Mistrz Norwegii nie jest potentatem w Lidze Mistrzów, ale to zespół znacznie groźniejszy w swojej hali niż na wyjazdach. Niedawno w Nantes doznał blamażu, pierwszą połowę przegrał 11:26. To drużyna z jedną wielką gwiazdą, Sanderem Sagosenem, niegdyś najlepszym graczem w drugiej linii w najważniejszych turniejach. No i głównym twórcą dwóch srebrnych medali dla Norwegii w mistrzostwach świata. Teraz Sagosen pojawił się w klubowej koszulce, ale już rozgrzewka wskazywała, że raczej będzie tylko "straszakiem". I takim pozostał, siedział na ławce w dresie. A jego koledzy jakby chcieli pokazać, że są w stanie sprawić sporą niespodziankę i pokonać wicemistrza Polski, w składzie którego znalazł się w końcu Igor Karacić. "Wampir" z Kielc oberwał za swoje. Rzucił się na rywala z zębami, spotkała go kara Kolstad - Industria Kielce w Lidze Mistrzów piłkarzy ręcznych. Szalona pierwsza połowa, niczym gra w "dwa ognie" Mecz był dziwny, jeden z najdziwniejszych w wykonaniu kielczan w ostatnim czasie. W obronie goście byli pasywni, nie wychodzili do rywali, którzy raz za razem trafiali z drugiej linii. A że Sandro Mestrić nie potrafił się "zderzyć z piłką", przewaga Kolstad rosła. Bo w ataku kielczanie też mieli tylko jeden pomysł: grę z obrotowym Arciomem Karaliokiem. A to też jest ryzykowne, rywale dobrze pilnowali Białorusina. Przewaga Kolstad więc rosła, było już 9:5, gospodarze mieli piłkę. A później jeszcze 12:8 i kilka okazji do podwyższenia wyniku przez mistrza Norwegii. W Kielcach zaś szwankowało wiele: Arkadiusz Moryto nie trafił z karnego, Jorge Maqueda popełniał techniczne błędy w ataku. Dopiero zmiana systemu obrony, wyższe ustawienie Dylana Nahiego, sprawiło, że sytuacja w końcu uległa zmianie. Jeszcze przed przerwą goście zdołali wyrównać, na 13:13 trafił wtedy z kontry Nahi. Skończyło się na 17:17. Kilka piłek odbił też Miłosz Wałach, który zastąpił Mestrcia. Kapitalne 10 minut Industrii Kielce w Norwegii. I co z tego, nagła niemoc, stracili sześć bramek przewagi. I przegrywali W 40. minucie wicemistrzowie Polski prowadzili już 26:20, zapewne nikt w hali w Trondheim Spektrum nie przypuszczał, że tu mogą być jeszcze emocje. Kielczanie świetnie bronili, swoje dołożył w bramce Wałach. W kontrach raz za razem Torbjorna Bergeruda pokonywał Nahi, ręce składały się do oklasków. Tyle ze to i tak nie wystarczyło. Nagle zaczęły się straty, kuriozalne decyzje w ofensywie. A Kolstad trafiło raz, drugi, później trzeci - i uwierzyło w odwrócenie losów spotkania. W 47. minucie Sime Lyse wyrównał na 26:26, wszystko zaczęło się jakby od początku. A postrach z drugiej linii siał niesamowity Simon Jeppsson. Było nerwowo, ale - o dziwo - spokojem imponował Tałant Dujszebajew. Nawet się nie irytował, nie brał czasu. Na cztery minuty przed końcem wciąż był remis, wtedy Moryto trafił z karnego. A za chwilę z kontry. Niby było spokojnie, wicemistrzowie Polski mieli piłkę, prowadzili 32:31, trener Dujszebajew poprosił w końcu o minutę przerwy - na 45 sekund przed końcem. Wszystko na nic, Maqueda popełnił błąd, stracił piłkę. A Kolstad wyrównało na pięć sekund przed końcem. Czyżby remis? Nic z tego, Wałach podał na środek do Karalioka, a ten rzucił do pustej bramki. Bergerud nie zdążył wrócić... Kolstad Handbold - Industria Kielce 32:33 (17:17) Kolstad: Bergerud (19/41 - 20 proc), Eggen - Jeppson 8, Lyse 8, Gudjonsson 5, Sondena 4, Aalberg 3, Gullerud 2, Óskarsson 1, Jóhansson 1, Hald, Aga, Sagosen, Stolefjell, Hovde, Johnsen. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 0/1. Industria: Mestrić (1/10 - 10 proc.), Wałach (9/32 - 28 proc.) - Moryto 8, Nahi 8, Maqueda 6, Karaliok 5, Monar 3, D. Dujszebajew 2, Olejniczak 1, Karacić, Surgiel, Gębala, Rogulski. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 2/3.