Płocczanie stanęli w GETEC Arenie w Magdeburgu przed historyczną szansą - mogli pierwszy raz awansować do Final 4 Ligi Mistrzów. Już sam ich udział w fazie pucharowej był sporą niespodzianką - opuścili siódme miejsce w grupie dzięki fatalnej końcówce rundy w wykonaniu PPD Zagrzeb, sami wygrali arcyważne spotkanie w Porto. Wyeliminowanie HBC Nantes po dwóch remisach i lepiej wykonywanych rzutach karnych - było już sporą sensacją. Ale jak można by nazwać wyrzucenie mistrza Niemiec i klubowego mistrza świata z Magdeburga? Niemcy postawili na nogi mistrza świata. W Płocku trener zaskoczył swoimi wyborami A było to jak najbardziej realne, bo przed tygodniem w Orlen Arenie padł remis 22:22. Nafciarze uwierzyli, że mogą dokonać czegoś wielkiego i było to widać na parkiecie. Od pierwszych sekund trwał tu bowiem zacięty bój - dla jednych i drugich nie było straconych piłek. W ekipie gospodarzy zabrakło nie tylko znakomitego Omara Magnussona, ale też jego rodaka Gisliego Kristjanssona, jednego z najlepszych środkowych świata, kapitalnie mijającego rywali. Udało się za to wyleczyć mistrza świata Magnusa Saugstrupa, zagrał pierwszy raz po trzech miesiącach i był ważnym punktem w defensywie "Gladiatorów". Dramaturgia tego spotkania była niesamowita. Magdeburg, wielki faworyt, momentami był chyba zaskoczony tym, co pokazuje rywal z Polski. Trener wiślaków Xavier Sabate znów zaskoczył - od pierwszych minut na środku grał młody Węgier Gergő Fazekas, a w bramce stanął Marcel Jastrzębski, choć przecież to Ignacio Biosca fantastycznie zagrał przed tygodniem. I to był strzał w dziesiątkę! Jedna bramka przewagi, remis. I tak cały czas. Co za emocje! Młody reprezentant Polski w pierwszym kwadransie miał niby tylko trzy skuteczne interwencje, ale każda z nich była spektakularna, w sytuacjach sam na sam. Początkowo sposób na niego miał tylko Michael Damgaard, ale Duńczyka (trzy trafienia w osiem minut) udało się płocczanom w końcu zatrzymać. Wtedy do akcji włączył się Holender Kay Smits - fenomenalny w każdym elemencie. Płocczanie mieli jednak też swoich asów - choćby Lovro Mihicia na lewym skrzydle (pięć bramek przed przerwą), Jastrzębskiego czy całą formację obronną. Ani na chwilę gospodarze nie mogli odskoczyć na taki dystans, który by dał im choć chwilę spokoju. Jeśli prowadzili jedną bramkę, to zaraz wicemistrzowie Polski odpowiadali trafieniem. Płocczanie mieli też kilka szans na to, by objąć prowadzenie, udało im się to raz, gdy w 5. minucie na 3:2 trafił Mihić. A później dwa gole dorzucili goście i już do przerwy jedni i drudzy trafiali na przemian. Szkoda jedynie dwóch rzutów karnych zmarnowanych w tym czasie przez Tina Lučina, ale dzięki Siergiejowi Kosorotowowi udało się po 30 minutach remisować 13:13. Duńczyk i Holender kontra cały Płock. I wszystko wciąż na styku! Po przerwie nic się nie zmieniło - trafił Magdeburg, odpowiedziała Wisła. Płocczanie nie pękali - mimo ogłuszającego dopingu kibiców Magdeburga. Gdy trzeba było, czarował na skrzydle Mihić, albo i z dystansu trafiał Kosorotow. Nadal bez zarzutów spisywała się też defensywa gości, choć duet Smits - Damgaard kilka razy znalazł sposób, by ją oszukać. W 45. minucie w końcu zdarzyło się odstępstwo od dotychczasowej reguły - wicemistrzowie Polski zmarnowali wyśmienitą okazję na remis, a w kontrze trafił Lucas Meister. Magdeburg po raz pierwszy w meczu uzyskał dwie bramki przewagi (22:20) i trener Sabate momentalnie poprosił o przerwę. Problemem dla Orlenu Wisły było to, że w kluczowych momentach ciężar odpowiedzialności za rzuty dla Magdeburga brał na siebie Damgaard. Trafiał wtedy, gdy sędziowie z Czarnogóry pokazywali już grę pasywną, "trzymał" Niemcom przewagę. Wisła szukała przynajmniej remisu, była blisko przechwycenia piłki po pierwszej w meczu świetnej interwencji Bioski (51. minuta). Tyle że błąd popełnił Mirsad Terzić i Niemcy odzyskali piłkę. A za chwilę kapitalny Smits zdobył swoją dwunastą bramkę w meczu - na 24:22. Końcówka i dramat Nafciarzy. Dlaczego Mihić lobował? Aby ten mecz mógł być dla płocczan historycznym wydarzeniem, musieli dodać coś jeszcze. Udało im się w końcu spowodować błąd rywali, a Abel Serdio wyrównał w 54. minucie na 26:26. Trener Magdeburga Bennet Wiegert nie wytrzymywał nerwowo, podobnie jak i ponad sześć tysięcy niemieckich kibiców. Gdy do końca zostało pięć minut i kilka sekund, Mihić kapitalnie wyszedł ze skrzydła, ale zamiast rzucać jak do tej pory, zdecydował się na lobowanie mającego 205 cm wzrostu Mike'a Jensena. Duńczyk zaś jego intencje odczytał. A za chwilę Damgaard podwyższył na 28:26. To były kluczowe chwile, w których więcej atutów mieli jednak faworyci z Magdeburga. Za chwilę świetną interwencję zaliczył Jensen, w ataku kapitalnego gola zdobył Smits (29:26). Były niespełna trzy minuty do końca i wicemistrz Polski znalazł się w arcytrudnej sytuacji. Ostatnią nadzieją dla płocczan mógł być ewentualny obroniony rzut karny przez Bioscę, a rzucał po raz kolejny Smits. Lepszy okazał się Holender - trafił po raz 14. w meczu, rozstrzygnął sprawę. Magdeburg wygrał ostatecznie , ale polski klub pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Szkoda tylko, że samo wrażenie nie może dać awansu do grona czterech najlepszych drużyn kontynentu... SC Magdeburg - Orlen Wisła Płock 30-28 (13-13) SC Magdeburg: Jensen (10 obron/31 rzutów - 32 proc. skuteczności), Portner (1/8 - 12 proc.) - Meister 4, Chrapkowski, Lipovina 1, Musche, Pettersson 1, Hornke, Weber, Mertens 1, Saugstrup, O'Sullivan 1, Bezjak, Smits 14, Damgaard 8, Bergendahl. Kary: 10 minut. Rzuty karne: 3/3. Orlen Wisła: Jastrzębski (9/33 - 27 proc.), Biosca (2/8 - 25 proc.) - Daszek 3, Lučin 1, Piroch 1, Serdio 4, Šušnja, Fazekas, Krajewski 2, Perez 1, Terzić, Dawydzik, Mihić 7, Mindegia, Żytnikow 1, Kosorotow 8. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 3/5. Pierwszy mecz: 22:22. Awans do Final 4: SC Magdeburg.