Aby znaleźć się w 1/8 finału, Industria Kielce musiała w Zagrzebiu wygrać. Nieważne, czy jedną bramką po horrorze czy dziesięcioma. Po prostu wygrać. No i liczyć na zwycięstwo Barcelony z Kolstad, ale to drugie było całkiem prawdopodobne. I tak się stało, gdy w Zagrzebiu do końca zostało jeszcze siedem minut, Barca zakończyła już swój pojedynek z mistrzem Norwegii - i wysoko go wygrała. Został więc ten najważniejszy warunek, w Arenie Zagrzeb. On też się spełnił, na podstawie pierwszego scenariusza. Po wielkim horrorze kielczanie pokonali mistrza Chorwacji 27:26. Kluczowe wydarzenia miały miejsce mniej więcej na 30 sekund przed końcem tej potyczki. Ekscytująca końcówka meczu w Zagrzebiu. Nieoczywisty bohater Industrii, w całym meczu nie oddał nawet rzutu Na 36 sekund przed końcem kielczanie mieli piłkę, prowadzili 27:26, ale nie mogli już dłużej zwlekać z oddaniem rzutu. Chwilę wcześniej o przerwę poprosił trener Tałant Dujszebajew, ale nie zmieniało to faktu, że portugalscy sędziowie pokazywali już tylko możliwość wykonania jednego podania. Wszystko zostało ustawione pod rzut Egipcjanina Hassana Kaddaha, który może i nie jest precyzyjny, ma za to - jak mówią fachowcy - "młotek w ręce". A dodatkowo na parkiecie pojawił się Tomasz Gębala, grający dotąd tylko w defensywie. Jego zadaniem było wsparcie Arcioma Karalioka przy zablokowaniu wychodzących obrońców. Kaddah więc wyskoczył w górę, rzucił nad blokiem, ale prosto w bramkarza Mateja Mandicia. I gdy wydawało się, że piłka wpadnie w ręce graczy HC, na szóstym metrze wyrósł Tomasz Gębala między trzema rywalami. To on przejął piłkę, ale nie rzucił jej w kierunku bramki. Wycofał zaś do Dylana Nahiego, który uspokoił grę. Zostało 30 sekund, czas na akcję liczył się od nowa, wicemistrzowie Polski zdołali utrzymać ją do końca spotkania. I awansowali. Gębala zaś został cichym bohaterem, choć był jednym z trzech zawodników z pola, który nie zdobył w tym meczu bramki. W przeciwieństwie do Szymona Sićki czy Jorge Maquedy - nie oddał nawet rzutu. Tałant Dujszebajew czasem wykorzystuje mającego aż 212 cm wzrostu zawodnika w ofensywie, jak choćby w drugiej połowie niedzielnego klasyku z Orlenem Wisłą Płock. Tym razem tak się nie stało. A Gębala już po meczu wytłumaczył, dlaczego. Tomasz Gębala zagrał w Zagrzebiu mimo choroby. "Gdybyśmy potrzebowali bramki, to bym rzucał" - Chorowałem ostatnio, ciągle choruję, jestem na lekach. Byłem tu trochę wytrącony z równowagi, nie była to dla mnie sytuacja idealna. Widziałem jednak, że piłka leci do mnie, to ją zabrałem - mówił. Dlaczego jednak uznał, że lepiej zagrać do tyłu niż rzucić z czystej pozycji? - Nie było pewnej sytuacji dla mnie. Wolałem cofnąć akcję, bo nie było tu ważne, byśmy wygrali dwoma. Liczyło się jedynie zwycięstwo. - Wiedziałem, że potrzebujemy czasu, to taką podjąłem decyzję. Gdybyśmy potrzebowali wtedy bramki, to pewnie bym rzucał - ocenił po spotkaniu. Industria swojego rywala w 1/8 finału pozna w czwartek - będzie to trzeci zespół z grupy A. Ktoś z grona: Sporting Lizbona, Fuchse Berlin i PSG. - Można wyjść z szóstego miejsca i zrobić wszystko. Będziemy niewygodnym rywalem dla każdego przeciwnika. A w play-off liczy się dyspozycja dnia - powiedział obrońca Industrii.