To będzie najważniejsze spotkanie LM, jakie może rozegrać Vive we własnej hali. Stawka spotkania jest wysoka - udział w prestiżowym turnieju Final Four pod koniec maja w Kolonii. Pierwszy mecz mistrz Polski zremisował we Flensburgu 28-28. - To tak jakbyśmy schodzili z pierwszej połowy z remisem. Przed nami druga połowa tego dwumeczu. Tym razem w naszej hali - powiedział dziennikarzom podczas wtorkowej konferencji Michał Jurecki. W jego opinii, atut własnej hali nie oznacza automatycznie pewnego zwycięstwa. Przypomniał przy tym historyczne już spotkania z zespołami z Francji i Macedonii. - Powtarzam przy takiej okazji historię z ubiegłego roku. Wygrana w Montpellier, wygrana w Skopje, a potem z tymi przeciwnikami męczyliśmy się w domu do ostatnich sekund. Musimy ciężko pracować przez 60 minut, by awansować do Final Four - dodał Jurecki. W podobnym tonie wypowiadał się bramkarz Vive Sławomir Szmal. Podkreślił, że każdy zdaje sobie sprawę ze stawki spotkania i o co toczy się gra. - Stoję twardo na nogach. Za nami połowa. Po 60 minutach jest 0-0 i jedna z drużyn ma szansę. Jesteśmy o krok przed awansem do Final Four i to byłoby niebywałe osiągnięcie dla obu drużyn. Dla nas szczególnie. Przed kilkoma laty nikt nie przypuszczał, że Kielce będą w stanie walczyć na tym etapie rozgrywek. Sam jestem ciekaw jutrzejszych emocji - zauważył. W środę zabraknie na boisku Bieleckiego. - Karol na pewno nie zagra. Ma kontuzję. Na szczęście to nic strasznego. Mam nadzieję, że jeśli wszystko będzie OK, dołączy do zespołu w kolejnych spotkaniach - poinformował Dujszebajew. Szkoleniowiec zaznaczył, że zespół był gotowy na taką ewentualność i nie powinno to spowodować poważniejszych problemów. - Po to przez cały rok robimy rotacje, żeby w takich najważniejszych meczach, jak w środę z Flensburgiem, zagrać na wysokim poziomie. Myślę, że między Uroszem (Zormanem) i Michałem (Jureckim) będziemy robić zmiany i dadzą radę we dwóch - analizował trener. Jak dodał, w rewanżu musi nieco lepiej funkcjonować defensywa i współpraca bramkarza z nią. Podkreślił, że nie zauważył w swoim zespole jakichś poważnych błędów w pierwszym pojedynku. - Może trzeba zwrócić uwagę, że po raz pierwszy graliśmy z Flensburgiem i nie mieliśmy odpowiedniej wizji i wiedzy, jakie mielibyśmy, gdyby były w przeszłości jeden lub dwa pojedynki z tym zespołem - przyznał. Powiedział też, że rywal kielczan to niesamowicie mocny przeciwnik, przed którym każdy powinien czuć respekt. - Podczas rozgrywek Pucharu Niemiec pokazali, że potrafili wygrać w Kiel z tamtejszym wymagającym rywalem kilkunastoma bramkami - przypomniał. Z kolei Słoweniec Zorman zaznaczył, że dopiero w środę okaże się, kto wyciągnął lepsze wnioski z pierwszej potyczki w Niemczech. Jednocześnie zaapelował do kibiców o wsparcie z trybun. - Kiedy gramy w Hali Legionów czujemy wiatr w żagle, to pomaga. Zawsze możemy na liczyć na naszych kibiców - dodał. Na kwadrans przed początkiem spotkania w Hali Legionów, podobnie jak dzieje się to w Lanxess Arenie podczas Final Four, zgasną światła i będzie zaprezentowana specjalna oprawa, która zawsze robi ogromne wrażenie na obserwatorach. Organizatorzy apelują do kibiców, którym udało się zdobyć wejściówki, o wcześniejsze przybycie do hali. Jeśli w Vive Tauron Kielce wygra środowy mecz, zapewni sobie trzeci awans do czwórki najlepszych drużyn Europy. Do tej pory udało się to kielczanom w 2013 i 2015 roku. W obu turniejach finałowych uplasowali się na trzecim miejscu. SG Flensburg-Handewitt zwyciężył w LM w 2014 roku. W ubiegłym sezonie nie awansował jednak do Final Four.