W koszykówce "świętą wojną" nazywają mecze Śląska Wrocław z Anwilem Włocławek, w piłce nożnej derby Krakowa między Wisłą Kraków a Cracovią, a w siatkówce Skry Bełchatów z Resovią. Te wszystkie batalie blakną przy "świętej wojnie" w piłce ręcznej - Industrii Kielce z Orlenen Wisłą Płock. W XXI wieku te kluby niemal wyłącznie między sobą rozstrzygają kwestie mistrzostwa Polski (tylko dwa razy złoto zdobył inny zespół). I bardzo często o złotych medalach decyduje jedna bramka, a do tego zdobyta z rzutu karnego. Trudno znaleźć bardziej fizyczny, z zażartą męską walką, sport niż właśnie piłka ręczna. W 2018/2019 w sezonie zasadniczym raz decydowały rzuty karne. W kolejnym zwycięstwo jedną bramką i wysoka porażka. W następnym był remis w Kielcach. W rozgrywkach 2021/22 remis i zwycięstwo jedną bramką kielczan. 2022/2023 - dwoma golami Wisła i trzema Industria, 2023/24 - wygrana Wisły w Kielcach jednym golem i zwycięstwo Industrii w Płocku (pięcioma). W tym w Płocku górą gospodarze (czterema), a w Kielcach też miejscowi (jedną). Nawet spadachroniarze za Industrią Kielce Finały? 18/19 - remis i wygrana kielczan; 19/20 - przerwała pandemia; 20/21 - po karnych złoto dla Kielc; 21/22 - tak samo; 22/23 - zwycięstwo w ostatniej kolejce Industrii i tytuł; 23/24 - dwa remisy i rzuty karne zdecydowały o mistrzostwie Wisły. W tym sezonie pierwszy mecz dla płocczan jedną bramką. Teraz jeśli w rewanżu wygrałaby Industria, doszłoby do trzeciego decydującego spotkania. Gospodarze właśnie na to liczyli. I robili wszystko, by nawet najmniejszym detalem pomóc zawodnikom. Przed meczem dwaj spadochroniarze wyskoczyli z samolotu i z klubowymi flagami wylądowali obok Hali Legionów. Wewnątrz na każdego czekała okolicznościowa żółta koszulka, choć i tak właściwie każdy wiedział, jakie barwy założyć. Działacze związku byli przygotowani jednak także na triumf płocczan i przywieźli ze sobą okazały puchar. Na rozgrzewkę dużo wcześniej wyszli kielczanie, w końcu byli u siebie. Nie wyglądali na zdenerwowanych, a kiedy pojawili się rywale, nie było groźnych min czy stroszenia piór, ale pogawędki znajomych. Prawdziwa walka miała rozgorzeć na boisku. Piorunujący początek Industrii - bramkarz jak w transie Choć kieleccy działacze prosili o doping tylko dla swojego klubu, to rywali kibiców przywitali przeraźliwymi gwizdami i wyciem. Później potrafili jednak stworzyć wyjątkową atmosferę i w ten sposób ponieść gospodarzy. Mieszcząca 4200 osób hala pękała w szwach i wydawało się, że doping ją zaraz uniesie. A efektowna oprawa i karty miały według fanów przepowiadać 21. tytuł mistrza Polski. Taka była suma cyfr z roku założenia klubu - 1965. Po czterech minutach kielczanie powinni prowadzić 4:0, bo czterema świetnymi interwencjami, w tym obroną rzutu karnego popisał się Bekir Cordalija. Było jednak tylko 1:0, bo także gospodarze grali nerwowo pudłowali, w tym z siedmiu metrów. Goście pierwszą bramkę zdobyli dopiero w siódmej minucie na 1:2 za sprawą Michała Daszka (z karnego). Zawodnicy Industrii złapali szybciej rytm w dziesiątej minucie po bramce Arkadiusza Moryty wygrywali 5:1, a za chwilę Cordalija znów wybił rywalom piłkę ręczna z głów. Zanim upłynął kwadrans, trener Wisły poprosił o czas. Dopiero w 13. minucie pierwszą bramkę z gry dla gości zdobył Zoltan Szita. I to właśnie Węgier dał sygnał do odrabiania strat. Rzucił trzy gole, bramkę zdobył też bramkarz Mirko Alilović i przewaga stopniała do dwóch bramek. Chorwat też zaczął świetnie bronić, a kielczanie popełniać błędy. Do remisu mógł doprowadzić Tomas Piroch, ale nie pokonał Cordaliji w sytuacji sam na sam. I znów dzięki bramkarzom (Miłosz Wałach wszedł i obronił rzut karny) gospodarze odskoczyli na cztery bramki (10:6). W ostatniej minucie pierwszej połowy po sprawdzenie zapisy wideo sędziowie postanowili ukarać czerwoną kartką Mirsada Terzicia. Po przerwie goście szybko odrobili dwie z trzech bramek straty. Pomogła w tym świetna gra w bramce Alilovicia. Industria w porę zareagowała i po rzucie Tomasza Gębali wygrywała 13:10. Grała jednak w osłabieniu i za chwilę mecz znów był "na styku". Wałach obronił rzut karny i nakręcił kolegów z boiska. Trafił Michał Olejniczak i było 16:13. Emocje rosły z minuty na minutę, bo Wisła się nie poddawała i jakby trochę łatwiej przychodziło jej zdobywanie bramek. Znów była tylko jedna bramka straty (15:16). W końcu dopięli swego w 50. minucie. Pierwszy kontratak Cordalija obronił, ale poprawki kilkanaście sekund później Michała Daszka już nie zatrzymał i był pierwszy remis od początku meczu (18:18). Pięć minut przed końcem Industria prowadziła 20:19 po bramce Artsema Karalka. A za chwilę Wałach poradził sobie z rzutem karnym. Dwie bramki przewagi zapewnił Olejniczak i Industria była bliżej wygranej. Wisła mimo gry w osłabieniu wyrównała w 58. minucie. Zostało półtorej minuty, ale Olejniczak stracił piłkę. Trafił Abel Serdio, ale to jeszcze nie był koniec emocji. Półtorej sekundy przed końcem wyrównał bowiem Dylan Nahi. To oznaczało, że będą rzut karne.