- Wolałbym nie dostać nagrody, ale zejść z boiska z wygraną, tym bardziej, że było to moje ostatnie spotkanie w reprezentacji Polski - poinformowała po minimalnej przegranej ze Szwecją 22:23 skrzydłowa kadry narodowej, Kinga Grzyb. Jedna z najlepszych szczypiornistek w historii Biało-Czerwonych, rekordzistka pod względem występów w kadrze oraz druga najlepsza strzelczyni w historii żeńskiej kadry po trzech porażkach w ME powiedziała dość. - Nie umiem powiedzieć na gorąco, dlaczego nasza postawa w pierwszej połowie tak wyglądała. Przecież do tej pory we Francji to po przerwie grałyśmy źle. W szatni rozmawiałyśmy szczerze o tym, że jeśli chcemy tu zostać, musimy wygrać. Szwedki były zespołem do pokonania. Zostawiłyśmy dużo zdrowia i serducha na boisku, dlatego szkoda, że to spotkanie tak się dla nas ułożyło. Podtrzymuję zdanie, że jesteśmy dobrym zespołem i ciężko mi rozstawać się w taki sposób z turniejem - mówiła po meczu zapłakana Grzyb. - Na boisku zapomina się o wszelkich dolegliwościach, gra się na tabletkach przeciwbólowych, walczy się do upadłego, bo to jest piłka ręczna. Boleć zaczyna dopiero po meczu, szczególnie takim przegranym - podkreśliła 36-letnia zawodniczka, która ze Szwecją rzuciła dziewięć bramek i dla kadry była zawodniczką niezbędną. W reprezentacji Polski Kinga Grzyb zadebiutowała 21 listopada 2001 roku w meczu z Jugosławią. Uczestniczyła w czterech turniejach finałowych mistrzostw świata (2005, 2007, 2013, 2017), największy sukces osiągając w 2013 roku podczas czempionatu w Serbii. Polska zajęła czwarte miejsce, a Grzyb rozegrała dziewięć meczów i zdobyła 30 bramek. Dwa lata później, gdy kadra Kima Rasmussena znów była na świecie czwarta, skrzydłowa nie zagrała przez uraz kolana. Kinga Grzyb zagrała też w czterech turniejach finałowych mistrzostw Europy (2006, 2014, 2016, 2018).Za: ZPRP, Interia