Zabrzanie polecieli do Grecji z jasnym celem - zapewnić sobie co najmniej drugie miejsce w grupie, by już ostatnie starcie z Hannoverem-Burgdorf móc zagrać na luzie. Do awansu do drugiej fazy Ligi Europejskiej wystarczył w Grecji nawet remis, ale - patrząc na pierwsze starcie tych ekip w Dąbrowie Górniczej - można było liczyć na coś więcej. Ledwie pięć tygodni temu podopieczni Tomasza Strząbały rozbili mistrza Grecji 30:21, a przecież wtedy musieli sobie radzić bez kontuzjowanego Piotra Wyszomirskiego, ale też i Rennosuke Tokudy, który poleciał do Azji reprezentować Japonię. Wtedy zabrzanie pokazali, że mają zdecydowanie szerszy skład, więcej atutów. Świetny Górnik Zabrze w pierwszej połowie. Żelazna obrona zatrzymała grecką ofensywę AEK, w ostatnich tygodniach, pokazał w dwóch starciach z Hannoverem-Burgdorf, że może być zespołem groźnym. Przegrał z ekipą z Bundesligi różnicą pięciu i sześciu bramek, ale toczył bardzo wyrównany bój przez 40 minut jednego i 45 minut drugiego starcia. We własnej hali był zaś dziś przez 20 minut dużo słabszy od czołowej ekipy Orlen Superligi. Zabrzanie od początku mieli to spotkanie pod kontrolą, świetnie spisywali się w defensywie. Grecy zaś w ataku się potwornie męczyli, Górnik nie pozwalał im dosłownie na nic. Grające na obu bokach rozegrania chorwackie gwiazdy klubu z Aten - Stipe Mandalinić i Patrik Martinović zostały wyłączone. Ten pierwszy, niegdyś as Füchse Berlin i reprezentant Chorwacji - starał się jak mógł, ale co drugi jego rzut był blokowany. A jak już piłka minęła defensywę, to dobrze w bramce poczynał sobie Piotr Wyszomirski. Zaskakujący początek drugiej połowy, zabrzanie zasnęli. A trener się irytował Górnik, mimo że ledwie trzy dni wcześniej grał w Orlen Superlidze niezwykle istotne spotkanie z Azotami Puławy, w ogóle nie sprawiał wrażenia zmęczonego podróżą. Przez blisko 20 minut zespół z Zabrza grał koncertowo - prowadził po tym okresie 9:3. Świetnie rzuty karne egzekwował Patryk Mauer, dobre momenty mieli Lukáš Mořkovský i Taras Minocki, choć ten ostatni momentami grał też zbyt egoistycznie. W końcu pierwszej połowy w końcu zaczął trafiać Mandalinić, ale wtedy pociski w stronę bramki Greków zaczął kierować Damian Przytuła. Igor Arsić nie był nawet w stanie unieść ręki - nie miał czasu. Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem zabrzan 15:12, ale po kilku minutach drugiej prowadzili już 18:13. I wtedy coś się zacięło - posypała się ofensywa Górnika. Zmiana systemu gry defensywnej mistrza Grecji, z wychodzącym wysoko jednym lub dwoma zawodnikami, sprawiła ogromny kłopot gościom, którzy nagle stali się bezradni. - Rzut z miejsca to najgłupsza gra na taką obronę - irytował się trener Strząbała, gdy poprosił o przerwę przy prowadzeniu jego drużyny 18:16. A już niedługo później był remis 20:20, zaś w 46. minucie Mandalinić trafił na 21:20 dla AEK. Było już bardzo niebezpiecznie. Reprezentant Japonii i był as Wenty przywrócili spokój Zapowiadało się więc na bardzo nerwową końcówkę, ale zdecydowanie bardziej bojowo nastawieni byli już wtedy Grecy. Mieli dwie okazje, by podwyższyć przewagę do dwóch trafień, ale wtedy świetnie zachował się Wyszomirski. Wciąż jednak istniało zagrożenie, że w odstępie zaledwie sześciu dni w olimpijskiej hali Ano Liosia może polec drugi polski zespół. W zeszłym tygodniu AEK ograł bowiem w koszykarskiej Champions League Wilki Szczecin 86:64. I wtedy klasę pokazał Tokuda. Reprezentant Japonii zwykle popisuje się asystami, teraz stał się mózgiem zespołu w krytycznych momentach. Najpierw świetnie dograł do Dmytro Ilczenki, później sam pokonał Iwana Mackiewicza. Zrobiło się 25:23 dla zabrzan, do tego Wyszomirski znów zaczął wyczyniać cuda w bramce. A jakby było mało, Tokuda popisał się kolejną cudowną akcją, na 26:23. Tego zabrzanie już nie wypuścili, końcówkę zagrali mądrze, nie dali już rywalom żadnej szansy. W nagrodę mogli zrobić koło i wspólnie cieszyć się z awansu. Bez względu na wyniki ostatniej kolejki, zapewnili sobie co najmniej drugie miejsce w grupie B. Mają jeszcze szansę na pierwsze, a to za sprawą sensacyjnego remisu Hannoveru-Burgdorf z Kriens-Luzern 30:30. W ostatniej kolejce musieliby pokonać Niemców różnicą aż siedmiu bramek. AEK Ateny - Górnik Zabrze 26:30 (12:15) AEK: Mackiewicz (2/19 - 11 proc.), Arsić (3/16 - 19 proc.) - Arampatzis 1, Žabič 6, Kritikos, Jonsson, Mandalinić 9, Mallios 3, Iliopoulos 2, Papadopoulos, Schaaning Thome, Liapis 1, Martinović 3, Sokolić, Toniazzo, Kederis 1. Kary: 6 minut. rzuty karne: 3/5. Górnik: Wyszomirski, Ligarzewski - Szyszko 1, Tokuda 2, Morkovský 2, Baczko 1, Artiemienko 4, Krawczyk, Mauer 5, Bogacz, Dudkowski, Minocki 7, Kaczor 2, Ilczenko 1, Wąsowski 1, Przytuła 4. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 4/4.