Gdyby ta historia skończyła się w piątek 11 czerwca 2010 roku niewielu miałoby odwagę przypominać te traumatyczne chwile - tragiczne dla Karola, piekielnie smutne dla milionów kibiców. Dzięki samemu Karolowi Bieleckiemu historia zasługuje, by o niej przypominać, by dawała wiarę w siebie i uzmysławiała wszystkim, ile można osiągnąć potęgą umysłu i charakteru. Szok 11 czerwca 2010 roku w kieleckiej Hali Legionów reprezentacja Polski grała z Chorwacją mecz towarzyski. Mecz na szczycie, bo to starcie srebrnych i brązowych medalistów mistrzostw świata w Chorwacji z 2009 roku oraz drugiej i czwartej drużyny mistrzostw Europy ze stycznia 2010 roku. Ten ostatni wynik sprawił, że oba zespoły nie musiały grać fazy play off w eliminacjach do następnego mundialu i czerwcowy termin wykorzystały do meczów kontrolnych. Dlatego trener Bogdan Wenta dał wolne niektórym swoim Orłom, a nowy selekcjoner Hrvatskiej - Slavko Goluza przyjechał z rezerwami. W 8. minucie, w przypadkowym starciu, jakich w piłce ręcznej są miliardy, Josip Valczić wybił Karolowi oko. Pierwsze minuty były straszne: krzyk, krew na parkiecie, zejście przygarbionego zawodnika z ręcznikiem przy twarzy. Obrazy, które zostaną z nami do końca. Mało kto w hali zdawał sobie sprawę z tego, co się stało. Koszmar dopiero się zaczynał, a kolejne komunikaty były coraz gorsze: ze szpitala w Kielcach, ze szpitala w Lublinie, z najlepszej w Europie kliniki w Niemczech. Jedna operacja, druga, modlitwy kibiców i kolegów w klasztorze na kieleckiej Karczówce. "Kasa", chyba nie jest dobrze - Na początku myśleliśmy, że to zwykła kontuzja, jakiś uraz, po którym, po leczeniach, rehabilitacji czy nawet operacji Karol wróci do normalności - opowiada Mariusz Jurasik, który w tym meczu nie grał - z Grzegorzem Tkaczykiem wyjechali z rodzinami na wakacje. - Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co się stało. I potem to był dla nas nieprawdopodobny szok - mówi Tkaczyk. Bielecki, Jurasik, Tkaczyk i Sławomir Szmal grali razem w Bundeslidze, w Rhein Neckar Loewen. - Do dzisiaj mam to przed oczami. Patrząc na Karola od razu było widać, że jest źle - mówi Sławomir Szmal, który bronił w tym meczu. - Rozmawiałem z nim w drodze do szpitala w Lublinie. Mówił: "Kasa, chyba nie jest dobrze..." Gdy okazało się, że oka nie da się uratować, co jakiś czas z Niemiec dochodziły informacje o rehabilitacji, treningach. - Zaczął intensywnie pracować indywidualnie, głównie nad koordynacją ruchową, z małymi piłeczkami, i widać było że chce wrócić - opowiada były kapitan reprezentacji.