W krajowych rozgrywkach wszystko poszło zgodnie z planem - kolejne mistrzostwo i Puchar Polski. Pana zespół potwierdził dominację wygrywając w lidze wszystkie spotkania. Ale decydujące pojedynki z Orlen Wisłą Płock chyba nie były takie łatwe? Tałant Dujszebajew: - To prawda, nie było łatwo. Zawsze musimy szanować przeciwnika, tym bardziej taką drużynę jak ekipa z Płocka. To przecież zespół, który regularnie występuje od wielu lat w Lidze Mistrzów. To bardzo ważne dla nas, że mamy takiego przeciwnika, z którym musimy się liczyć i walczyć. Fakt, że w finale pokonaliśmy ich dwa razy, ale w te pojedynki musieliśmy włożyć sporo wysiłku i pokazać pełnię swoich możliwości. Jest pan więc zadowolony? - Tak, jestem zadowolony z postawy moich zawodników, bo w polskiej lidze gramy pod sporą presją. Każda nasza przegrana traktowana byłaby jak niespodzianka, jeśli nie sensacja. Cieszę się, że zespół sprostał zadaniu. Najważniejsze, że zdobyliśmy mistrzostwo kraju, bo to daje nam przepustkę do kolejnej edycji Ligi Mistrzów. W tych rozgrywkach dotarliście dalej niż w poprzednim sezonie, ale do Final Four nie udało się awansować. Dwie porażki w ćwierćfinale z Paris Saint-Germain, a o niepowodzeniu zadecydowała tak naprawdę pierwsza połowa meczu w Kielcach, którą przegraliście aż 12 bramkami. - Jest w tym sporo racji, ale ja patrzę na to trochę z innej strony. W całym ubiegłym roku nie prezentowaliśmy się najlepiej. W pierwszej części sezonu pogubiliśmy trochę punktów, kilka w pechowych okolicznościach. Grając we własnej hali z Flensburgiem i Veszprem traciliśmy bramki dosłownie w ostatnich sekundach i zamiast pewnych wydawało się zwycięstw, musieliśmy się zadowolić remisami. W tym roku kalendarzowym zagraliśmy już decydowanie lepiej, do spotkań z PSG nie przegraliśmy żadnego meczu. Zajęliśmy dopiero piąte miejsce w grupie i trafiliśmy w ćwierćfinale na mistrza Francji. Mieliśmy mocno utrudnioną drogę do Final Four. To dla nas nauczka przed następnym sezonem, w którym od początku musimy prezentować pełnię swoich możliwości i walczyć o pierwsze lub drugie miejsce w grupie. Koniec sezonu to równocześnie koniec pewnej epoki w kieleckim klubie. Kariery zakończyli Karol Bielecki, Sławomir Szmal i Uros Zorman. Zawodnicy, którzy stanowili o sile tej drużyny w ostatnich latach. Podczas pożegnania po ostatnim meczu sezonu widać było, że nie potrafił pan ukryć wzruszenia. - Wcale się tego nie wstydzę. Przecież Sławek i Karol to ikony nie tylko tego klubu, ale polskiej i światowej piłki ręcznej. Uros był jednym z najlepszych środkowych rozgrywających na świecie, a takich zawodników jak Bielecki i Szmal nie żegna się przecież codziennie. Z klubu odszedł też Tomek Strząbała, który pracował w nim przez wiele lat. Na dodatek wszyscy to wspaniali ludzie. Dziękujemy im za to co zrobili dla tej drużyny. Takie chwile, gdy ktoś kończy karierę czy przechodzi do innego klubu zawsze są trochę smutne, ale takie jest życie. Teraz musimy myśleć o przyszłości. Przed następnym sezonem czeka pana sporo pracy. Do drużyny przyjdzie sześciu nowych zawodników. Tylu zmian w składzie nie było już od kilku lat. - Przez sześć, siedem ostatnich lat, zespół w którym grali Szmal, Bielecki, Zorman czy Strlek zdominował rozgrywki i odniósł wiele sukcesów. Teraz musimy zrobić wszystko, żeby w ciągu dwóch, trzech lat stworzyć drużynę, która przez następne siedem, osiem lat dałaby nam gwarancję walki o najwyższe cele. Czeka nas po prostu budowa nowej ekipy, co pewien czas to nieuchronny proces. Przed nowym sezonem do zespołu dołączą Władysław Kulesz, Luka Cindric, Angel Fernandez Perez, Artsiom Karalek, Arkadiusz Moryto i Vladimir Cupara. To zawodnicy o uznanej już renomie, mimo że większość z nich jest dopiero na początku swojej kariery sportowej. Czy to zwiększa szansę powodzenia procesu zbudowana silnej drużyny, o którym pan mówił? - Na pewno, ale musimy zachować dużo cierpliwości, żeby ten zespół zaczął walczyć tak jak drużyna, która wygrała Ligę Mistrzów i trzy razy była w Final Four. Oni też potrzebowali trochę czasu, aby skonsolidować się jako zespół i grać coraz lepiej. Jestem przekonany, że jeśli nie zabraknie nam cierpliwości, to Sławek Szmal, Karol Bielecki i Uros Zorman nie będą się musieli martwić o swoich następców. Rozmawiał: Janusz Majewski