Co? Gdzie? Kiedy? Bądź na bieżąco i sprawdź Sportowy Kalendarz! Od lat paru lat przed każdą bitwą świętej wojny odżywają nadzieje na to, by pojedynek przypominał te sprzed lat - był zacięty, emocjonujący i wyrównany. Tym razem te nadzieje żywiły się tym, że płocczanie w obecnych rozgrywkach Ligi Mistrzów spisują się całkiem dobrze - urwali punkt z Veszprem, wygrali w słoweńskim Celje. A kielczanie dla odmiany przegrali już dwa mecze (Pick Segedyn i Vardar Skopje), co im się nie zdarzyło od lat. Do tego nie może grać kontuzjowany Krzysztof Lijewski, a przed meczem wypadł z powodu urazu kolana bramkarz Marin Śego. Nadzieje na wyrównany pojedynek nieźle się miały w pierwszej połowie, gdy mimo przewagi kielczan płocczanie dotrzymywali kroku i nie pozwalali gospodarzom odskoczyć na większa liczbę bramek. A byłoby jeszcze lepiej dla gości, gdyby nie fantastyczna postawa Sławomira Szmala w kieleckiej bramce. Przez całe spotkanie jego skuteczność krążyła wokół 50 procent, zwykle nawet trochę więcej. Pomagała mu dobra obrona gospodarzy, a i w ataku Vive miało więcej atutów. Z kieleckim murem nie mogli sobie poradzić Żytnikow, Racotea, Zelenović czy Montoro, a więc gracze, którzy nieprzeciętne umiejętności pokazują w każdym innym meczu. Na ostatnim prowadzeniu Wisła była w 7. minucie (4-3), a potem kolejne 7 minut przegrała 1-6. Ale mimo to widowisko było całkiem niezłe: zacięte i emocjonujące. Psuli je nieco sędziowie, którzy mylili się w obie strony, wywołując niepotrzebne nerwy. W 13. minucie po ewidentnym puszczeniu faulu kielczan nie wytrzymał trener Płocka Manolo Cadeńas, a że nie wytrzymał to już słusznie jego zespół został ukarany dwoma minutami odsiadki. Wściekała się kielecka ławka i trybuny po ostrym ataku na Piotra Chrapkowskiego, bo reprezentant Polski mógł to przypłacić poważną kontuzją, albo po puszczeniu ataku Urosa Zormana w polu karnym. Bardzo ważnym momentem było podwójne wykluczenie kielczan pod koniec pierwszej połowie. Grając 80 sekund 4 na 6 gospodarze nie tylko nie stracili gola, ale zdobyli dwa! I Płock zamiast dojść rywala na jedną bramkę (12-9), to tracił już 5 (14-9). Dlatego na drugą połowę kielczanie schodzili z wynikiem 15-11 i dosyć szybko poprze rwie dołożyli kolejne gole przewagi. Między 35. minutą (17-14) a 43. zdobyli siedem goli z rzędu i było po meczu. Klasą dla siebie był Karol Bielecki, który niemal w pojedynkę załatwił wynik. Pięć goli w tym fragmencie, 8 w drugiej połowie, a w całym meczu aż 12 - to pokazuje jaką siłę ognia mieli kielczanie w tym spotkaniu. A że "Kasa" w bramce nadal chodził z kielnią i ją murował, to przewaga gospodarzy rosła już lawinowo. Tuż przed końcem wynosił już 12 goli (31-19), ale skończyło się wygraną mistrzów Polski dziesięcioma trafieniami - 3222. A na okrasę doszło jeszcze w końcówce do przepychanki na parkiecie z udziałem obu drużyn i ich sztabów szkoleniowych - po agresywnym ataku Mateusza Piechowskiego na Michała Jureckiego, krew zagotowała się w obu zespołach po równo, ale też sami sobie wszystko wyjaśnili. W rozgrywkach PGNiG Superligi teraz będzie przerwa, bo od poniedziałku kadrowicze rozpoczynają zgrupowanie przed towarzyskim turniejem w Gdąńsku. W przyszłą sobotę i niedzielę drużyna Michaela Bieglera weźmie udział w zawodach z udziałem Hiszpanii, Szwecji i Rosji. Lech Vive Tauron Kielce - Orlen Wisła Płock 32-22 (15-11) Vive: Sławomir Szmal, Krzysztof Markowski - Branko Vujović, Michał Jurecki 4, Grzegorz Tkaczyk 3, Tobias Reichmann 1, Piotr Chrapkowski, Mateusz Kus, Julen Aginagalde 3, Karol Bielecki 12, Mateusz Jachlewski 2, Manuel Strlek 3, Denis Buntić 1, Uros Zorman 1, Ivan Cupić 2 Orlen: Marcin Wichary, Rodrigo Corrales - Zbigniew Kwiatkowski, Michał Daszek 4, Dan Racotea 2, Adam Wiśniewski 1, Milijan Pusica , Valentin Ghionea 2, Tiago Rocha, Mateusz Piechowski, Nemanja Zelenović 4, Angel Montoro, Marko Tarabochia 4, Marco Oneto 2, Ivan Nikcević 1, Dmitrij Żytnikow 1. Kary: Vive - 12 min., Orlen - 10 min. Czerwona kartka: Vive - Mateusz Kus (z gradacji kar). Sędziowie: Kamil Bąk, Kamil Ciesielski (Zielona Góra). Widzów 4 200.