Olgierd Kwiatkowski, sport.interia.pl: Co może dać polskiej piłce ręcznej siedmioletnia umowa na transmisje meczów ligowych w Polsacie? Grzegorz Tkaczyk, wicemistrz świata z 2007 roku, były reprezentant Polski w piłce ręcznej: Mam ogromny sentyment do tej stacji. W 2007 roku pokazywała turniej mistrzostw świata w którym zajęliśmy drugie miejsce. Byliśmy wtedy nieznanym zespołem, jechaliśmy do Niemiec w roli kopciuszka. Nagle to wszystko, co mieliśmy w tej drużynie najlepszego, wypaliło. Kilka miesięcy temu oglądałem z synem, który trenuje piłkę ręczną, te mistrzostwa i zwróciłem uwagę na to logo stacji w rogu ekranu. Stacja ma dobre podejście do naszej dyscypliny, zawarła umowę o współpracy na siedem lat. W planach są potem transmisje z Ligi Mistrzów, z mistrzostw Europy. To dobra droga dla każdej ze stron - ligi, związku, telewizji. Polsat jest przy tym profesjonalny i zapewni wysoką jakość, a to tylko działa na korzyść Superligi. Czy dzięki temu, że zyska liga i kluby można liczyć na to, że w przyszłości poprawią się wyniki reprezentacji, że nastąpi powrót do dobrych czasów, kiedy pan grał w kadrze? - Takie kontrakty nakręcają koniunkturę. Mamy w tej chwili dwa silne kluby - Kielce, które drugi rok z rzędu grały w finale Ligi Mistrzów, Płock, który o mały włos nie dostał się do Final Four. Płock skraca już dystans do Kielc, depcze im po piętach. Poziom ligowy się wyrównuje i napędza zainteresowanie ligą, piłką ręczną. Przydałby się sukces reprezentacji. Może w najbliższej przyszłości pojawią się dobre wyniki. W szkołach mistrzostwach sportowego, którymi tak dobrze zarządza Sławomir Szmal, pojawiło się wielu ciekawych zawodników. Światełko w tunelu jest. Może wróci taka drużyna jak ta z 2007 roku? Szkoda, że wtedy tyle rzeczy zostało zaniedbanych i straciliśmy tyle czasu. Orlen Superliga. Wraca faza play-off Jakich rzeczy? - Przede wszystkim szkolenie. Wtedy kiedy był duży boom na piłkę ręczną należało otworzyć drzwi dla młodych ludzi, zachęcić ich do gry, wskazać drogę. Piłka ręczna jest pod tym względem trochę trudniejsza, trzeba zaprosić dzieci na halę, pokazać, wytłumaczyć zasady. Pod tym względem piłka nożna, czy nawet siatkówka zawsze jest łatwiejsza - wystarczy wyjść na dwór i pokopać albo poodbijać piłkę. Wtedy zabrakło jakiejś inicjatywy. Szkoda, bo dziś zbieralibyśmy tego efekty. Pana syn gra w piłkę ręczną. Jak mu idzie? Pójdzie w pana ślady? - Skończył ósmą klasę. Został absolwentem szkoły mistrzostwa sportowego w Kielcach. Jest bardzo ambitny, wręcz muszę go momentami hamować. Ma duży potencjał, ale ta droga dopiero przed nim, dopiero się zaczyna. Wiem, że będzie w dobrych rękach. Są szanse, że coś z niego będzie. Jestem spokojny o opiekę i szkolenie. W SMS-ie czuwa nad nim Sławomir Szmal. Polska znów w grupie z Niemcami. To dobre losowanie mundialu Może dziś problemem jest to, że dzieci i młodzież mają więcej atrakcji. Pan pochodzi z tego pokolenia, które trenowało w siermiężnych warunkach, musieliście pokonać wiele trudności, aby dojść do najwyższego poziomu? - Mieliśmy takie motto: "Im trudniej, tym bardziej chcemy". Naprawdę dużo rzeczy nam się nie układało. Struktury związkowe były skostniałe, delikatnie mówiąc, związek nam nie pomagał. Musieliśmy o wszystko walczyć. Ta sytuacja zbliżyła nas do siebie, scementowała naszą grupę. Dzięki temu powstał tak silny zespół na parkiecie i poza nim. Bo my zamiast jechać na zgrupowanie, myśleć o każdym następnym przeciwniku, musieliśmy zajmować się sprawami organizacyjnymi, bo okazywało się, że w hotelach łóżko jest za krótkie, że przed meczem nie mamy koszulek. W tej chwili takich problemów nie ma, a my musieliśmy walczyć o wszystko. Nie narzekaliśmy, świetnie się dogadywaliśmy i dogadujemy się do dziś, po tylu latach. Każdy ma swoje zajęcie, pracę, ale dzwonimy do siebie, spotykamy się. Wciąż mamy ochotę, by być razem. To wielka wartość tej drużyny z dawnych lat - z mojej perspektywy może największa. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski