Polki i Czarnogórzanki prowadzą w grupie 2 z kompletem dwóch zwycięstw. Pod koniec września "Biało-Czerwone" rozgromiły w Lubinie Włoszki 40-13, a na początku października pokonały w Nitrze Słowację 29-20. Z kolei ekipa z Bałkanów minimalnie wygrała u siebie ze Słowacja 24-23, a następnie zwyciężyła na wyjeździe reprezentantki Italii 23-16. Krowicki przekonuje jednak, że tymi wynikami nie należy się sugerować, bo najbliższe rywalki jego reprezentacji to zdecydowanie silniejsza drużyna niż pół roku temu. "Po odejściu trenera Dragana Adzica do kadry wróciły zawodniczki, które decydowały wcześniej o jej obliczu, a nie chciały z nim współpracować, czyli Jovanka Radicević i Katarina Bulatović. To przecież mistrzynie Europy z Serbii i srebrne medalistki igrzysk olimpijskich z Londynu w 2012 roku. W dodatku Bulatović została królem strzelców obu tych turniejów. A pod wodzą Szweda Pera Johanssona Czarnogóra bardzo dobrze wypadła w zeszłym roku w mistrzostwach świata, w których zajęła szóstą lokatę" - przypomniał. Na mecz z Czarnogórą trener Krowicki powołał 18 zawodniczek, ale kontuzjowaną bramkarkę Weronikę Gawlik zastąpiła Weronika Kordowiecka. Ponadto z powodu urazu dłoni pod znakiem zapytania stoi udział w tym spotkaniu prawej rozgrywającej Moniki Kobylińskiej. Od czwartku "Biało-Czerwone" przebywały na zgrupowaniu we Władysławowie, a w poniedziałek wieczorem dotarły do Gdyni. Mecz Polski z Czarnogórą rozpocznie się w Gdyni w środę o 17.45, a rewanż zaplanowano w sobotę w miejscowości Bijelo Polje. Awans do finałowego turnieju, który w grudniu 2018 roku odbędzie się we Francji (gospodynie mają start zapewniony), wywalczą po dwie najlepsze drużyny z siedmiu grup, a także zespół z najlepszym bilansem z tych, które uplasują się na trzecich pozycjach. "Zdajemy sobie sprawę z klasy rywalek, ale chcemy wygrać nie tylko środowe spotkanie, ale także z pierwszego miejsca zakwalifikować się do mistrzostw Europy" - podsumował Krowicki.