"Zagrałyśmy perfekcyjny mecz. Sygnał do walki dała Iza Prudzienica, która zagrała dzisiaj niesamowicie w bramce. Przez cały mecz wynik trzymała też Karolina Kudłacz, za co należą jej się wielkie brawa. A za to, co zrobiła w końcówce Alina Wojtas, czapki z głów. Będziemy tej trójce w piątek nosiły bidony przez cały dzień" - powiedziała najstarsza w drużynie narodowej, 35-letnia Niedźwiedź. Dzięki wygranej w ostatnim spotkaniu grupy A "Biało-czerwone zagrają" w Debreczynie w drugiej rundzie ME, których współgospodarzami są Węgry i Chorwacja. Polki bardzo pilnowały wyniku, za wszelką cenę nie chciały dopuścić do tego, żeby Rosjanki objęły wyższe niż dwubramkowe prowadzenie. "Miałyśmy świadomość, że przeciwnik nie może nam odskoczyć na więcej niż dwie bramki. Tylko w takiej sytuacji miałyśmy szansę na sukces. Sędziowie też trochę nam nie pomagali. Wlepili nam mnóstwo kar, jedne słusznie, inne mniej. Pod tym kątem mecz nam się nie udawał, ale byłyśmy za to bardzo skuteczne. Rosjanki wcale nie są złym zespołem, ale chyba my chciałyśmy bardziej wygrać" - oceniła zawodniczka Vistalu Gdynia. Niedźwiedź uważa, że w końcówce wreszcie uśmiechnęło się do polskiej drużyny szczęście. Zwłaszcza, gdy czerwoną kartkę zobaczyła Monika Stachowska. "Dokonać przechwytu, gdy się gra w osłabieniu, to się nie zdarza często. Dopisało nam trochę szczęście. Wszystko nam sprzyjało, łącznie z węgierską publiką" - podsumowała.