Takiego zainteresowania, jak dzisiaj, nie wywołało w Płocku nawet przybycie w listopadzie wielkiej Barcelony. Trudno się jednak temu dziwić, wtedy "Nafciarze" spisywali się jeszcze kiepsko, teraz zaś grali o pozostanie w dalszej rywalizacji w Lidze Mistrzów. Jak rok temu, gdy też awans do fazy pucharowej decydował się w ostatniej kolejce. I jak wtedy - znów w starciu z FC Porto. Różnica była taka, że teraz wicemistrzom Polski wystarczał remis, a do tego grali przed swoimi kibicami, a nie w Portugalii. W pełnej Orlen Arenie. Były mistrz świata "napoczął" płocką defensywę, później włączyli się inni. Orlen Wisła w opałach Stawka była olbrzymia - jedni i drudzy chcieli zająć to szóste miejsce, które dawało prawo gry o ćwierćfinał z PSG. Faworytem byli gospodarze, pozbawiona od długiego czasu swoich dwóch filarów na środku defensywy ekipa Smoków spisuje się gorzej niż na początku sezonu. A jednak, mimo że bez Daymaro Saliny i Victora Iturrizy, poczynała sobie na Mazowszu nadspodziewanie dobrze. Atutem płocczan miała być defensywa - jak w meczu z Montpellier, wsparta jeszcze Marcelem Jastrzębskim. Portugalczycy niewiele sobie z niej jednak robili, Jastrzębski też spisywał się kiepsko, a jego zmiennik Mirko Alilović - wręcz bardzo słabo. Od początku duży problem sprawiał gospodarzom Duńczyk Nikolaj Læsø, mistrz świata z 2021 roku. Zdobył cztery pierwsze bramki dla "Smoków", później jego rolę przejął były gracz Wisły David Fernández, wreszcie - Rui Silva. Przez całą pierwszą połowę to raczej goście mieli inicjatywę, wicemistrzom Polski co najwyżej udawało się doprowadzać do remisu. Bramkarze z Porto też nie spisywali się dobrze, przed przerwą naliczono im... jedną skuteczną interwencję - Diogo Rêmy z 10. minuty, który obronił rzut karny Tina Lučina. Dyplomatycznie ujmując, nie była to wybitna połowa w wykonaniu "Nafciarzy". Początkowo nieźle wyglądał Niko Mindegia, pod koniec tej części gry grający z kontuzją Gergő Fazekas, ale często brakowało im wsparcia. Nie pomogła też przerwa na żądanie, o którą poprosił w 24. minucie Xavier Sabate, było wtedy 11:13. Za chwilę Diogo Branquinho podwyższył po kontrze na 15:12 dla gości. Szczęście w nieszczęściu, że dwie bramki udało się obronić przed przerwą, choć mogło być jeszcze lepiej, ale Przemysław Krajewski trafił z karnego w poprzeczkę. Płocki mur zaczął wreszcie działać, kapitalne 10 minut Orlenu Wisły. I wszystko się zmieniło Trudno powiedzieć, co Xavier Sabate powiedział w przerwie w szatni swoim zawodnikom, ale wyszli na parkiet odmienieni. Już nie bronili pasywnie na linii szóstego metra, ale wychodzili, szarpali się z Portugalczykami, wreszcie wypowiedzieli wojnę rywalom. Efekty przyszły szybko, po czterech minutach płocczanie już prowadzili, przez 10 minut mistrz Portugalii zdobył zaledwie dwie bramki. Brakowało jedynie postawienia kropki. Aż wreszcie, po trzech zmarnowanych szansach w ofensywie, trafił w kontrze Lučin. Była 42. minuta i 20:17 dla Orlenu Wisły. Trener FC Porto Carlos Resende widział bezradność swoich graczy, którzy przez blisko 10 minut nie byli w stanie zdobyć bramki. Mało tego, mieli niewiele pozycji rzutowych, bo Alilović cały czas nie był w jakiejś wybitnej formie. Poprosił krótko po sobie o dwie ostatnie przerwy na żądanie, chciał wstrząsnąć swoim zespołem. Pomógł mu trochę Mirsad Terzić, który trafił Rui Silvę w twarz i w 43. minucie wyleciał z boiska na dwie minuty. Dopiero wtedy gościom udało się przełamać niemoc. Emocje do samego końca, Portugalczycy nie odpuszczali Plocczanie musieli uważać właściwie tylko na jednego gracza, na Rui Silvę - jednego z "trzech tenorów" reprezentacji Portugalii, obok braci Francisco i Martima Costy ze Sportingu Lizbona. Gdy tylko zostawiali mu trochę miejsca, kapitalnie dogrywał do kolegów. Znów na moment "Smoki" zbliżyły się na jedną bramkę, ale wtedy dwa razy kapitalnie w bramce - wreszcie! - spisał się Alilović. To było to, czego od chorwackiego weterana w Płocku się wymaga. Płocczanie mieli dwie albo trzy bramki zaliczki, dwukrotnie też szansę na czterobramkowe prowadzenie, ale czegoś zawsze w tych atakach brakowało. A Porto nie rezygnowało, na 6 minut przed końcem Læsø trafił na 24:25. Dobre wyniki dawało gościom wycofanie bramkarza i wprowadzenie siódmego zawodnika w pole. Płocczanom wystarczał remis, ale przecież nikt chyba o tak dramatycznej końcówce w Płocku nie myślał. A tymczasem w 57. minucie Miha Zarabec pomylił się z rzutu karnego, zamiast dwóch bramek przewagi, był zaraz remis. Bo trafił na 27:27 Antonio Areia. Zrobiło się bardzo niebezpiecznie! Zobacz tabele obu grup Ligi Mistrzów! Skórę płocczanom uratował Fazekas - młody reprezentant Węgier popisał się kapitalną akcją, za chwilę faul w ataku wymusił Tomáš Piroch. Sędziowie nie zauważyli, że Czech najpierw przebiegł przez pole bramkowe, a później w nim stał. Na 100 sekund przed końcem gospodarze znów byli blisko sukcesu. Zaskakujący wynik Barcelony. To ważna informacja dla... obu polskich drużyn! Nerwy były do samego końca, ale sprawę zakończył Mihić - zaliczył przechwyt, przebiegł całe boisko, rzucił do pustej bramki. "Nafciarze" zapewnili sobie awans do 1/8 finału - tam zmierzą się z PSG. A zwycięzca tej pary zagra o występ w Final 4 z... Barceloną. Mistrz Polski z Kielc zagra z kolei o ćwierćfinał z GOG Gudme, a nie z Montpellier. Francuzi sprawili wielką sensację, wygrali w Palau Blaugrana z Barceloną 37:34. I to nie Barca, ale SC Magdeburg będzie rywalem dla lepszego z pary Industria - GOG. Orlen Wisła Płock - FC Porto 29:28 (14:15) Orlen Wisła: Jastrzębski (2/13 - 15 proc.), Alilović (5/22 - 23 proc.) - Daszek 2, Zarabec 4, Lučin 4, Piroch 3, Serdio 4, Šušnja, Samoiła, Fazekas 2, Krajewski 1, Terzić, Dawydzik 4, Mihić 3, Mindegia 2, Żytnikow. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 4/7. FC Porto: Mitrevski (2/26 - 8 proc.), Rêma (1/6 - 17 proc.) - Veitia Valdés 3, Fernandez 2, Oliveira, Brännberger, Silva 2, Plaza 4, Diocou, Fernandes 2, Branquinho 2, Martinez, Areia 5, Læsø 7, Brandão, Magalhães 1. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 1/2.