Pod koniec sierpnia, na starcie ligowych zmagań, Chrobry Głogów "zderzył" się z kielecką maszyną - został rozbity przez Industrię różnicą 20 bramek (24:44). Później nieco niżej uległ Wiśle Płock (24:37), a przecież sam jest zespołem, który reprezentuje Polskę w fazie grupowej Ligi Europejskiej. Wysoko przegrywał z rywalami z Ligi Mistrzów, dziś w Lizbonie zmierzył się z rywalem, który w tych elitarnych też spokojnie mógłby sobie poradzić. Sporting ma w swoim składzie diament. O jego moecy Chrobry przekonał się już w pierwszej akcji Sporting to bowiem zespół, który co sezon występuje w Europie, Chrobry wrócił do niej po kilkunastu latach, nie ma tu żadnego doświadczenia. Klub z Lizbony to aktualny zdobywca Pucharu Portugalii, zarazem wicemistrz kraju. Tytuł przegrał z FC Porto zaledwie o punkt, decydowało przegrane jedną bramką spotkanie w połowie maja na terenie "Smoków". Właśnie dlatego w Porto cieszą się obecnie z gry w Lidze Mistrzów, Sporting musi znów czekać, by wrócić do niej. A to klub, który ma w swoich szeregach kilku reprezentantów Portugalii, z zaledwie 18-letnim Francisco Costą na czele. Na początku roku, jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności, miał kapitalne momenty podczas seniorskich mistrzostw świata, w poprzednim sezonie w Lidze Europejskiej zdobył 85 bramek. Więcej od niego uzyskał tylko... starszy brat Martim, dziś też raz za razem oszukujący defensywę Chrobrego. Klub z Polski rozbity jeszcze przed przerwą. Bezradny trener, nie było już nadziei Obrona klubu z Dolnego Śląska praktycznie nie istniała, gwiazdy Sportingu - oprócz braci Costa także środkowy Hiszpan Natan Suárez - robili co chcieli. Dwa podania, zwód lub dobry balans - i było po sprawie. Doświadczony Rafał Stachera był kompletnie bezradny, trudno było mieć do niego jakiekolwiek pretensje. Trener Chrobrego Witalij Nat o pierwszą przerwę poprosił w 10. minucie, przy wyniku 3:9. Niewiele mógł jednak zrobić, umiejętności jego graczy były bowiem dużo niższe od rywali. Na dodatek Jakub Orpik czy Bartosz Skiba nie byli w stanie wykorzystać świetnych dograń od Oleksandra Tilte - przegrywali pojedynki z sześciu metrów z André Kristensenem. Norweg prezentował się znakomicie - przed przerwą odbił 12 z 19 rzutów rywali, "wskoczył" na 63-procentową skuteczność. Gdy więc Nat po raz drugi nie wytrzymał i zażądał przerwy, losy meczu były rozstrzygnięte. Sporting prowadził 16:4, a do końca pierwszej połowy meczu zostało jeszcze ponad siedem minut. Różnica dwóch klas. Chrobry zdobył niemal dwa razy mniej bramek od Sportingu Drużynie z Głogowa została więc walka o uniknięcie blamażu i w miarę godną porażkę. Trener Sportingu Ricardo Costa też nie chciał się jakoś specjalnie znęcać nad polskim rywalem i już w pierwszej połowie posadził na ławce swojego młodszego syna Francisco. Po przerwie wolne dostał też Kristensen, zastąpił go wielokrotny reprezentant Argentyny Leonel Maciel, nie był już tak skuteczny jak młodszy kolega. Generalnie Sporting zmniejszył już tempo, rozluźnił obronę, która w pierwszej połowie doprowadziła do aż 15 strat rywali. Chrobry nie był w stanie odrabiać strat, ale też - co najważniejsze - długo się one nie powiększały, jeszcze w 50. minucie gospodarze wygrywali "tylko" 31:18. Później głogowianie znów zaczęli popełniał błędy, skończyło się więc na porażce 20:37. Co i tak było dla nich bolesną lekcją w debiucie w fazie grupowej Ligi Europejskiej. W drugim spotkaniu tej grupy węgierski zespół Tatabánya KC przegrał z rumuńskim CSM Constanta 24:29. Sporting Lizbona - Chrobry Głogów 37:20 (20:7) Sporting: Kristensen (12/19 - 63 proc.), Maciel (10/23 - 43 proc.) - Edy Silva 2, Portela 5, Araujo 1, F. Costa 6, Suarez Diaz 4, Gurri 7, Salvador, Våg 2, Þorkelsson, Gassama, Gomes 2, Mocquais 3, Almeida 1, M. Costa 4. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 3/3. Chrobry: Stachera (5/25 - 20 proc.), Derewiankin (4/20 - 20 proc.) - Grabowski 1, Wrona 1, Zieniewicz 2, Kosznik, Tilte 3, Orpik, Jamioł 1, Dadej 2, Matuszak 2, Otrezow 1, Styrcz, Paterek 3, Hajnos 1, Skiba 3. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 0/1.