Na początku sezonu SC Magdeburg przegrał w Bundeslidze z Füchse Berlin, niespodziewanie zremisował też w Lipsku. Źle zaczął fazę grupową Ligi Mistrzów, bo przegrane z Telekomem Veszprem w swojej hali (28:33), ale też klęska w Barcelonie (20:32), były pewnego rodzaju zaskoczeniem. A później przyszedł fantastyczny serial 28 zwycięstw w 29 meczach, w każdych rozgrywkach. Ten jeden "brakujący" pojedynek i tak był zremisowany, więc nie kończył postanowienia trenera Benneta Wiegerta, który obiecał, że nie będzie się golił dopóty, dopóki jego zespół nie zejdzie z boiska pokonany. I 18 lutego wyglądał już jak Rumcajs, gdy jego zespół przegrał w Hanowerze. Tyle że była to jedyna porażka od jesieni zeszłego roku. Industria Kielce musiała więc dokonać czegoś niebotycznego, by awansować do Final 4 Ligi Mistrzów. Wygrać dwumecz z zespołem, który sprawdził się w najtrudniejszych momentach, wygrał rewanże z Barceloną i na Węgrzech, zdobył w listopadzie klubowy Puchar Świata. I wygrał w czerwcu poprzednią Ligę Mistrzów, po dogrywce w Kolonii z... Industrią. Czerwona kartka w 10. minucie. Potężny cios dla mistrza Polski Kibice w Hali Legionów stworzyli na trybunach jedno widowisko, zawodnicy na boisku - drugie. Choć mistrzowie Polski przystąpili do boju bez Tomasza Gębali, to w defensywie trzymali się co najmniej dobrze. Dobrą robotę wykonywali na środku Arciom Karaliok i Daniel Dujszebajew, ale sprawdzał się też wariant z wysuniętym Benoitem Kounkoudem. No i swoje dawał Dylan Nahi, biegający do kontr i wchodzący w fizyczne pojedynki z rywalami. Obrona to jedno, postawa bramkarza - drugie. Tu w ostatnich dniach pojawiły się ciekawe informacje, bo w Magdeburgu test antydopingowy oblał Nikola Portner i "Gladiatorzy" zostali z jednym golkiperem, Sergeyem Hernandezem. Reprezentant Hiszpanii grał ostatnio wyśmienicie, ale i tak ściągnięto mu do pomocy weterana Mikaela Aggeforsa. A w zeszły piątek niemiecki Bild podał, że Kielce na Magdeburg ma zmienić Andreas Wolff, opoka mistrza Polski. Wypłynęło to w nieprzypadkowym momencie. Wolff na początku grał wyśmienicie, dwa razy nie dał się pokonać z karnego Omarowi Ingi Magnussonowi, w sytuacji sam na sam Islandczyka zatrzymała też poprzeczka. I gdy było 4:1 dla gospodarzy na samym początku spotkania, gospodarze dostali potworny cios. Owszem, Dylan Nahi nie uderzył może z premedytacją w twarz atakującego Gisliego Kristjanssona, ale dość mocno, centralnie w nos. Macedońscy sędziowie od razu poszli oglądać zapis wideo - po dłuższej analizie pokazali skrzydłowemu Industrii czerwoną kartkę. A Nahi, obok Alexa Dujszebajewa, jest przecież kluczową postacią Industrii wśród graczy z pola. Była to jedyna kara w pierwszej połowie. Szaleństwo, cztery bramki przewagi Industrii. I nagle czar prysł Mecz był bowiem zacięty, pełen walki, ale czystej, sportowej. Magdeburg bronił kapitalnie, kielczanie opierali swoje akcje na indywidualnych umiejętnościach Alexa Dujszebajewa i Igora Karačicia. Zawodził Haukur Thrastarson, ciężko było dograć do koła, skrzydła zostały odcięte. Świetna obrona dawała jednak mistrzom Polski szanse nawet do kontr, o które tak trudno w starciach z liderem Bundesligi. A gdy w 22. minucie starszy z braci Dujszebajewów podwyższył na 12:8, sytuacja wyglądała już co najmniej obiecująco. Chwilę później trener Industrii poprosił o przerwę, widział, ze jego drużynie kończy się trochę paliwo. Zwłaszcza liderom, zawodnikom już doświadczonym. Magdeburg wykorzystał szansę, świetnie biegał i rzucał karne Tim Hornke. No i w 27. minucie już był remis - 12:12. Mistrzowie Polski wygrali jednak pierwszą połowę, po trafieniu Kounkouda, ale także i skutecznej obronie. No i Wolff bronił lepiej od Hernandeza, to też miało znaczenie. Lepiej w ataku, gorzej w defensywie. Mistrzowie Polski dzielnie trzymali korzystny wynik Zadaniem kielczan w drugiej połowie było utrzymanie tak wysokiego tempa gry, nadążanie za szybkimi wznowieniami rywali. A to Magdeburg potrafi robić w mistrzowski sposób. Kielczanie jednak utrzymywali minimalną przewagę, a to jednej, a to dwóch bramek. Lepiej niż przed przerwą bronił też Hernandez, słabiej trochę Wolff, ale i w ataku włączyli się wreszcie inni gracze Industrii. Problem pojawił się, gdy Kounkoud dostał karę dwóch minut, w 44. minucie. Goście od razu zdobyli dwie bramki, wyrównali na 19:19. Słabszego w drugiej połowie Wolffa zastąpił Miłosz Wałach, ale on też nie poprawił sytuacji na tej pozycji. Kielczanie zdobywali jednak bramki, nie pozwalali "Gladiatorom" uzyskać prowadzenia. Aż w końcu uczynił to Kristjansson, w 52. minucie (22:23). Kielczanie jednak walczyli, byli nieustępliwi. Mimo kłopotów, bracia Dujszebajewowie pomogli odzyskać prowadzenie. Mało tego, po świetnej zagrywce taktycznej trenera Industrii, Michał Olejniczak podwyższył na 25:23. Nawet taka zaliczka przed rewanżem coś by już znaczyła. I gdy kielczanie prowadzili 26:24, doszło do większego dramatu niż ewentualna porażka. Felix Claar zdobył kontaktową bramkę, ale upadając, wpadł na Olejniczaka. Całym ciałem naparł na nogę reprezentanta Polski, kolano nienaturalnie się wygięło. To zapewne koniec sezonu dla "Oleja", ale i prawdopodobnie wielomiesięczna przerwa. W końcówce Magdeburg walczył o to, by nie przegrać. Miał piłkę i kilkanaście sekund, wywalczył tylko rzut wolny bezpośredni. Wolff zatrzymał świetnego w końcówce Claara, Industria minimalnie wygrała. Nie było w jej szeregach przesadnej radości, wszyscy chyba mieli w głowie to, co stało się z Olejniczakiem. Rewanż w przyszłą środę w Magdeburgu. Lepszy zespół w dwumeczu zagra w czerwcu w Final 4 Ligi Mistrzów w Kolonii. Industria Kielce - SC Magdeburg 27:26 (14:13) Industria: Wolff (8/30 - 27 proc.), Wałach (0/4 - 0 proc.), Mestrić - Olejniczak 2, Wiaderny, Kounkoud 1, A. Dujszebajew 8, Tournat 3, Karacić 7, Moryto 1, D. Dujszebajew 2, Thrastarson, Surgiel 1, Paczkowski, Karaliok 1, Nahi 1. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 1/1. Magdeburg: Hernandez (11/38 - 29 proc.), Aggerfors - Musche 2, Claar 8, Kristjansson 6, Pettersson, Smarason, Magnusson 2, Hornke 6, Weber, Lagergren, Mertens, Saugstrup 1, O'Sullivan, Damgaard, Bergendahl 1. Kary: 0 minut. Rzuty karne: 2/4.