Deklasacja w Lidze Mistrzów. Triumf "Nafciarzy" z PSG, teraz przyszło grać z Barceloną
Mistrz Polski z Płocka najlepiej w swojej historii rozpoczął zmagania w fazie grupowej Ligi Mistrzów, wygrał cztery z pięciu pierwszych spotkań. I w czwartek olbrzymie były nadzieje, że ta seria zostanie podtrzymana także i teraz, a stawką spotkania z mistrzem Hiszpanii było drugie miejsce w grupie A. Barcelona nie zostawiła jednak "Nafciarzom" żadnych złudzeń, przejechała po nich walcem. Wygrała 34:24 (16:9).

Niewielu kibiców pewnie pamięta, że 6 grudnia 2014 roku w płockiej Orlen Arenie doszło do sporej sensacji - "Nafciarze" ograli Barcelonę 34:31. Barcelonę z potężną drugą linią, w której występowali: Siarhiej Rutenka, Nikola Karabatić i Kirił Łazarow. Było to jedynka porażka "Dumy Katalonii" w całej edycji, później w Kolonii wygrała Final 4. Z tamtego składu w obecnej ekipie mistrza Polski został tylko Michał Daszek - wtedy był nie rzucił bramki. Dziś jest ważnym punktem drużyny, ale nie najważniejszym.
Więcej bowiem w grze Wisły zależy teraz od Gergo Fazekasa i Melvyna Richardsona, coraz więcej też od Mitji Janca. No i od postawy defensywy. W pierwszej połowie rozczarowali wszyscy, zwłaszcza w drugim kwadransie.
A później została tylko nadzieja, że Barcelonę uda się jednak dogonić.
Orlen Wisła Płock kontra Barcelona w Lidze Mistrzów. Mecz o drugie miejsce w tabeli
"Nafciarze" w tym sezonie Ligi Mistrzów przegrali tylko jedno spotkanie - o jedną bramkę okazali się gorsi od obrońcy trofeum z Magdeburga. Barcelona dokładnie tak samo, przy czym ona rywalizowała z Niemcami w Palau Blaugrana. Mogła zremisować, zmarnowała karnego już po czasie gry. A Płock w Magdeburgu miał w ostatniej akcji dwa rzuty na remis.
Dziś szanse płocczan na zwycięstwo były wysokie jak chyba nigdy dotąd w konfrontacji z Katalończykami. Po historycznym triumfie przed tygodniem z PSG, po wygranej w niedzielę "Świętej Wojnie" w Kielcach.

Kluczem było ograniczenie możliwości ofensywnych starań bocznych rozgrywających: Diki Mema i Timotheya N'Guessana. A w ataku znalezienie sposobu na najlepszego bramkarza świata Emila Nielsena.
Dość szybko okazało się, że będzie o to trudno. Jeszcze przez 10 minut płocczanom w miarę przyzwoicie układała się gra w ofensywie, a przynajmniej na tyle, by trzymać bliski dystans. A później goście już wiedzieli, że muszą szybko przesuwać się na nogach, gdy rozpędzają się już Gergo Fazekas czy Mitja Janc. Kompletnie zaś nie radził sobie Melvyn Richardson, który do Płocka trafił przecież z Barcelony. Trzy razy zatrzymał go z gry Nielsen, dwa razy z rzutów karnych Victor Hallgrimsson, w zeszłym sezonie bramkarz Orlenu Wisły.
To właśnie Richardson mógł wyrównać z karnego na 7:7, a już za chwilę było 6:10. Jakby było mało, karę dostał jeszcze Dawid Dawydzik. Obrotowy "Nafciarzy" walczył jak tur na linii szóstego metra z Luisem Frade i innymi obrońcami Barcelony, ale brakowało mu wsparcia.
Barca zaś odjeżdżała, w ostatnich minutach przed przerwą całkowicie już zdominowała boiskowe wydarzenia. Richardson odbijał się od swoich niedawnych kolegów, reszta podobnie. Żaden z graczy mistrza Polski nie zdobył przed przerwą więcej niż dwóch bramek, cały zespół - dziewięć. 9:16, to był wynik po 30 minutach. A jeszcze Torbjorn Bergerud zatrzymał w sytuacji sam na sam Ludovica Fabregasa, który wykorzystał kolejną stratę gospodarzy.
Siedem bramek różnicy to bardzo dużo, zwłaszcza jeśli gra się z Barceloną. Choć w Płocku nie takie cuda się już zdarzały, gospodarze potrzebowali jakiejś serii trafień. Tyle że Katalończycy jakoś nie chcieli im na to pozwolić.
Przewaga Barcelony była olbrzymia, goście grali z polotem. Już na luzie, mimo rotacji w składzie. W 37. minucie goście odskoczyli na 20:11, Xavier Sabate poprosił o przerwę. Tyle że zmiany niewiele pomagały, po 2/3 meczu było już 13:23, patrząc z punktu widzenia płocczan. Takie coś nazywa się czasem "świńskim remisem". A na dodatek Aleix Gomes "zabawił" się przy rzucie karnym z Bergerudem.

I już do końca meczu można się było tylko zastanawiać, czy różnica w końcowym wyniku przekroczy 10 bramek, czy też nie. A skończyło się właśnie na dziesięciu.
Zapis tekstowej relacji "na żywo" z meczu w Orlen Arenie - TUTAJ.
Orlen Wisła Płock - FC Barcelona 24:34 (9:16)
Orlen Wisła: Bergerud (6/33 - 18 proc.), Alilović (1/8 - 12 proc.) - Zarabec 7, M. Janc 4, Szita 4, Dawydzik 3, Daszek 2, Susnja 1, Richardson 1 (1/3 z karnych), Mihić 1, Ilic 1, Samoiła, Szyszko, Fazekas, Krajewski, Kosorotow.
Kary: 8 minut. Rzuty karne: 1/3.
Barcelona: Nielsen (13/37 - 35 proc.), Hallgrimsson (2/2 - 100 proc.) - Gomez 8 (3/3 z karnych), Mem 5, N'guessan 5, Luis Frade 4, B. Janc 3, Fabregas 3, Barrufet 3, D. Cikusa 2, Makuc 1, Fernandez, Carlsbogard, Sola, Elderaa, P. Cikusa.
Kary: 10 minut. Rzuty karne: 3/3.













