A jak rzucały, to broniła Płaczek. Polska jest więc blisko do zajęcia drugiego miejsca w grupie B, za Danią, dającego kwalifikację do finałów mistrzostw Europy. W niedzielę w Zielonej Górze podopieczne Senstada muszą jeszcze dopełnić formalności, wystarczy że... nie przegrają wyżej niż siedmioma bramkami. Kosowo - Polska 27:34 (17:17) Kosowo: Kryeziu (10/42 - 24 proc.), Kafexholli (1/3 - 33 proc.) - E. Mulaj 3, M. Mulaj, Gjikokaj 6, Sopjani Esati, Shatri, A. Hajdari, Rugovaj Tahirukaj 1, Demaj 12, M. Hajdari 1, Dinarica 2, Ujkić, Mustafa 2, Mirdita, Krasniqi. Kary: 2 minuty. Rzuty karne: 7/7. Polska: Płaczek (7/24 - 29 proc.), Zima (3/12 - 25 proc.) - Olek, Galińska 2, Kobylińska 9, Balsam 6, Matuszczyk 1, Górna 3, Tomczyk, Więckowska, Urbańska, Nosek, Michalak 1, Kochaniak-Sala 5, Uścinowicz 4, Nocuń 2. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 5/6.