Rok temu starcie Orlenu Wisły Płock z FC Porto też zaczynało Ligę Mistrzów. Tyle że mecz ten odbył się na Mazowszu, "Nafciarze" wygrali 27:23 i całkiem udanie rozpoczęli pierwszy po dwuletniej przerwie sezon w europejskiej elicie. Po czterech kolejkach mieli pięć punktów, dopiero później przyszedł poważny kryzys, który niemal pozbawił płocczan szans na awans do 1/8 finału. Ten awans Orlen Wisłą ostatecznie wywalczył, dzięki podwójnej pomocy rywali z... FC Porto. "Smoki" bowiem najpierw ograły PPD Zagrzeb, a w ostatniej kolejce w tej samej hali Pavilhão Dragão Arena... przegrały ze zdobywcą Pucharu Polski 27:28, po dramatycznym boju. A co było dalej, każdy kibic "Nafciarzy" pamięta - niespodziewane wyeliminowanie Nantes i dramatyczny dwumecz z Magdeburgiem o Final 4 w Kolonii. Kiepski początek Orlenu Wisły i nagłe przyspieszenie. Imponujące pięć minut Tym razem wicemistrz Polski zaczął sezon na wyjeździe, ale też od meczu z FC Porto. Mistrz Portugalii mocno się w ostatnich tygodniach zmienił, nowy trener Carlos Resende nie preferuje już gry siedmiu na sześciu w ataku. Pozostała jednak agresywna obrona, ale przecież w tym elemencie także dobry jest zespół z Płocka. I to od mniej więcej 10. minuty dość wyraźnie było już widać. Sam początek był bowiem dość chaotyczny, z jednej i drugiej strony. Do tego dostroili się obaj bramkarze, przy czym u Diogo Rêmy z FC Porto można to było wytłumaczyć debiutem w Lidze Mistrzów. Mirko Alilović, nowy nabytek Orlenu Wisły, ma jednak za sobą już około 20 sezonów spędzonych w europejskich rozgrywkach pucharowych, a też przez blisko 20 minut nie mógł zaliczyć udanej interwencji. Ta nerwowość sprawiła, że płocczanie w 9. minucie przegrywali 2:4, mając spore problemy w organizacji gry ofensywnej. Mimo, że gospodarze też spisywali się bardzo przeciętnie. Wystarczyło jednak, że podopieczni Xaviera Sabate zaczęli skuteczniej bronić, a z tego przecież słyną, a mecz zaczął wyglądać zupełnie inaczej. Nie były tu potrzebne interwencje Alilovicia - goście zabierali piłkę i biegali do kontr, zwłaszcza Lovro Mihić. Efekty przyszły szybko - po ledwie pięciu minutach "Nafciarze mieli już o cztery trafienia więcej (8:4). Wicemistrz Polski mógł wyraźnie prowadzić, marnował kolejne szanse. To się zemściło Wicemistrzowie Polski mieli 10 rewelacyjnych minut, utrzymywali bezpieczną przewagę, po trafieniu z karnego Przemysława Krajewskiego prowadzili 11:7. I wtedy zaczął się ich kłopot w ataku - po kolei sprawiali, ze Diogo Rêma był coraz bardziej rozgrzany, bronił akcję za akcją. Goście nie mogli go pokonać przez blisko dziewięć minut, w tym czasie "Smoki" doprowadziły do wyniku 10:11. Remisu jednak nie było, nie pozwolił Alilović. Wynik 13:11 był niezły, ale mógł być znacznie bardziej sprzyjający. Podobnie zresztą było w pierwszym kwadransie po przerwie - sporo dał w tym okresie Alilović, świetnie rzuty karne egzekwował Krajewski, ale goście marnowali wiele innych doskonałych sytuacji w ataku. Dwukrotnie mogli prowadzić czterema trafieniami, ale Tin Lučin i Gonzalo Perez przegrywali pojedynki z 19-latkiem z Portugalii. A Porto było coraz bardziej skuteczne - w 45. minucie w końcu wyrównało na 17:17. Ten wynik bolał, bo wiślacy często grali w przewadze, ale nie potrafili jej wykorzystywać. FC Porto zaś szalało, za chwilę Nikolaj Læsø po efektownej wrzutce trafił na 18:17, po nim Victor Iturriza podwyższył na 19:17, a w międzyczasie na dwie minuty za rzut w twarz bramkarza rywali wyleciał Perez. Wicemistrzowie Polski byli w coraz trudniejszej sytuacji. Ta ostatnia akcja... Płock mógł zdobyć jeden punkt, Słoweniec przestrzelił Zapowiadało się na kolejną emocjonującą końcówkę w starciu tych drużyn - i tak było. Porto prowadziło to jedną, to dwoma bramkami - zapas niewielki, jedna dobra interwencja Alilovicia mogła tu wiele zmienić. Zwłaszcza, że serbscy sędziowie co chwilę wysyłali kogoś na ławkę kar (jedni i drudzy po 14 minut w całym meczu), miejsca na parkiecie było więc wiele. Gości wciąż ratował Krajewski, który wykorzystał osiem rzutów karnych - po jego golu było więc 21:22 na pięć minut przed końcem, a później 22:23 w 56. minucie. Były już reprezentant Polski miał w tych sytuacjach żelazne nerwy - jego pomyłka mogła pogrzebać szanse drużyny. Tyle że Płock cały czas przegrywał, dziwne było to, że Sabate nie próbuje dać szansy Marcelowi Jastrzębskiemu, skoro przestał skutecznie bronić Alilović. Na 2,5 minuty przed końcem to Porto było w znacznie lepszej sytuacji, prowadziło 24:22, miało piłkę. I ją straciło. Szansę gościom dał po indywidualnej akcji Gergő Fazekas, zrobiło się 23:24. Porto jeszcze raz popełniło błąd w ofensywie, Orlen Wisła dostał pół minuty na wyrównanie. Sztuka się nie udała, w dość trudnej sytuacji na sekundę przed końcem musiał rzucać z dziewięciu metrów Miha Zarabec. Nie trafił jednak w bramkę, dwa punkty zostały więc w Portugalii. W najbliższą środę kolejnym rywalem Orlenu Wisły będzie mistrz Danii - GOG Gudme. Mecz odbędzie się w Płocku.