"Żeby wygrywać na tym poziomie, trzeba rzucać bramki. To u nas szwankowało. Nie zdobywaliśmy goli z szybkich kontr, sprawialiśmy, że bramkarki rywalek miały bardzo wysoki procent skuteczności. Nie wykorzystywaliśmy stworzonych przez siebie dogodnych sytuacji" - powiedział duński szkoleniowiec polskiego zespołu. Zdaniem selekcjonera na podsumowanie turnieju przyjdzie jeszcze czas. "Jeszcze za wcześnie na szczegółową analizę całego turnieju. Mieliśmy na tych mistrzostwach swoje dobre i złe momenty. Nie zdobywaliśmy bramek i przez to jesteśmy na ostatnim miejscu w grupie. ME były niezwykle trudne. Nie było łatwych spotkań. Pozytywne jest na pewno to, że awansowaliśmy do głównej rundy i znaleźliśmy się w "12" najlepszych zespołów kontynentu. To sukces polskiej piłki ręcznej, gdzie liczba osób uprawiających tę dyscyplinę jest ograniczona" - ocenił. Lepszych okresów w grze "Biało-czerwonych" nie było jednak za dużo. "Pokonaliśmy Rosję, fantastycznie zagraliśmy przeciwko Norwegii, która jest faworytem czempionatu. Mieliśmy 35 dobrych minut z Danią. Dzisiaj z Rumunkami nie potrafiliśmy zdobywać bramek, choć okazje były, a bez tego zwycięstwo jest niemożliwe" - podsumował. Ostatni mecz w Debreczynie z Rumunkami, przegrany 19:24, określił jako spotkanie, w którym w głównych rolach wystąpiły bramkarki. "Rumunki zagrały z nami w pełni skoncentrowane. Ich bramkarka (Paula Claudia Ungureanu - przyp. red) miała 50-procentową skuteczność, a z takim wynikiem zazwyczaj wygrywa się mecze. Zresztą nasza Anna Wysokińska była niewiele gorsza. To był mecz bramkarek" - zakończył Rasmussen.