Mecz mistrza Polski z mistrzem Francji miał się rozpocząć o godz. 18 - w normalnych warunkach Lanxess Arena powinna być dostępna dla jednych i drugich już trzy kwadranse wcześniej. By można było przeprowadzić normalną rozgrzewkę, przygotować się do starcia decydującego o awansie do finału Ligi Mistrzów. Wtedy jednak normalnych warunków nie było - SC Magdeburg toczył heroiczny bój z Barceloną, hala w Kolonii kipiała emocjami. Pojedynek drużyn z Kielc i Paryża opóźniło się o ponad kwadrans, zdecydowanie opadły też emocje na trybunach. Choć kieleccy kibice byli w przewadze, zagrzewali dopingiem swoich ulubieńców - to jednak nie było to to samo, co w końcówce poprzedniego starcia. A przecież jedni i drudzy grali o niesamowitą rzecz - awans do finału i tam możliwość powalczenia o wygranie najważniejszych klubowych rozgrywek z Magdeburgiem - zmęczonym, na dodatek pozbawionym kontuzjowanego rozgrywającego Gisliego Kristjanssona. Zwycięzca byłby faworytem finału. Barcelona poza finałem. Wielki dramat, dogrywka, karne, kontuzje! Białorusin wrócił w gry. W wielkim stylu, kapitalny początek Arcioma Karalioka Pierwszy wielki sukces kielczanie odnieśli już przed spotkaniem - konkretnie: ich sztab medyczny. Postawili na nogi całą trójkę kontuzjowanych graczy, w tym - co najważniejsze - Arcioma Karalioka. Białoruski obrotowy zaczął od pierwszej minuty - nie tylko w obronie, także w ataku. Był bezcenny dla zespołu, po 12 minutach miał cztery oddane rzuty i cztery trafienia. Tak jak się można było spodziewać, było to niezwykle zacięte spotkanie, bramka za bramkę. Dwie świetne interwencje na samym początku zaliczył Andreas Palicka, odbił rzuty Igora Karačicia i Szymona Sićki, ale Andreas Wolff mu nie ustępował. Kielczanie prowadzili po niespełna kwadransie 8:7, mogli wyżej, bo Michał Olejniczak rzucał z sześciu metrów. Nie pokonał jednak Palicki, za chwilę był już remis. Na dodatek Arkadiusz Moryto po raz pierwszy pomylił się z rzutu karnego, zatrzymał go Jannick Green. Trenerzy to przyjaciele. Razem grali, razem pracowali. Jeden chciał przechytrzyć drugiego Jedni i drudzy szukali słabszych punktów w defensywach rywali. Trenerzy obu zespołów - Tałant Dujszebajew i Raul Gonzalez świetnie się znają, przyjaźnią się od wielu lat. Kiedyś wspólnie reprezentowali Hiszpanię, później młodszy o dwa lata Gonzalez był asystentem pochodzącego z Biszkeku szkoleniowca kielczan w BM Ciudad Real i Atletico Madryt. W tym pierwszym wspólnie wygrali dwukrotnie Ligę Mistrzów, Dujszebajew powtórzył to później z Vive Kielce, Gonzalez - z Wardarem Skopje. Od 2018 roku Hiszpan prowadzi jednak PSG, zawsze tu miał wielkie gwiazdy, a jednak Ligi Mistrzów nie zawojował. To PSG w końcu wywalczyło dwubramkową przewagę, pomogli gracze ponad dwumetrowi: Kamil Syprzak i Dainis Krištopāns. Mistrzowie Polski odpowiedzieli jednak skutecznie, w 23. minucie Alex Dujszebajew wyrównał na 11:11. Było to wyrównane starcie i nic nie wskazywało, że ktokolwiek może tu wywalczyć jakąś bezpieczną przewagę. Świetnie też prezentowali się obaj bramkarze - Wolff i Palicka. Zwłaszcza Niemiec zaczął imponować, bronił w naprawdę ciężkich sytuacjach. I to głównie dzięki niemu kielczanie odskoczyli - na 16:13 w 29. minucie, po efektownej akcji z wrzutką, wykończonej przez Sićkę. Ostatnie sekundy kielczanie rozegrali jednak źle - wygrali pierwszą połowę 16:14, ale jeszcze Syprzak miał szansę pokonania Wolffa z bezpośredniego rzutu wolnego. Nerwy po przerwie. Prawie sześć minut bez bramki, Wolff znów dawał koncert Wielkie emocje udzieliły się zawodnikom, drżały ręce, jedni i drudzy podejmowali błędne decyzje. PSG zmarnowało sześć pierwszych akcje, Kielce pięć, aż w końcu w 36. minucie ten impas przełamał Alex Dujszebajew, podwyższył na 17:14. Niesamowicie bronił Wolff, choć trzeba też dodać, że pomagała mu defensywa. To był dobry moment na uzyskanie dość pokaźnej zaliczki, ale w ofensywie kielczanie nie imponowali. Potrafili jednak odczytać zamiary filigranowego Steinsa czy próby dogrania do Syprzaka. Dopiero w 39. minucie niemoc mistrza Francji przełamał Elohim Prandi - kolejny z graczy, który cudem wyleczył się na finały Ligi Mistrzów. Upływał czas, a gra jednych i drugich się nie poprawiała. Kielczanie mogli odskoczyć na cztery bramki, ale w 44. minucie Sićko pochopnie rzucił z dystansu, daleko obok słupka. Za chwilę trafieniem odpowiedział Luka Karabatić, na dodatek drugą karę dwóch minut dostał filar defensywy Tomasz Gębala. Było nerwowo, brakowało chłodnej głowy, a Tałant Dujszebajew nie chciał w tym fragmencie meczu, skoro jego zespół prowadził, poświęcać przerwy na żądanie. Sportowo - nie był to poziom półfinału Ligi Mistrzów, na dodatek Prandi zdobył kontaktową bramkę. A w 48. minucie Steins wyrównał na 20:20. Wszystko zaczęło się od początku. Kolejna zmiana sytuacji, to mogła być czerwona kartka. Czesi zdecydowali inaczej Sytuacja zaczęła wymykać się mistrzowi Polski z rąk. Alex Dujszebajew nie wykorzystał rzutu karnego, Holender Steins wyprowadził PSG na prowadzenie. Na dodatek Francuzi coraz lepiej bronili, a w ekipie z Kielc nie było zawodnika, który potrafiłby znaleźć gdzieś dziurę. To był już czas, gdy decydowały niuanse. W 51. minucie kielczanie przechwycili piłkę, Moryto pognał do kontrataku, miał pustą bramkę. Na linii szóstego metra stał Steins, chciał zatrzymać Polaka, ale ten już był w wyskoku. Moryto rzucił w słupek, spadł na wykładzinę, uderzył w bandę. Czescy sędziowie zastanawiali się, czy wyrzucić holenderskiego rozgrywającego z czerwoną kartką, czy dać mu tylko dwie minuty. Po analizie VAR uznali, że kara będzie z tych niższych. Karnego wykorzystał jednak Karačić, rywale grali w osłabieniu. To mistrz Polski miał teraz minimalną przewagę, Francuzi wyrównywali. Na cztery minuty przed końcem był remis 24:24, ale swojej normalnej dyspozycji strzeleckiej nie mógł odnaleźć Szymon Sićko. Nerwy Moryty, interwencje Wolffa. Kielczanie weszli do finału! Remis był też na półtorej minuty przed końcem, gdy Arkadiusz Moryto podszedł do wykonania rzutu karnego. Raz wcześniej się pomylił, ale tym razem pokonał Greena. Teraz paryżanie mieli swój czas na wyrównanie. Na 57 sekund przed końcem ich trener wziął czas, widział kłopoty swojego zespołu. I mistrzowie Francji dostali swoja szansę, a konkretnie - Steins. Holenderski gwiazdor na 25 sekund przed końcem wyszedł sam na sam z Wolffem - Niemiec podniósł ręce, odbił piłkę. Za chwilę była przerwa na żądanie Dujszebajewa, kielczanie nie utrzymali jednak piłki. PSG miało cztery sekundy na doprowadzenie do dogrywki - Wolff obronił wyblokowany przez defensywę rzut Prandiego. Był szał radości kibiców - w niedzielę o godz. 18 Barlinek zagra o tytuł! Paris Saint-Germain - Barlinek Industria 24:25 (16:18) PSG: Palicka 1, Green - Steins 6, N'Tanzi, Keita 1, Kristopans 4, Nenadić 1, Sole 1, Toft Hansen, Balaguer, Grebille 1, Syprzak 3, L. Karabatić 2, Mathe, Gibelin, Prandi 4. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 1/2. Kielce: Wolff, Kornecki, Błażejewski - Sanchez-Migallon, Olejniczak 1, Kounkoud 1, Sićko 3, A. Dujszebajew 6, Tournat 2, Karačić 2, Moryto 4, D. Dujszebajew 1, Surgiel, Gębala, Karaliok 5, Nahi. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 7/9. Andrzej Grupa, Kolonia