Trener Industrii Kielce Tałant Dujszebajew mówił przed tym spotkaniem, że "ewentualne zwycięstwo na 99 procent rozwiąże sprawę awansu". Magdeburg przyjechał do Kielc poważnie osłabiony, od dłuższego czasu nie grają Oscar Bergendahl i Christian O'Sulliva, urazy wyłączyły też lidera tej drużyny Omara Ingiego Magnussona oraz świetnego strzelca Manuela Zehndera (43 bramki w tym sezonie LM). A do tego jeszcze tuż przed meczem kielczanie dowiedzieli się, że w składzie gości zabraknie Albina Lagergrena. A to oznaczało dziurę na prawej stronie w drugiej linii. Jakby tego wszystkiego było mało, w dwóch wcześniejszych środowych spotkaniach punkty zdobyły zespoły znajdujące się w tabeli za Kielcami i Magdeburgiem: Kolstad niespodziewanie pokonał w swojej hali HBC Nantes 29:28, a Zagrzeb sensacyjnie wygrał w Segedynie z Pickiem 27:26. To nałożyło dodatkową presję na obie drużyny walczące w Hali Legionów. Lepiej znieśli ją aktualni mistrzowie Niemiec. Posada Lijewskiego wisi na włosku. A Syprzak ujawnia nowe fakty. "Mam SMS od niego" Industria Kielce - SC Magdeburg w Lidze Mistrzów. Fatalna pierwsza połowa wicemistrzów Polki, koszmar w Hali Legionów Industria od początku grała niemrawo, źle w ataku, nie rozciągała ataków do skrzydeł. Nie miała też szans na kontry, brakowało kontuzjowanych Arkadiusza Moryty i Michała Olejniczaka. Braków kadrowych w ekipie mistrza Niemiec zaś nie było jakoś specjalnie widać. Magdeburg grał mądrze, niby spokojnie, bo nie próbował "straszyć" szybkim środkiem. Ale też bardzo dynamicznie rozgrywał swoje ataki, rozbijał kielecką defensywę w kilkanaście sekund. W 8. minucie goście prowadzili 5:2, a zanim minął kwadrans Dylan Nahi, jeden z najważniejszych punktów w defensywie Industrii, miał już na koncie dwie kary. Raz rzucił na ziemię Gisliego Kristjanssona, później za długo trzymał mistrza świata sprzed półtora tygodnia Magnusa Saugstrupa. A przecież Niemcy nie mieli akurat na tej pozycji, prawego rozgrywającego, klasycznego zawodnika z dominującą lewą ręką. Inaczej zaś wyglądały ataki Industrii, Igor Karačić męczył się pry prowadzeniu gry, próby dogrania na koło do Arcioma Karalioka to było jednak trochę za mało. No i Alex Dujszebajew wciąż jest daleki od wysokiej formy, trudno go było nazwać liderem drużyny. W 20. minucie Magdeburg prowadził już 12:7, to była całkiem spora zaliczka. I niewiele dała wymiana starszych z braci Dujszebajewów na Jorge Maquedę - on też był bezradny przy szczelnej defensywie gości. I jeszcze jeden element niepokoił - na coraz wyższe obroty wchodził Nikola Portner - Szwajcar zaczął kiepsko, ale w końcu stał się pewnym punktem drużyny. A w Kielcach stało się odwrotnie - Klemen Ferlin najpierw obronił rzut karny Philippa Webera, by w kolejnych minutach nie móc "się zderzyć" z piłką. I zastąpił go Miłosz Wałach. Tyle że niewiele już do końca pierwszej połowy się zmieni, Magdeburg wygrał tę część gry 16:10, miał kolosalną zaliczkę przed drugą częścią meczu. Industria bezradna, mistrz Niemiec uciekł na osiem bramek. Pogoń zaczęła się w samej końcówce Podopieczni Tałanta Dujszebajewa musieli więc tu wszystko zmienić: od sposobu obrony, od agresji w niej, po atak. Z 10 bramek w pierwszej połowie aż cztery z koła zdobył Karaliok, trzy z karnych dołożył Cezary Surgiel. No i trzy Daniel Dujszebajew, to wszystko. Mając tak zbilansowany zespół, meczu w Lidze Mistrzów wygrać się nie da. Miało więc być w drugiej części meczu odrabianie strat, a go nie było. Felix Claar za nic miał defensywę Industrii - as reprezentacji Szwecji wrócił do Ligi Mistrzów po wyleczeniu kontuzji i robił co chciał. A jeszcze Sergey Hernandez w końcu odbił piłkę po rzucie karnym Surgiela. Straty powiększyły się do ośmiu bramek (12:20), nie było widoków na sukces. Jakby tego było mało, kolejny rzut karny zepsuł Szymon Wiaderny. A po nim - Dylan Nahi. To spotkanie zaczęło więc już przypominać październikowy mecz kielczan z Aalborgiem w tej samej hali. Pewne prowadzenie gości, umiejętne kontrolowanie tempa gry, dobra skuteczność. A przecież zespół Dujszebajewa wygrał cztery miesiące temu w hali "Gladiatorów", dziesiątką zawodników z pola. Gdy zaczynało się ostatnie 10 minut, Magdeburg prowadził 26:20. Potrzebny by cud w Hali Legionów, by jeszcze coś zmienić. Nadzieję w serca kibiców wlał duet Bekir Cordalija - Alex Dujszebaew, pierwszy zaliczył dwie interwencje, drugi trafiał do bramki. I 1/3 strat została odrobiona. Dość wyraźnie zespół z Niemiec miał już dość, opadł z sił. Tyle że sytuacja skomplikowała się, gdy w 54. minucie czerwoną kartkę za faul na Kristjanssonie zobaczył Tomasz Gębala. Walka jednak wciąż trwała, Cordalija zatrzymał rzut karny Matthiasa Musche, Niemiec pomylił się po raz pierwszy w siódmej próbie. A w rewanżu Daniel Dujszebajew mógł trafić na 25:27, dać duże emocje. I jednak przegrał z 7 metrów pojedynek ze swoim kolegą z kadry Sergeyem Herandezem. A później emocjonalnie nie wytrzymał Nahi - uderzył rywala, wyleciał z boiska. W przyszły czwartek Industria zagra na wyjeździe z Barceloną. Industria Kielce - SC Magdeburg 25:29 (10:16) Industria: Ferlin (2/19 - 11 proc.), Wałach (1/5 - 20 proc.), Cordalija (2/9 - 22 proc.) - D. Dujszebajew 6 (0/1), Karaliok 6, A. Dujszebajew 3, Surgiel 3 (3/4 z karnych), Kounkoud 2, Karacić 2, Nahi 2 (0/1), Monar 1, Wiaderny (0/1), Maqueda, Gębala, Rogulski. Kary: 14 minut. Rzuty karne: 3/7. Magdeburg: Portner (8/28 - 29 proc.), Hernandez (3/8 - 37 proc.) - Musche 7 (7/8), Claar 7, Saugstrup 5, Kristjansson 3, Mertens 3, Zachel 2, Pettersson 1, Weber (0/1), Persson, Hornke, Serradilla, Damgaard. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 7/9.