Z pięciu dotychczasowych spotkań z HC Zagrzeb kielczanie wygrali cztery, raz zaś zremisowali. Dziś w stolicy Chorwacji musieli wygrać, doskonale o tym wiedzieli. Mimo, że pojechali tam bez Igora Karacicia, Arkadiusza Moryty i Klemena Ferlina. Tylko zwycięstwo przedłużało nadzieje ekipy Tałanta Dujszebajewa na to, by nie odpaść już dzisiaj z tych elitarnych rozgrywek. Mistrz Chorwacji już te nadzieje stracił, w zeszłą środę, gdy sam przegrał w Danii, a później w Kielcach jeden punkt wywalczył zespół z Polski. Już wtedy zespół z Zagrzebia nie miał szans na szóstą pozycję. I to też spowodowało, że zainteresowanie meczem z Industrią wyraźnie w stolicy Chorwacji zmalało. Gdy dwa tygodnie temu HC grało o wszystko z Kolstad, w potężnej Arenie Zagrzeb było 13,5 tys. widzów. Dziś nie wypełnił się nawet w połowie, a przecież bilety tym razem były za darmo. Nie było tez mowy o atmosferze, jaką kilka tygodni temu chorwaccy fani tworzyli przy okazji mundialu. A kielczan miał powstrzymywać polski duet - do obrotowego Patryka Walczaka dołączył kilka dni temu Damian Przytuła, wyciągnięty "last minute" z ligi węgierskiej. By ratować sytuację w drugiej linii. Liga Mistrzów. HC Zagrzeb kontra Industria Kielce. Mecz o wszystko dla wicemistrzów Polski. I tylko o prestiż dla gospodarzy Dziś początkowo jednak ani obrona nie funkcjonowała zbyt dobrze, a i Bekir Cordalija daleki był od formy z ostatniego spotkania z Nantes. Efekt? Szybkie 4:1 dla Chorwatów, później 5:2. Gra ofensywna kielczamn trochę się nie kleiła, ale sytuacje mimo wszystko goście tworzyli. Tylko że na przeszkodzie stawał im świetny Matej Mandić. Gdy kilkanaście miesięcy temu mistrz Chorwacji jeden jedyny raz nie przegrał starcia z Kielcami, Mandić grał niemal mecz życia. Miał 12 skutecznych interwencji w pierwszej połowie, 17 w całym spotkaniu, skończyło się wtedy remisem 22:22. Tałant Dujszebajew chciał już nawet wprowadzić Szymona Sićkę, bo Hassanowi Kaddahowi początkowo zupełnie nie szło. Egipcjanin w końcu jednak pokazał moc swojego rzutu, a później drugi i trzeci. W ślad za nim poszedł Dylan Nahi, swoje dołożył Michał Olejniczak. I już sytuacja wyglądała dużo lepiej. Mimo, że Sićko nie zdołał wyrównać z karnego, trafił w poprzeczkę. Za moment był jednak remis 5:5, po wrzutce i trafieniu Benoita Kounkouda, a później prowadzenie kielczan 8:7, gdy trafił z koła Theo Monar. I gdy Industria podwyższyła na 9:7, trener HC Zagrzeb Velimir Petković poprosił o czas. W tym samym momencie Barcelona miała o dwie bramki więcej od Kolstad, wicemistrz Polski w tabeli "live" zajmował szóste miejsce, bo Magdeburg remisował właśnie z Pickiem. W 22. minucie przewaga kielczan wynosiła już cztery bramki, dużo dało wejście do bramki Miłosza Wałacha. Trener Industrii dokonał kilku zmian, ale na parkiecie został Kaddah. Może i nie rzuca precyzyjnie, ale piekielnie mocno, obrona musi wysoko do niego wychodzić. A to było idealne rozwiązanie dla obrotowych: najpierw Monara, później Arcioma Karalioka. Wicemistrzowie Polski utrzymywali dość bezpieczną przewagę, wygrali pierwszą połowę 15:12. Barcelona prowadziła zaś w Kolstad 18:13, Magdeburg remisował z Pickiem 13:13. W tym momencie Industria wchodziła do fazy play-off z szóstej pozycji. A w ekipie z Zagrzebia debiut w Lidze Mistrzów zaliczył Damian Przytuła - w 28. minucie na moment pojawił się na parkiecie, oddał rzut przy pokazywaniu przez sędziów z Portugalii gry pasywnej - interweniował jednak Wałach. Cztery minuty drugiej połowy i po przewadze Industrii nie było już śladu. Sześć kolejnych nieudanych akcji Na początku drugiej połowy kielczanie jednak całą tę przewagę stracili. Zaczęli grać nerwowo, pudłowali wszyscy po kolei. A Przytuła przyłożył raz, później drugi - i był remis 15:15. Gdy jeszcze Olejniczak wyleciał z boiska na dwie minuty, mistrzowie Chorwacji objęli prowadzenie. A za chwilę Przytuła podwyższył na 17:15. Nie wyglądało to dobrze dla gości, tak jak na początku pierwszej połowy. Na szczęście dla kielczan, sytuacja znów uległ zmianie. Trochę "pomógł" przy tym drugi z Polaków w ekipie z Zagrzebia - Patryk Walczak. Dwa razy faulował, dwa razy powędrował na dwie karne minuty na ławkę. A goście wyrównali, a później odskoczyli na 22:18. Była 45. minuta, kwadrans przed końcem. Mecz w Palau Blaugrana przestał być ważny, Barca miała już osiem trafień więcej od Kolstad. Tyle że o spokoju nie było mowy, Zagrzeb walczył, Kielce wciąż grały za nerwowo. W 51. minucie znów ekipa klanu Dujszebajewów miała zaledwie jedno trafienie przewagi. W 55. minucie wciąż to jedno, 25:24. A wtedy zakończył się już mecz w Barcelonie, zwycięstwem gospodarzy 36:27. I wszystko układało się idealnie: Kaddah mógł podwyższyć na 27:24, trafił z sześciu metrów w poprzeczkę. A w odpowiedzi Chorwacji trafili, kadrą dostał Daniel Dujszebajew. Zatem - jedna bramka przewagi, trzy minuty do końca. A za chwilę - weteran Timur Dubirow trafił na remis. Ożywili się kibice w Arenie Zagrzeb, ale na moment uciszył ich Olejniczak. A za chwilę Maqueda, który wygarnął piłkę w obronie. Kielczanom zostało 50 sekund, przepychali już piłkę. Mieli problemy, Portugalczycy pokazali grę pasywną. Trener Industrii jeszcze poprosił o czas, decydowały się losy jego klubu w Lidze Mistrzów. I po tym czasie emocji było jeszcze więcej, piłkę po rzucie Kaddaha odbił Mandić. Kontra? Nic z tego, znakomicie na szóstym metrze znalazł się Tomasz Gębala. Bohater jednej akcji, choć nawet nie rzucał. Industria wygrała 27:26, skończyła grupę na szóstym miejscu. W 1/8 finału kielczanie zmierzą się z kimś z tercetu: Sporting Lizbona, Fuchse Berlin, PSG. HC Zagrzeb - Industria Kielce 26:27 (12:15) Zagrzeb: Mandić (11/38 - 29 proc.), Grabavac - Glavas 5 (4/4 z karnych), Gavrić 3, Przytuła 3, Kavcić 3, Dibirow 3, Biauliauski 2, Walczak 1, Kraljević 1, Trivković 1, Hadzić, Faljić, Klarica, Gojun, Topić. Kary: 12 minut. Rzuty karne: 4/4. Industria: Cordalija (0/7 - 0 proc.), Wałach (9/29 - 32 proc.) - Kaddah 5, Nahi 5, D. Dujszebajew 4, Kounkoud 3, Karaliok 3, Olejniczak 2, A. Dujszebajew 2, Monar 2, Surgiel 1 (1/1 z karnego), Sićko (0/1), Maqueda, Gębala. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 1/2.