Gdyby Orlen Wisła Płock przegrał z Magdeburgiem, a wicemistrz Polski nie był przecież faworytem, miałby bardzo trudną sytuację w walce o awans do fazy play-off. Już teraz, na samym początku zmagań w fazie grupowej. Trudno być bowiem optymistą przy zerowym dorobku po czterech kolejkach, mając w perspektywie wyjazd do Veszpremu. "Nafciarze" chcieli tę złą serię przerwać, ale weszli w to spotkanie chyba trochę przemotywowani. Kapitalny kwadrans triumfatora Ligi Mistrzów. "Nafciarze" nie mieli nic do powiedzenia W trzech poprzednich spotkaniach w Lidze Mistrzów płocczanie bardzo dobrze radzili sobie przez 45-50 minut, każdy z tych meczów mogli wygrać, a jednak fatalnie rozgrywali końcówki. Dziś nie szło im już od samego początku, od pierwszej akcji. Magdeburg był przygotowany na próby dogrania Mihy Zarabeca do koła, brakowało zagrożenia z drugiej linii. Mimo, że Marcel Jastrzębski wygrał dwa pojedynki z Matthiasem Musche, goście od razu uciekli na kilka bramek. Wisła miała zaś problemy, rosnące z każdą minutą. Jej defensywne filary - Leon Šušnja i Mirsad Terzić - prezentowali się znacznie gorzej niż środkowi obrońcy wicemistrza Niemiec: Oscar Bergendahl i Piotr Chrapkowski. "Gladiatorzy" po nieudanych akcjach od razu ruszali z kontrami, te kończyli zwykle skrzydłowi: Musche i Tim Hornke. W efekcie Magdeburg prowadził po kwadransie 10:5, a niepokojące było to, że w ekipie gospodarzy kiepsko spisującego się Szwajcara Nikolę Portnera potrafili pokonać jedynie: Tin Lučin (3 bramki) i z koła Dawid Dawydzik. Inni nie tyle nie próbowali, co nie mieli nawet szans na to. Dla porównania - w Magdeburgu do tego momentu było już ośmiu strzelców. Chorwat zaczął rzucać po okienkach. Doszła świetna obrona i sytuacja się odwróciła Niewiele więc wskazywało, że coś tu się może zmienić - tak perfekcyjnie wyglądał obrońca tytułu w Lidze Mistrzów. Płocczanie wielokrotnie już jednak pokazywali, że gdy funkcjonuje ich obrona, są w stanie zagrozić każdej drużynie. A ta defensywa zaczęła grać kapitalnie, choć przecież skład personalny się nie zmienił. Momentalnie przyszła też poprawa w ataku, tu symptomy dawnej dyspozycji zaczął pokazywać Niko Mindegia. No i kapitalnymi rzutami po okienkach zaczął popisywać się Lučin. Szkoda tylko, że przy stanie 7:10 Chorwat trafił z karnego w słupek. Gospodarze zaczęli jednak odrabiać powoli straty, Orlen Arena zaczęła wreszcie żyć. Gdy w 28. minucie Lucin trafił w osłabieniu znów obok Portnera, Magdeburg miał już tylko jedną bramkę przewagi (12:11). To zapowiadało wielki emocje także po przerwie. Najlepszy mecz w Lidze Mistrzów obrotowego reprezentacji Polski, Płock na prowadzeniu! I te emocje były, mimo że początkowo Magdeburg znów odskoczył na trzy trafienia. Obrona płocczan wskoczyła na absolutnie mistrzowski poziom, do kolegów dostosował się w bramce Mirko Alilović. W 43. minucie grający swój najlepszy mecz w Lidze Mistrzów Dawid Dawydzik dał wicemistrzom Polski prowadzenie 18:17, Magdeburg znalazł się pod ścianą. Widać było, jak płocczanie ciężko na to pracowali. Widać też było, jak coraz bardziej zdumioną minę miał trener gości Bennet Wiegert. Gdyby jeszcze sędziowie z Francji Karim i Raouf Gasmi nie pomogli Niemcom w kilku sytuacjach, "Nafciarze" mieliby całkiem sporą przewagę. Dwa kluczowe momenty w końcówce: czerwona kartka dla Daszka, pudło Dawydzika Kluczowa sytuacja miała miejsce w 54. minucie - gospodarze raczej niesłusznie dostali rzut karny, na dodatek z boiska w krótkim odstępie czasu wyleciał drugi z graczy gości. Było 23:24, gdy do piłki na siódmym metrze podszedł Michał Daszek. Rzucił fatalnie, prosto w twarz Portnera. Nie było bramki na remis, była za to słuszna czerwona kartka dla reprezentanta Polski. Gorsze rozwiązanie trudno znaleźć. Zwłaszcza, że za chwilę Ómar Ingi Magnússon wyprowadził "Gladiatorów" na dwubramkowe prowadzenie. Płock walczył, na 2,5 minuty przed końcem Dawydzik trafił z 6 metrów w poprzeczkę - nie było więc kolejnego remisu. Zamiast tego Felix Claar podwyższył na 27:25, sytuacja wicemistrzów Polski była już bardzo trudna. I pogorszyła się jeszcze po kolejnej, ryzykownej akcji, kończonej wrzutką Mindegi do Gonzalo Pereza. Hiszpan nie trafił, a za chwilę goście rozwiali wszelkie wątpliwości. Odczarowali w końcu Orlen Arenę - wygrali tu 28:26. Orlen Wisła Płock - SC Magdeburg 26:28 (12:14) Orlen Wisła: Jastrzębski (2/16 - 12 proc.), Alilović (5/19 - 27 proc.) - Lučin 6, Dawydzik 5, Piroch 3, Fazekas 3, Krajewski 2, Mihić 2, Perez 2, Żytnikow 2, Mindegia 1, Daszek, Zarabec, Šušnja, Samoiła, Terzić. Kary: 12 minut. Rzuty karne: 1/3. Magdeburg: Portner (4/22 - 18 proc.), Hernandez (1/9 - 11 proc.) - Claar 9, Magnusson 5, Musche 5, Damgaard 3, Pettersson 1, Hornke 1, Weber 1, Lagergren 1, O' Sullivan 1, Bergendahl 1, Meister, Chrapkowski, Smarason, Mertens. Kary: 12 minut. Rzuty karne: 5/6.