Meczem z TSV Hannover-Burgdorf Górnik Zabrze kończył swoją historyczną fazę grupową w europejskich pucharach i już przed pierwszym gwizdkiem estońskich sędziów podopieczni trenera Tomasza Strząbały mogli powiedzieć, że zadanie wykonali perfekcyjnie. Wyjście z grupy zapewnili sobie tydzień temu, pokonując w Atenach AEK. Tyle że mecz z ósmym zespołem Bundesligi wciąż miał istotne znaczenie. I nie chodzi tylko o to, że siedmiobramkowa wygrana mogła wywindować zabrzan na pierwsze miejsce w tabeli. Chodziło o jakiekolwiek zwycięstwo, bo ten wynik przechodził do kolejnego etapu Ligi Europejskiej. W lutym, już po mistrzostwach Europy, zmagania w tych rozgrywkach będą bowiem toczyły się w kolejnej fazie grupowej. Dwa najlepsze zespoły z grupy B, czyli zabrzanie i Hannover-Burgdorf zmierzą się z dwoma najlepszymi zespołami z grupy A, czyli Rhein-Neckar Löwen i HBC Nantes. Uznanymi markami z przeszłością w Lidze Mistrzów, w przypadku Francuzów całkiem niedawną. W pierwszym meczu w Niemczech zabrzanie przegrali 28:34, druga porażka sprawiłaby, że na starcie kolejnego etapu mieliby zerowy dorobek. Lepszy początek klubu z Bundesligi. A później Górnik ruszył do Szturmu TSV Hannover-Burgdorf to ósmy zespół Bundesligi, ale gdyby nieoczekiwanie nie przegrał ostatniego starcia w Stuttgarcie, byłby o dwie lokaty wyżej. Tylko za niemal samymi gigantami niemieckiego handballu. Do Dąbrowy Górniczej faworyci przyjechali jeszcze bez Branko Vujovicia, zawodnika wypożyczonego z Industrii Kielce. Był za to Uładzisłau Kulesz, inny były as mistrzów Polski. I w pierwszych minutach dość często pokazywał zabrzanom, że wciąż ma "młotek" w ręce. Górnik od początku musiał gonić rywali, mimo niezłej postawy w bramce Piotra Wyszomirskiego. Każdy błąd zabrzan goście od razu wykorzystywali do wyprowadzania kontr, w 10. minucie prowadzili już 6:3. Podopieczni Strząbały mieli problemy w ataku, pierwszą bramkę zdobyli dopiero w 6. minucie, po akcji Tarasa Minockiego. A później nagle wszystko się zmieniło. Kapitalne widowisko w Dąbrowie Górniczej. Koncert zabrzan w każdym elemencie Górnicy zaczęli świetnie bronić, imponowali przesuwaniem na pozycjach - zaskoczyli tym rywali. Coś dołożył Wyszomirski, szaleć zaczął Minocki, który świetnie pokazuje się w europejskich rozgrywkach. I kto wie, czy niedługo nie zobaczymy ukraińskiego rozgrywającego zabrzan nawet w Bundeslidze. W osłabieniu trafił na 5:6, później w odstępie 15 sekund wykończył w identyczny sposób dwie kontry - Górnik prowadził w 16. minucie 8:7. A gdy Lukáš Mořkovský podwyższył na 9:7, zapachniało sporą niespodzianką. Bo zabrzanie imponowali - Damian Przytuła ściągał pajęczynę z okienek bramki Hannoveru, Wyszomirski pokazywał, że powrót doświadczonego golkipera do kadry nie musiałby być złym pomysłem. A koncert Górnika trwał dalej - gospodarze prezentowali wyjątkowo wszechstronną piłkę ręczną. Trafiali po kontrach, ze skrzydeł, dogrywali do obrotowego, Przytuła bombardował z dystansu. I to on trafił w 27. minucie na 18:12. Coś niesamowitego! Pierwszą połowę zabrzanie wygrali 19:14. Zabrzanie nagle na fali, Hannover włączył wyższy bieg. Wszystko zaczęło się komplikować Górnicy wiedzieli, że nie mogą spocząć na laurach, drugą część rozpoczęli w osłabieniu, Hannover miał piłkę. A jednak to Minocki po kontrze podwyższył na 20:14 - Ukrainiec dał sygnał, że trzeba iść za ciosem. Gości zmobilizował jednak rezerwowy bramkarz Dario Quenstedt - obronił karnego, za chwilę zaliczył kolejną interwencję. A w 38. minucie obie ekipy dzieliły już tylko trzy trafienia (21:18). Zabrzanie utrzymywali przewagę trzech, czterech bramek, a gdy tylko wzrosła do pięciu (26:21 w 44. minucie), trener rywali od razu zareagował przerwą na żądanie. To był w miarę bezpieczny wynik, ale jedna czy dwie nieudane akcje w ataku wciąż mogły wprowadzić nerwowość. Zespół z Niemiec ani myślał zaś odpuszczać, nie chciał sobie już teraz komplikować sytuacji na kolejnym etapie Ligi Europejskiej. I doprowadził do wyniku 27:25 w 48. minucie, po trafieniu wicemistrza świata sprzed dwóch i aktualnego mistrza Europy Szweda Jonathana Edvardssona. Strząbała wziął czas, mówił zawodnikom: - Jak gramy taką bryndzę, to nam robią kontry. A Hannover wyraźnie podkręcił tempo, za chwilę było już tylko 27:26. Zabrzanie jeszcze jakoś bronili swojego prowadzenia, choć goście coraz agresywniej i coraz wyżej bronili. Wymuszali błędy, a defensywa Górnika nie była już tak szczelna. W 54. minucie gospodarzy uratował jeszcze Wyszomirski, broniąc rzut rywala ze skrzydła przy prowadzeniu 29:28. W 56. minucie remis już jednak był, karnego wykorzystał Maximilian Gerbl. Podopieczni Strząbały mieli coraz mniej atutów w ataku, na potęgę mylił się Przytuła, Mořkovský nie mijał już rywali zwodami, Minocki stracił swoją szybkość i skuteczność. Zrobiło się źle (29:30), a później bardzo źle (29:31 na minutę przed końcem), na dodatek gospodarze grali już w osłabieniu, po trzeciej w meczu karze dla Adama Wąsowskiego. I zabrzanie nie dali już rady wywalczyć choćby punktu.. Górnik Zabrze - TSV Hannover-Burgdorf 29:32 (19:14) Górnik: Wyszomirski (9/32 - 28 proc.), Ligarzewski (0/8 - 0 proc.) - Szyszko, Tokuda, Pinda, Mořkovský 5, Baczko, Artiemienko 4, Krawczyk 1, Mauer 2, Bogacz, Dudkowski, Minocki 9, Kaczor 1, Ilczenko 2, Wąsowski, Przytuła 5. Kary: 10 minut. Rzuty karne: 2/3. Hannower-Burgdorf: Gade (3/17 - 18 proc.), Quenstedt (4/16 - 25 proc.) - Uščins 3, Steinhauser 1, Michalczik 4, Kulesz 3, Strmljan 2, Edvardsson 3, Gerbl 6, Hanne 1, Brozović 2, Fischer 4, Feise 1, Ayar, Büchner 2. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 3/4.